Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Biez wodki nie rozbieriosz...

25-05-2022 20:57 | Autor: Maciej Petruczenko
Finansowanie Rosjan jest dzisiaj absolutnie nie na czasie. Gdy jednak rozejrzałem się po Warszawie, by dostrzec i natychmiast skrytykować jakichś obywateli RP sponsorujących Moskali, bardzo szybko przyszło mi zauważyć, że ja sam jestem jednym z tych fundatorów. W dodatku – mimo całej miłości własnej – jako surowy sędzia samego siebie nie znalazłem nic na swoje usprawiedliwienie. Od razu decyduję się zatem na publiczną ekspiację, przyznając się do winy i na dodatek podaję kwotę, jaką zasponsorowałem bynajmniej nie narzekający na brak kasy biznesowy Dream Team, którego najtrafniejszym określeniem byłoby rzeczownikowo-przymiotnikowe połączenie – Drużyna Putina.

Przechodząc zaś do konkretów, ujawnię – czerwieniąc się ze wstydu, że kwotą blisko 600 złotych wsparłem najbogatszego do niedawna Rosjanina – Olega Deripaskę. Ten w pewnym momencie bodaj najbardziej znany oligarcha nowej Rosji jest człowiekiem godnym współczucia, bo najprawdopodobniej nie wie dziś, jak związać koniec z końcem. Słychać otóż, że z kilkudziesięciu miliardów dolarów zostały mu już zaledwie trzy-cztery, po prostu złamany grosz na czarną godzinę. Nie można wykluczyć, że gospodin Deripaska pójdzie śladem naszego premiera Mateusza Morawieckiego i niepokojąc się o byt swojej rodziny i swojej rodiny, zacznie żebrać o wsparcie u Wikingów, którym się dziś po prostu przelewa. Choć nie zawsze w kierunku polskim, bo to akurat zależy od tego, jak i kiedy napełni się Baltic Pipe.

Pół wieku temu narodziła się w stosunkach międzynarodowych tzw. dyplomacja pingpongowa. Starania sekretarza stanu USA Henry'ego Kissingera o ocieplenie stosunków amerykańsko-chińskich w znacznym stopniu ułatwiło nieoczekiwane zaproszenie amerykańskich tenisistów stołowych do ChRL. Chłopcy z obu stron poodbijali sobie trochę piłeczkę, no i w dalszej perspektywie okazało się, że ówczesne dzieci Rewolucji Kulturalnej dostały z czasem zgodę nie tylko na jeżdżenie tak wykwintnymi autami, jak sprowadzany z Polski Fiat 126p, lecz również na oglądanie wrednego sportu zawodowego Stanów Zjednoczonych, a przede wszystkim koszykarskiej ligi, zwanej NBA, do której w końcu przystał sztucznie wyhodowany na wielkoluda chiński gracz o nazwisku Yao Ming. Przez analogię chciałoby się od razu powiedzieć, iż tak jak Yao Ming na koszykarza, tak Deripaska został sztucznie wyhodowany na miliardera. Jego protektor Wowa Putin na szczęście wie, że choć kochany Oluś popadł w długi, to sam się z nich, bez pomocy państwa rosyjskiego, najprawdopodobniej wykaraska. Nawet wtedy, gdy nie przywróci mu obywatelstwa taka potęga jak Cypr, którego paszportem dysponował dodatkowo do niedawna.

Pora rzec wszakże, jakim cudem dorzuciłem nagle Deripasce sześć stów. Stało się tak dlatego, że nieświadom jego konotacji współwłaścicielskich, zapłaciłem tyle za pokój w stołecznym hotelu Polonia, który – jak na zabytek przystało – stanowi od wielu lat własność austriacko-rosyjską, po sprzedaniu przez zgrzebne biznesowo przedsiębiorstwo Syrena. Pokój wynająłem dla przybywającego z Sydney do Warszawy najstarszego z żyjących polskich olimpijczyków igrzysk letnich. Nie wiem wprawdzie, czy pod płaszczykiem wynajmu dofinansowanie ruskiego oligarchy go ucieszy, ale z warunków hotelowych na pewno będzie zadowolony, bo z góry przygotowano mu tam serwis dla osób niepełnosprawnych.

Jeśli chodzi o mającego zdaje się większościowy pakiet w hotelu Polonia Palace austriackiego współwłaściciela, to musi on przyjąć mojego gościa z Antypodów po królewsku w ramach przeprosin za nieludzkie potraktowanie w Wiedniu niedawnego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej, pupila samego ministra Antoniego Macierewicza i szefa jego gabinetu politycznego, czyli persony, że nie w kij dmuchał. Jak donosi prasa, pan Bartłomiej Misiewicz, któremu jeszcze podczas sprawowania przezeń wspomnianej funkcji salutowali na baczność wysocy oficerowie WP, jechał był sobie ostatnio samochodem przez niegdysiejsze tereny cesarza Franciszka Józefa i nagle zatrzymała go policja, zarzucając jazdę po nadużyciu alkoholu. Ponoć miał we krwi zaledwie półtora promila – zapewne jako zabezpieczenie antycovidowe, więc o czym tu było gadać? Policjanci powinni w takiej sytuacji tylko zasalutować i życzyć Szarej Eminencji Wojska Polskiego szerokiej drogi. Tymczasem skończyło się na austriackim gadaniu i zabraniu naszemu wielkiemu patriocie prawa jazdy. Niesłychany to skandal. Wszak cały świat wie, że Polacy wszystkim naokoło, a zwłaszcza Ukraińcom, teraz tylko dają. Zabierają zaś, jak widać, w przeciwieństwie do nas, Austriacy. Czyżby już zapomnieli, że to najszczerszy Polak, Jan III Sobieski uratował im w roku 1683 d....pę pod Wiedniem? Tamta wiktoria chyba do czegoś zobowiązuje?

Inna sprawa, że niedawny minister Macierewicz, znany z bezkolizyjnych podróży samochodowych i z wyjątkowego wyczulenia na katastrofy lotnicze, mógłby swemu faworytowi wciąż zapewniać limuzynę z szoferem. I to takim w białych rękawiczkach. W końcu – dla dobra i ku chwale ojczyzny! W tej chwili formacje, w których działa Jego Wysokość Antoni Sprawiedliwy, toczą zaciętą walkę z napastującą nas na wielu odcinkach, dyktatorską do obrzydzenia Unią Europejską. I trzeba dawać odpór pchającemu swe brudne łapy gdzie nie trzeba Jewrosojuzowi – jeśli mi wolno użyć terminologii rosyjskiej. Tak jak Bartłomiej Misiewicz dał odpór niepolskiej strukturze wojskowej, zagnieżdżonej w Warszawie. Pod skrzydłami ministra Macierewicza dokonał nocą udanego ataku na Centrum Kontrwywiadu NATO w stolicy Polski i okazał się w tym starciu Bartkiem Zwycięzcą. Przy pomocy Żandarmerii Wojskowej i dorobionego klucza udało się przełamać opór zamka w drzwiach wejściowych oraz przywołanej na odsiecz policji, nie biorąc jeńców, tylko od razu skazując ich na zsyłkę. Jak najsłuszniej więc Antoni M. wręczył Bartłomiejowi M. — Złoty Medal za Zasługi dla Obronności Kraju. A już o to, czy te zasługi liczyć w procentach, czy w promilach – nie warto toczyć sporu. Tak czy inaczej, znowu mamy naszego bohatera spod Wiednia.

Wróć