Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Byle do wiosny…

11-11-2020 20:32 | Autor: Mirosław Miroński
Koronawirus zaznacza swoją obecność naszym życiu coraz silniej. Powoduje zapaść w wielu jego obszarach. Najmocniej widać to w kulturze, która – aby się ratować, przenosi się w coraz większym stopniu do Internetu; w szkolnictwie, gdzie niemal cały system jest zmuszony do przejścia na naukę online, a także w szeroko rozumianej gospodarce. Tu niektóre dziedziny, m.in.: usługi, handel, turystyka, transport, sport – ucierpiały najbardziej i bez wsparcia ze strony państwa nie przetrwają.

Tymczasem liczba zakażeń koronawirusem i zachorowań na COVID-19 rośnie i nie wiemy, jak długo ta sytuacja się utrzyma. Trudno jest przewidywać, czy mamy do czynienia z trendem wznoszącym i kiedy da się to odwrócić, zależy to bowiem od zachowania społeczeństwa. Nasuwają się liczne pytania i wątpliwości, na które nikt nie zna odpowiedzi. Nie wiemy, czy nasz system opieki zdrowotnej poradzi sobie z realnym zagrożeniem, niemającym odpowiednika, jeśli chodzi o jego skalę. W opinii wielu komentatorów system znajduje się już na granicy wydolności. Potwierdzają to też doświadczenia pacjentów, u których rozpoznano COVID-19. Do niedawna, tzw. Przeciętny Kowalski dowiadywał się o epidemii jedynie z mediów. Swoją wiedzę na ten temat czerpał z doniesień dziennikarzy i służb sanitarno-epidemiologicznych, teraz jednak to się zmieniło. Dziś, dowiaduje się o zachorowaniach z najbliższego otoczenia, od rodziny, przyjaciół, znajomych, współpracowników, kolegów ze szkoły.

Nie do pozazdroszczenia jest sytuacja pacjentów, którzy cierpią na choroby przewlekłe, wymagające częstych konsultacji, czy też wizyt w placówkach opieki zdrowotnej oraz osób wymagających szybkiej interwencji medycznej w formie porad i zabiegów. Dotyczy to zwłaszcza konsultacji specjalistycznych, gdzie czas oczekiwania na wizytę, czy poradę jest długi, a pacjenci są zapisywani w terminach wielomiesięcznych.

O ile z wieloma problemami służby zdrowia można sobie poradzić, o tyle braków spowodowanych w dużej mierze niedoborem w szeregach jej pracowników, głównie lekarzy specjalistów, ale też pielęgniarek, diagnostów – nie nadrobi się z dnia na dzień . Tu zmiany, jeśli nastąpią, nie są kwestią najbliższego czasu, a co najmniej kilku lat. Sam proces kształcenia lekarzy i innych pracowników trwa długo, a do tego najpewniej wszyscy wolelibyśmy być leczeni przez lekarzy z doświadczeniem, a nie bezpośrednio po szkole, nawet jeśli to najlepsza szkoła.

Faktem jest, że system, który znajduje się na granicy wydolności, może zostać przeciążony. Mielibyśmy wtedy sytuację podobną do tej sprzed kilku miesięcy na zachodzie i południu Europy, gdzie brakowało łóżek dla pacjentów wymagających fachowej pomocy.

Niedawno dotarły do nas zapowiedzi zakupów szczepionek produkowanych przez dwie renomowane zachodnie firmy: Pfizerem i BioNTech. Nasz rząd zapowiada zakup 20 mln. dawek preparatu. Początkowy optymizm wynikający z tej informacji studzi nieco fakt, że to jeszcze nie oznacza pokonania epidemii w naszym kraju. Droga do tego wymaga bowiem wielu działań logistycznych, specjalnego przygotowania miejsc do przechowywania i transportu preparatu. Jak dowiadujemy się z wypowiedzi premiera RP, będzie ona w pierwszej kolejności przeznaczona dla służb medycznych i seniorów. Jeśli nawet szczepionka będzie skuteczna i stanie się powszechnie dostępna, nie oznacza to końca pandemii w krótkim czasie. Mimo, że szczepionka na COVID-19 to prawdziwy przełom w walce z nią, jej użycie nie będzie zapewne obowiązkowe, bo nie ma do tego podstaw prawnych. Perspektywa szybkiego końca jest więc odległa. Przypomnijmy perypetie ze szczepionką przeciw grypie, wciąż niedostępną dla większości zainteresowanych nią pacjentów. To, czy przyczyni się ona do wygaszenia zakażeń, zależy w dużej mierze od społeczeństwa. Niestety, jest ono podzielone w kwestii szczepień. Według sondaży, około połowa deklaruje, że się nie zaszczepi. Wygląda więc na to, że z koronawirusem pozostaniemy na dłuższy czas.

Scena polityczna wokół nas jest skomplikowana, a kolejne wydarzenia komplikują ją jeszcze bardziej. Pandemia przyczynia się jeszcze do tego. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, a przeciętny obserwator z trudem może nadążyć za kolejnymi odsłonami. W dodatku, zmieniają się nie tylko tematy, ale też sposób ich przedstawiania. Nikogo już nie dziwi fakt, że te same zdarzenia są postrzegane i opisywane w diametralnie różny sposób. Przykładem może być ocena rządu w walce z epidemią i z koronawirusem. Dla jednych to sukces, a dla innych to porażka. Trudno o bardziej sprzeczne opinie. Rozbieżności w ocenach to coraz częstsze zjawisko także w innych dziedzinach.

Faktem jest, że coraz dotkliwiej odczuwamy skutki epidemii i to nie tylko biologiczne, ale też społeczne. Te ostatnie mogą trwać znacznie dłużej niż zdrowotne. O ile na początku epidemii mieliśmy dość optymistyczną wizję jej zakończenia, o tyle teraz daje się zauważyć oznaki zmęczenia społeczeństwa. Mimo to, nie traćmy nadziei. Byle do wiosny. Zaszczepmy się i zobaczymy co dalej będzie!

Wróć