Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co naprawdę jest grane wokół Ukrainy?

23-03-2022 21:25 | Autor: Tadeusz Porębski
Tygodnik Passa jest nominalnie gazetą lokalną, w dobie Internetu jednak, ze zrozumiałych względów, nie stronimy od tematów globalnych. Prezentujemy na łamach sporo własnej publicystyki, dlatego wydarzenia na Ukrainie nie mogą pozostać bez redakcyjnego komentarza.

Staramy się zachowywać daleko idącą wstrzemięźliwość, jak idzie o komentarze dotyczące sporów i konfliktów na każdym poziomie i w każdym wymiarze. Słowo konflikt pochodzi z łacińskiego „conflictus” i oznacza „zderzenie". Może on mieć podłoże ekonomiczne, socjalne, polityczne (np. etniczne – narodowościowe i rasowe), klasowe, ideologiczne, kulturowe i – niestety – militarne, zwane wojną. Dążeniem Władymira Putina, prezydenta Federacji Rosyjskiej, jest odtworzenie „Wielkiej Rosji” w granicach po konferencji jałtańskiej. Oznaczałoby to pozbawienie suwerenności Estonii, Łotwy, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Polski, Czech, Słowacji, Węgier, Mołdawii, Rumunii i Bułgarii. To wielki sen Putina, który zakończy się pobudką, spowodowaną przez zimny prysznic. Już dzisiaj wiadomo, że Rosja nie jest w stanie wygrać tej wojny bez użycia na Ukrainie broni jądrowej lub hipersonicznej. Ten drugi rodzaj broni jest nie mniej straszny niż atom, a bardziej precyzyjny. Rosja i Chiny już go mają, Amerykanie dopiero nad nim pracują. Czyli sytuacja jakby się odwróciła, bo w 1945 to Stany Zjednoczone miały już bombę atomową, a ZSRR jeszcze nie.

Najważniejszą cechą broni hipersonicznej jest jej niewyobrażalna prędkość. W kosmosie można ją sobie wyobrazić, ale w atmosferze – nie. Pociski hipersoniczne pięciokrotnie przekraczają prędkość dźwięku, mamy więc do czynienia z liczbą Macha powyżej 5, czyli prawie 6 tys. km/godz. Ostatnie próby pokazały, że ich maksymalna prędkość to 2 do 3 km/sek.! Zwalczanie takich pocisków jest niebywale trudne. Rakieta balistyczna nadlatuje na cel z góry, więc jest czas, by ją namierzyć i próbować unieszkodliwić. Natomiast pocisk hipersoniczny porusza się na poziomej trajektorii i żeby go skutecznie zwalczyć należy zareagować w dosłownie kilka sekund. Rosyjscy uczeni dostrzegli, że w atmosferze prędkość rośnie dwukrotnie, a opór czterokrotnie. Silnik rakietowy pozyskuje energię z paliwa i utleniacza w dużych ilościach, a to zajmuje objętość i zwiększa wagę oraz opór pocisku. Uczeni opracowali więc tzw. silniki strumieniowe korzystające z powietrza atmosferycznego, które przy zawrotnych prędkościach wpada do wlotu pod tak dużym ciśnieniem, że już nie wymaga sprężarki (utleniacza).

Pozostał problem ochrony elektroniki wewnątrz pocisku hipersonicznego przed wysokimi temperaturami, spowodowanymi gigantyczną prędkością. Jak go rozwiązano? Wyjaśnił to na łamach tygodnika „Polityka” dr inż. Michał Fiszer, publicysta wojskowej prasy specjalistycznej: „Duraluminium, materiał, z którego buduje się konstrukcje latające w atmosferze, topi się już w 650 stopniach i w tym przypadku się nie nadaje. Kadłub pocisku ze stali? Topi się w temperaturze 1300–1400 stopni, zaś wysokogatunkowa stal kwasoodporna nawet w 1510 st. Tyle że przy prędkościach rzędu 2 km/s powierzchnie na wysokości 10–20 tys. metrów nagrzewają się do temperatury 2 tys. st. i nawet najlepsza na świecie i kosztowna stal tytanowa (1668 st.) nie wytrzyma. Pociski hipersoniczne wyposażono więc w specjalne osłony ablacyjne ze spieków ceramicznych. Dodatkowo zastosowano podwójne kadłuby (prawie jak na okrętach podwodnych z kadłubem zewnętrznym i wewnętrznym). Między kadłubami umieszczono specjalny system chłodzenia, który chroni elektronikę przed wysokimi temperaturami.

To wszystko za pieniądze z Zachodu pozyskiwane przez Rosję ze sprzedaży ropy naftowej i gazu ziemnego. Amerykanie przespali sprawę i w tej chwili są ponoć na dobrej drodze do opracowania broni hipersonicznej i systemów obronnych. A Rosja ma w swoim arsenale od 2018 roku pocisk Ch-47M2 „Kindżał”, który przenoszony jest w samolotach MiG-31K lub Tu-22M3. Może naprowadzać na cel za pomocą bezwładnościowego układu nawigacyjnego, korygowanego systemem „Glonass”. Dzięki temu systemowi celność pocisku sięga… jednego metra. Przenosi on głowicę jądrową o sile od 100 do 500 kiloton lub konwencjonalną o masie 500 kg. Kindżał to broń taktyczna, niemal niezniszczalna. Rakieta „Iskander”, odpalona z ziemi, osiąga wysokość około 150 km, natomiast „Kindżał” mknie prosto na wysokości dziesięć razy mniejszej, w gęstej atmosferze i dodatkowo manewruje. Jak można było dopuścić do pozyskania kolejnej broni masowego rażenia, która jest niemal niezniszczalna? Gdzie był i co robił wojskowy wywiad amerykański z Fort Huachuca i Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA), której skuteczność Amerykanie wynoszą pod niebiosa? Gdzie były wywiady pozostałych państw NATO i osławiony izraelski Mossad?

Jak można było pozwolić dyktatorowi rządzącemu największym krajem świata na pozyskanie broni, przed którą nie ma obrony? Dzisiaj świat trzęsie się ze strachu, czy pan na Kremlu nie wpadnie na pomysł użycia w Ukrainie broni jądrowej w wymiarze na razie lokalnym, by w ten sposób zdławić opór i zmusić Ukraińców do poddania się. Tak postąpili w sierpniu 1945 r. Amerykanie, zrzucając bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki. Po ataku atomowym Japończycy natychmiast skapitulowali. Putin uśpił czujność Zachodu za pomocą gigantycznych łapówek bądź wysoko płatnych synekur (były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder w Gazpromie) i zdołał uzależnić od Rosji oraz jej zasobów naturalnych większą część Starego Kontynentu. Polska również popadła w zależność i dzisiaj nie wiadomo, co z nami będzie dalej. Nasi politycy wykonują coraz dziwniejsze ruchy. Niebezpieczna wycieczka do Kijowa Jarosława Kaczyńskiego, który bojaźliwie ukrywał się przed gniewem kilkunastu tysięcy kobiet, a nagle nabrał odwagi na bardzo ryzykowny wyjazd w oko cyklonu, wywołała masę komentarzy, nie zawsze przychylnych prezesowi PiS.

Jego propozycja o sformowaniu i wysłaniu do Ukrainy misji pokojowej NATO była przysłowiowym „ni przypiął, ni przyłatał”. Pomysł ten został skrytykowany przez kanclerza Olafa Scholza, administrację Białego Domu, a nawet przez Andrija Deszczycia, ambasadora Ukrainy w Polsce, który powiedział, że „Ukraina potrzebuje teraz misji militarnej, która mogłaby doprowadzić albo chociaż pomóc doprowadzić do pokoju. Wysyłanie misji pokojowej, niemilitarnej jest niebezpieczne, ponieważ Rosjanie po prostu ją rozstrzelają". Jednak polski poeta musiał mieć coś na myśli, bo trudno podejrzewać, że nie posiadł elementarnej wiedzy o misjach pokojowych NATO, które mogą zostać użyte, ale tylko wtedy, kiedy nastąpi rozejm. Siły pokojowe mają za zadanie pilnowanie, czy każda ze stron konfliktu przestrzega zawieszenia broni. Pomysł Kaczyńskiego po imieniu nazwał Roman Giertych, niegdysiejszy koalicjant Prezesa, dzisiaj jego zaciekły wróg. Na swojej oficjalnej stronie na FB Giertych przedstawił wywód zatytułowany „Plan Orbana”, nad którym należy się pochylić, ponieważ jest logiczny i poparty konkretnymi faktami. Dlatego przytaczamy go w całości, by każdy Czytelnik mógł ocenić elaborat na swój sposób.

PLAN ORBANA

Autor: Roman Giertych

Jedenaście lat temu na jednej z konferencji pod Rzymem, zorganizowanej przez kardynała Christopha Schönborna, długo rozmawiałem z premierem Viktorem Orbanem. Uważał mnie za takiego „Jobbika” i zaczął mi tłumaczyć, jak to trzeba w oparciu o finansowe wsparcie Chin i wojskowe Rosji przebudować Europę. To człowiek inteligentny, wykształcony i trochę duszący się jako premier małego kraju. Już wówczas wyrażał się bardzo niepochlebnie o Ukrainie. To Orban namówił Kaczyńskiego do prób rozmontowywania UE. Cała gra Orbana, a później i Kaczyńskiego, zakładała szykowaną od lat przez Putina wojnę o odbudowę ZSRR. Plan tej wojny Putin wyłożył jasno tuż przed jej wybuchem. Zakładał on odzyskanie przez Rosję ziem byłego ZSRR i stworzenie buforów wokół Rosji z krajów z nią powiązanych, albo z krajów neutralnych lub w połowie neutralnych.

Za czasów Tuska plan wciągnięcia do tak brudnej gry jakiegokolwiek kraju z UE był niemożliwy do realizacji. Raz Putin spróbował podjąć negocjacje w tej sprawie, oferując Polsce, niby żartobliwie, zachodnią Ukrainę. Tusk i Sikorski odmówili nawet żartów na ten temat. Tymczasem problem zachodniej Ukrainy był – w błędnym zresztą założeniu Putina – najważniejszy. Rosja nie posiada setek tysięcy żołnierzy koniecznych do pełnej okupacji Ukrainy. Putin spodziewał się szybkiego podbicia militarnego Kijowa i południa kraju, ale okupacja zachodniej Ukrainy, gdzie prawie nie ma ludności rosyjskojęzycznej, nigdy nie była w jego planach. Stąd w planach zniszczenia państwa ukraińskiego Putin zakładał, że najlepiej zachodnią Ukrainę oddać pod patronat Polski, który miał być realizowany w ramach np. misji pokojowej NATO. Stąd zresztą Jarosław Kaczyński, w ramach operacji ukrywania swojego udziału w planie Orbana, użył tego terminu do przedstawienia w Kijowie swojej niedorzecznej propozycji.

Dla Putina Polska była ważna jeszcze z jednego względu. Przy wojnie na Ukrainie i zakładanej długotrwałej partyzantce, Polska była niezbędna jako kraj tranzytowy do Niemiec. Pamiętajmy, że mówimy o planach, które nie zakładały długotrwałego oporu Ukrainy, zjednoczenia Zachodu, a już zupełnie nie zakładały, że Ukraińcy mogą wojnę wygrać. Polska zresztą, jeżeli chodzi o korytarz towarowy z Europy do Rosji, zachowuje się nadal zgodnie z planem Orbana. Około 55 proc. całego eksportu i importu z Rosją idzie przez Polskę. Rząd propagandowo opowiada jak bardzo chce sankcji, ale nie wprowadził nawet najprostszych. Realizacja planu Orbana trwała dobrych kilka lat. Miała ona w zamiarze przywódców Węgier i Polski przynieść faktyczne objęcie protektoratem części Ukrainy (Polska zachodnią Ukrainę, a Węgry Ruś Zakarpacką, zamieszkałą przez liczną ludność węgierską). I poprzez ten wzrost obszaru faktycznej kontroli przez państwo zapewnić Kaczyńskiemu i Orbanowi oraz ich partiom popularność i rządy na wiele dziesięcioleci.

Wszystkie działania Kaczyńskiego i Orbana, związane z rozprawą z sądami, podporządkowaniem prokuratury, mediów, szkół, wojska, konflikt z UE, wywalanie kapitału amerykańskiego – są racjonalne tylko wtedy, gdy założy się, że dojdzie do całkowitej przebudowy geopolitycznej na świecie. Inaczej nie da się na zdrowy rozum wytłumaczyć, dlaczego rząd nie wykonywał wyroków TSUE, tracąc potencjalnie setki milionów euro, albo chciał znacjonalizować jeszcze miesiąc temu największą inwestycję USA w Polsce. Jeśli plan Orbana udałby się, sekwencja zdarzeń byłaby następująca. Rosja wkracza na Ukrainę i zajmuje Kijów. Wojska rosyjskie nie wkraczają jednak ani na zachodnią Ukrainę, ani na Ruś Zakarpacką. Władzy lokalne Ukrainy zachodniej i Rusi Zakarpackiej błagają NATO o pomoc przed okupacją i wówczas Polska i Węgry wkraczają do określonych z Putinem granic i obejmują ”opiekę” nad tą częścią Ukrainy, spotykając się z wdzięcznością miejscowej ludności. Rosja tworzy marionetkowy rząd w Kijowie, przyłącza wschodnie części do Rosji, a zachód Ukrainy i Ruś Zakarpacka tworzą odrębny, prozachodni twór pod opieką Węgier i Polski. Być może coś dostałaby też Białoruś.

Operacyjnie wojska polskie już znajdowały się na wschodzie, gdyż zostały tam „przypadkowo” ściągnięte w ramach kryzysu migracyjnego, który wywołał nieoczekiwanie i nie wiedzieć czemu Łukaszenka. Wojska węgierskie przesunęły się na wschód w pierwszym dniu wojny. Oczywiście warunkiem powodzenia operacji było utrzymanie jej w tajemnicy, no i oczywiście powodzenie operacji militarnej Putina. Mało kto pamięta, ale do momentu przegranej przez Rosjan próby opanowania Kijowa i do momentu zjednoczenia przez Joe Bidena całego Zachodu, Polska nie udzielała żadnej pomocy Ukrainie, a nawet zamknięcie nieba zostało wymuszone przez oburzenie opinii publicznej. Na Węgrzech w pierwszych dniach wojny już mówiono o potrzebie opieki na Węgrami żyjącymi na Ukrainie. Kiedy domknięto ostateczne ustalenia?

W dniu 4 grudnia 2021 roku w Warszawie odbyło się spotkania proputinowskiej międzynarodówki. To wówczas Le Pen była wożona po Warszawie niczym głowa państwa. Tego dnia Orban spotkał się z Kaczyńskim. Obaj już wiedzieli od Amerykanów o planach inwazji (Biden przekazał to sojusznikom w listopadzie). I zaraz po tym poszło uderzenie w TVN, co moim zdaniem było sygnałem dla Putina o gotowości konfrontacji Polski z USA. Jednak ostateczne potwierdzenie planu Orbana musiało nastąpić w Madrycie 29 stycznia 2022 roku. Zaraz po spotkaniu z Morawieckim Orban poleciał 5 lutego 2022 roku osobiście do Putina. Kilka dni później wyszły rozkazy Putina do jednostek o rozpoczęciu wojny. Rozkazy wyraźnie omijały w działaniach wojennych zachodnią część Ukrainy. Czy wojna mogła się odbyć bez tego planu? Pewnie tak, lecz cichy współudział PiS bardzo plany Rosji ułatwiał.

Wszystko wzięło w łeb w momencie, gdy Ukraina zaczęła wygrywać, a Zachód się zjednoczył. Wówczas PiS nagle porzucił Orbana, Le Pen oraz Salviniego i zaczął grać rolę głównego obrońcy Ukrainy. Wyjazd do Kijowa Morawieckiego i Kaczyńskiego, a także kolaborującego z Putinem premiera Słowenii, miał przykryć współudział w tym planie. Także Salvini próbował ukrywać swój udział we współpracy z Putinem, przyjeżdżając nieoczekiwanie do Przemyśla. Wszyscy nagle zostali przyjaciółmi Ukrainy. Skąd moja spekulacja? Bo jaki był sens uderzać w inwestycję USA, jeśli nie było cichego porozumienia z Putinem? Jaki jest sens i korzyść z lekceważenia UE i wyśmiewania się z wyroków TSUE? Tylko wtedy jest sens, kiedy się wie o całkowitej zmianie geopolitycznej, która ma nastąpi

za moment. Jaki jest sens spotykania się z Le Pen, którą finansuje Rosja, w czasie, kiedy już się wie, że inwazja na Ukrainę to sprawa pewna? Po co spotykać się z Orbanem, który co miesiąc jest w Moskwie, jeśli nie po to, by używać go jako pośrednika w uzgadnianiu planu?

Jeśli się wie o inwazji i chce się być po stronie Zachodu, należałoby unikać Orbana, przyjaciela Putina, jak ognia. Po co spotykać się w Madrycie ze wszystkimi sojusznikami Putina, jeśli chce się w wojnie, o której się wie, że za chwilę wybuchnie, stać po przeciwnej stronie? To są rzeczy oczywiste. A to, że nie mamy stenogramów rozmów Kaczyńskiego i Morawieckiego z Orbanem, też jest oczywiste. Nie było bardziej poufnych spraw. Wniosek jest jeden: szykowano zdradę stulecia. I tylko zwycięstwo Ukrainy, oburzenie zachodniej opinii publicznej oraz skala tego oburzenia związana z bohaterskim oporem, jak również zjednoczenie całego Zachodu zapobiegło zdradzie. Przypominam, że plan Putina zakładał szybkie opanowanie Kijowa, niewielkie straty w ludności cywilnej i podzielony Zachód z rachitycznym sankcjami. Nic z tego planu nie wyszło. Gdyby jednak wojskowa „operacja specjalna” się udała, to plan Orbana mógłby zostać zrealizowany. A Kaczyński triumfalnie zająłby Lwów i jako zbawca Ukraińców oraz wskrzesiciel potęgi Polski mógłby liczyć na rządy absolutne. Nie udało się. Dzięki Bogu i sława Ukrainie!

Fot. wikipedia

Wróć