Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Bierut nie okradł Warszawy, za to dziś robią to inni

20-01-2016 21:21 | Autor: dr hab. Lech Królikowski
W czasach PRL hucznie świętowano 17 stycznia z okazji kolejnej rocznicy zajęcia Warszawy przez wojska I Frontu Białoruskiego w 1945 roku. Od tego dnia można było wracać do miasta, którego praktycznie nie było po zniszczeniach dokonanych przez Niemców. Trzeba było Warszawę budować na nowo – niemalże od fundamentów. I dokonano tego.

Historia Warszawy w ostatnich miesiącach II wojny światowej i bezpośrednio po jej zakończeniu jest niezwykle silnie związana z wydarzeniami natury politycznej.  W okresie, kiedy istniały dwa polskie rządy, fakt umieszczenia przedstawicielstwa jednej lub drugiej władzy w tradycyjnej stolicy państwa polskiego miał dla obu stron kapitalne znaczenie. Z tego punktu widzenia komuniści nie mogli dopuścić, by Powstanie Warszawskie zakończyło się sukcesem, albowiem oznaczałoby to przejęcie zwierzchności nad stolicą przez aparat władzy podległy rządowi londyńskiemu. Z tego samego powodu, ustanowienie  przez władze lubelskie stolicy państwa w innym niż Warszawa mieście – choć uzasadnione względami ekonomicznymi i organizacyjnymi – także było nie do przyjęcia. Rozumiano bowiem, iż dla zdecydowanej większości Polaków, ale także dla światowej opinii publicznej, władza rezydująca w Warszawie jest władzą legalną i prawdziwie polską.

Wyzwalanie spod okupacji hitlerowskiej odbyło się w dwóch etapach. 14 września 1944 r. oswobodzona została Praga, a 17 stycznia 1945 r. lewobrzeżna Warszawa. Już 18 września 1944 r. PKWN powołał prezydenta miasta w osobie pułkownika inżyniera architekta  Mariana Spychalskiego (1906 - 1980), który pełnił ten urząd zaledwie do 1 marca 1945 r. Również we wrześniu 1944 r. utworzono w ramach resortu gospodarki narodowej i finansów Dział Odbudowy, którego kierownictwo powierzono majorowi inżynierowi architektowi  Józefowi Sigalinowi (1909 - 1983). Pełnił on później, w latach 1951 - 1956, funkcję pierwszego architekta Warszawy. 20 listopada 1944 r. Dział Odbudowy przekształcony został w Biuro Planowania i Odbudowy, podległe bezpośrednio Prezydium PKWN, a później Prezydium Rady Ministrów. Szefem biura został Michał Kaczorowski (1897-1975), profesor na Wydziale Architektury PW. Na posiedzeniu Krajowej Rady Narodowej 3 stycznia 1945 r. podjęto na wniosek  Bolesława Rumińskiego (1907 - 1971) decyzję o konieczności utrzymania stołecznej roli Warszawy. 13 stycznia 1945 r. Rada Ministrów wydała Biuru Planowania i Odbudowy polecenie rozpoczęcia prac przygotowawczych. 11 kwietnia 1945 r. utworzono Ministerstwo Odbudowy, które powołało m. in. Urząd Planowania Przestrzennego.

Dekret Rady Ministrów o odbudowie Warszawy wydany został 28 lutego 1945 r. Wymieniono w nim po raz pierwszy Biuro Odbudowy Stolicy (BOS) oraz określono zakres jego zadań i kompetencji. W artykule 6 dekretu napisano: „(1) Prace w zakresie odbudowy m. st. Warszawy wykonuje Biuro Odbudowy Stolicy przy prezydencie m. st. Warszawy. (2) Wniosek w sprawie statutu BOS należy do kompetencji ministra odbudowy. (3) Kierownika BOS mianuje i odwołuje Rada Ministrów na wniosek ministra odbudowy w porozumieniu z prezydentem m. st. Warszawy po zasięgnięciu opinii warszawskiej Rady Narodowej”. Podano także, iż wszelkie koszta odbudowy i funkcjonowania związanej z nią administracji  są objęte budżetem Ministerstwa Odbudowy.

Pierwszym kierownikiem BOS został inż. architekt Roman Piotrowski, który  funkcję tę pełnił do 1949 r., a następnie w latach 1949 -1956 był ministrem budownictwa miast i osiedli. Przy Biurze Odbudowy Stolicy powołano Wydział Architektury Zabytkowej, przekształcony w 1947 r. w Urząd Konserwatorski na m. st. Warszawę. Obiema instytucjami kierował inż. arch. Piotr Biegański. Urząd Konserwatorski administracyjnie podporządkowany był władzom miejskim, a merytorycznie Urzędowi Generalnego Konserwatora Zabytków, którym był w tym czasie prof. Jan Zachwatowicz (1900 - 1983). Nadto w maju 1945 r. powołano Narodową Radę Odbudowy Warszawy oraz Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy.

Tak w ogromnym skrócie przedstawiały się formalno-administracyjne przygotowania do odbudowy miasta. Z racjonalnego punktu widzenia decyzja o podjęciu odbudowy – przedsięwzięcia gigantycznego, mającego pochłonąć znaczną część sił i środków wycieńczonego wojną kraju – wcale nie była oczywista. Ze względów politycznych była wszakże koniecznością; co do tego zgodni byli Polacy wszelkich orientacji i zapatrywań. Rozpaczliwie zabiegający o pozyskanie szerszego poparcia społecznego PKWN był po prostu zmuszony ją podjąć.

Podobnie rzecz się miała ze sprawą stołeczności Warszawy. Na decyzji o jej utrzymaniu również wpłynęły obawy, że przeniesienie, chociażby czasowe, stolicy do Łodzi mogłoby pogłębić niechęć i rezerwę znacznej części narodu w stosunku do nowej władzy. Skłaniała do niej także sytuacja polityczna – łatwiej bowiem zabiegać o uznanie międzynarodowe rządowi działającemu w dotychczasowej stolicy. Trzeba przyznać, iż władze komunistyczne trafiły swoją decyzją w zapotrzebowanie i oczekiwanie społeczne. Można śmiało założyć, iż fakt włączenia się zdecydowanej większości przedwojennej kadry inżynierskiej do dzieła odbudowy – co było jednym z głównych warunków powodzenia całego przedsięwzięcia – był rezultatem decyzji o odbudowie miasta i utrzymaniu stolicy państwa w Warszawie. Decyzja ta była jednak niezwykle trudna i nie została podjęta suwerennie przez polskie władze komunistyczne, jak to przez całe dziesięciolecia tłumaczono narodowi.

Pamiętniki osób biorących czynny udział w tamtych wydarzeniach wydają się świadczyć, iż polscy komuniści byli mocno inspirowani przez „Wielkiego Brata”. W obliczu ogromu zniszczeń zdawano sobie dobrze sprawę z rozmiarów trudności, jakie trzeba będzie przezwyciężyć odbudowując miasto, a także z kłopotów, jakich przysporzy natychmiastowe, prowizoryczne z konieczności, restaurowanie w nim władz centralnych. Świadek wydarzeń Michał Kaczorowski napisał: „Tak więc 17 stycznia 1945 r. prezydent Bolesław Bierut zaproponował, by pozostając przy uchwale przesądzającej stołeczność Warszawy – z uwagi na trudności sprawowania w czasie wojny władzy nad krajem w zniszczonym mieście – czasowo przenieść siedzibę rządu do Łodzi, jako miasta najbliższego Warszawy, a przy tym położonego w centrum kraju”.

Ze wspomnień Kaczorowskiego jednoznacznie wynika, że decydujące znaczenie, także w tej sprawie, miało stanowisko ZSRR. Przytacza on następujący cytat z wypowiedzi Bieruta  na posiedzeniu Rady Ministrów 25 stycznia 1945 r.: „Celem naszego wyjazdu do Moskwy było zagadnienie Warszawy, a to z dwóch zasadniczych powodów: chodziło o to, czy zaistnieją warunki, w których będziemy mogli doprowadzić do szybkiej odbudowy miasta jako stolicy kraju i na jaką pomoc moglibyśmy w takim razie liczyć ze strony sojuszniczego i przyjaznego nam Związku Radzieckiego. Odnośnie odbudowy uzyskaliśmy całkowitą jednomyślność w tym sensie, że marszałek Stalin uważa, iż Warszawa powinna być jak najszybciej odbudowana i ze swej strony pragnie przyjść nam z jak najbardziej wydajną pomocą. To przesądza dla nas sprawę, że Warszawa będzie stolicą rządu. Obaj z premierem doszliśmy do wniosku, że powinniśmy wszyscy znaleźć się jak najprędzej w Warszawie, żeby naszą obecnością i wpływem zabezpieczyć jak najszybszą odbudowę stolicy”.

Po tym oświadczeniu rząd podjął uchwałę, stwierdzającą m. in., że „z dniem 1 lutego 1945 r. Prezydium Rady Ministrów przeniesione zostaje na stałe do Warszawy, dokąd przeniesione zostało również Prezydium KRN (...) Akredytowane przy rządzie poselstwa rozmieszczone będą w Warszawie” . Szczegóły precyzował okólnik nr 9 Prezydium Rady Ministrów z 5 lutego 1945 r.: „Wszystkie bez wyjątku ministerstwa, biura przy Prezydium KRN i Rady Ministrów, dyrekcje naczelne i inne władze centralne przenoszą swoją siedzibę do Warszawy (...) Pracownicy wyjeżdżają na razie bez rodzin”. Tak więc, dekret Rady Ministrów o odbudowie Warszawy z 28 lutego 1945 r. był jedynie aktem wykonawczym do decyzji politycznych podjętych w Moskwie w styczniu 1945 r.

Organizując sztab oraz administrację tego gigantycznego przedsięwzięcia zadbano, by znaleźli się w nich, obok osobistości politycznych, przede wszystkim fachowcy. Liczną reprezentację mieli znani przedwojenni architekci, urbaniści oraz działacze spółdzielczości mieszkaniowej. Tragedia Warszawy stanowiła zarazem wyjątkową sposobność zrealizowania wszystkich, nawet najbardziej fantastycznych, koncepcji miasta funkcjonalnego. Niszcząc stolicę, wróg  wyeliminował bowiem większość dotychczasowych fizycznych ograniczeń krępujących wcześniej urbanistów.  Także nowy ustrój wprowadzający jako dominantę własność społeczną stanowił ogromną zachętę do podejmowania niezwykle śmiałych przedsięwzięć przestrzennych. Na zebraniu architektów pod przewodnictwem prof. Lecha Niemojewskiego (1894 - 1952) w dniu 5 listopada 1944 r. Józef Sigalin kładł nacisk na uproszczenie prawnej procedury przejmowania gruntów i na realizację zamierzeń urbanistycznych.

Mówi się o jakimś diabelskim sojuszu urbanistów i dyktatorów. Najbardziej śmiałe wizje urbanistyczne najłatwiej bowiem realizować pod rządami autorytarnymi. Być może, jest to jedna z przyczyn masowego włączenia się architektów w dzieło odbudowy pod rządami komunistów.

W kwietniu 1945 r. Biuro Planowania i Odbudowy ogłosiło program działań. W jego punkcie 10. czytamy:  „Warunkiem odbudowy i celowej przebudowy Warszawy jest przełamanie granic działek własnościowych. Aby problem ten rozwiązać, opracowaliśmy projekt dekretu o własności gruntowej na terenie m. st. Warszawy”. Okazuje się więc, że słynny dzisiaj dekret wcale nie jest autorskim pomysłem samego Bieruta, ale głównie przedwojennych urbanistów.

Warto zwrócić uwagę, że w tym samym czasie, wiosną 1945 r. , podobne problemy nurtowały Holendrów przygotowujących się do odbudowy Rotterdamu, niemal równie ciężko doświadczonego przez wojnę. Tamtejsze władze podjęły wówczas decyzję umożliwiającą swobodne dysponowanie terenami w centrum miasta.

Ów precedens  stanowił dodatkowy bodziec dla specjalistów z Ministerstwa Odbudowy, którzy przygotowali projekt dekretu uchwalonego przez Radę Ministrów, a ogłoszonego 26 października 1945 r. Jego artykuł pierwszy brzmi: „W celu umożliwienia racjonalnego przeprowadzenia odbudowy stolicy i dalszej jej rozbudowy zgodnie z potrzebami narodu,  w szczególności zaś szybkiego dysponowania terenami  i właściwego ich wykorzystania, wszelkie grunty na obszarze Warszawy przechodzą  z dniem wejścia w życie niniejszego dekretu na własność gminy m. st. Warszawy”. Na mocy dekretu cały obszar Warszawy w jej przedwojennych granicach stał się własnością społeczną.

Zanegowanie praw byłych właścicieli w pewnym okresie znacznie przyspieszyło odbudowę Warszawy. Jednak w miarę upływu czasu korzyści z tego tytułu były coraz mniejsze, a w wielu dziedzinach zaczęto dostrzegać wręcz destrukcyjne działanie dekretu. Pominięcie praw ekonomii w gospodarce nieruchomościami doprowadziło do gigantycznego marnotrawstwa terenów i bezsensownego wydłużania ciągów technicznej infrastruktury miasta. Przemysł i budownictwo mieszkaniowe pochłaniały coraz to nowe obszary, albowiem były one praktycznie za darmo. Przyjmując wartość gruntu za zero można było stosować w budownictwie drogie technologie i rozciągać sieci, co stało się katastrofą dla budownictwa w momencie przywrócenia praw rynku. 

Można wskazywać na wiele błędów związanych z odbudową, ale trzeba przyznać, iż łamiąc wiele przeszkód oraz za cenę niebywałych wyrzeczeń nasze miasto zostało odbudowane. Odbudowane nie przez „władzę ludową”, ale przez mieszkańców, często własnymi rękoma. Zasadnicze prace trwały do początku lat 70., a symbolicznym ich zakończenia była decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego (20 stycznia 1971 r.)

Po zmianie ustroju i odrodzeniu się samorządu terytorialnego w 1990 r. sytuacja uległa radykalnej zmianie. Na mocy ustaw nastąpił proces komunalizacji, czyli przejścia nieruchomości na własność gmin. W latach 1994-2002 dekretowe nieruchomości – te położone głównie na obszarze ówczesnej gminy Warszawa Centrum – były sprzedawane na wolnym rynku lub zwracane byłym właścicielom i ich następcom prawnym. Wówczas to rozpoczął się proces, który w coraz bardziej agresywnej formie trwa do dnia dzisiejszego. Można postawić tezę, że w najbliższych latach elitą finansową stolicy będą przedstawiciele zawodów prawniczych, którzy są niezwykle sprawni w działaniach o zwrot nieruchomości objętych roszczeniami (ok. 2 tys. w 2015 r.), a których dotychczas zwrócono ok. 3,7 tys. Pouczającym przykładem może być sprawa parceli (470 m kw.) przy ul. Królewskiej 39 (narożnik Królewskiej i Marszałkowskiej), opisana w „Gazecie Wyborczej” (10-11 stycznia 2015).

Jest to sprawa „na kuratora” (obecnie ok. 30 proc. wszystkich spraw). Postępowanie o zwrot prowadzi wynajęty prawnik. Jego zadaniem jest m. in. odnaleźć przynajmniej jednego ze spadkobierców skłonnego odsprzedać swoje prawa i wystąpić do sądu (prawnicy) z wnioskiem o ustalenie kuratora (zazwyczaj prawnika) dla pozostałych osób mogących mieć tytuł do spadku. Następnie kurator występuje do sądu o zgodę na zniesienie współwłasności dekretowych praw i roszczeń do działki. Po jej uzyskaniu dokonuje spłaty udziałów pozostałych współwłaścicieli. W przypadku opisywanej  działki było to 110 tys. zł. Tu trzeba zaznaczyć, że kuratorem może być nie tylko osoba wyznaczona przez polski sąd, ale także – jak w opisywanym przypadku – z minipaństwa St. Kitts & Nevis na Karaibach. Tamtejszy kurator udzielił na piśmie pełnomocnictw polskiemu prawnikowi, który dalej prowadził sprawę zwrotu. Pełnomocnictwo z Karaibów zostało uznane (!!!) przez polskie samorządowe kolegium odwoławcze.  

Na łamach „Passy” redaktor Tadeusz Porębski od lat opisuje sprawę nieruchomości przy Narbutta 60, udowadniając, że decyzja o jej zwrocie (przekazaniu w użytkowanie wieczyste gruntu pod budynkiem) opiera się na sfałszowanym akcie notarialnym z 1947 r. oraz urzędowym dokumencie, w którym urzędnik Delegatury BGN na Mokotowie poświadcza nieprawdę. Organy ścigania nie są jednak zainteresowane dokładnym zbadaniem sprawy. O dziwo, inaczej było w przypadku ucznia, który podrobił legitymację szkolną i poszedł siedzieć... Warto zwrócić uwagę także na tekst z poprzedniego wydania „Passy” (nr 2/792 z 14.01.2016, s. 6), w którym redaktor naczelny gazety zwraca się publicznie do mokotowskiej prokuratury o odpowiedź na pytania zadane w trybie ustawy Prawo Prasowe. Prokuratura uporczywie milczy. To skandal, by redakcja lokalnej gazety musiała publicznie wzywać prokuraturę do przestrzegania prawa (zapisów ustawy Prawo Prasowe).

Teza jest taka: kompletnie zrujnowana stolica państwa, z której po wojnie nie pozostał kamień na kamieniu, została odbudowana gigantycznym wysiłkiem całego narodu. Państwo, konkretnie władze komunistyczne, nie szczędziło pieniędzy na ten cel. Dzisiaj państwo, konkretnie władza wybrana w demokratycznych wyborach, chętnie oddaje w większości odbudowane od podstaw (wybudowane na nowo) nieruchomości „spadkobiercom byłych właścicieli”, wśród których roi się od oszustów, naciągaczy, fałszerzy i zwykłych gangsterów. Nikt nie żąda od amatorów łatwego zarobku, nazywanego eufemistycznie „odzyskaniem dawnej własności” (w myśl szeroko rozpropagowanej zasady, że jest ona święta), zwrotu nakładów poniesionych przez państwo w okresie ostatniego półwiecza. Jeśli własność jest święta, to może bezkrytycznie wyznający tę zasadę jej polscy zwolennicy powinni rozważyć także podważenie zgodności z prawem tzw. reformy rolnej z 1944 r., odebranie chłopstwu nadanej im przez państwo ziemi i zwrócenie jej spadkobiercom dawnych właścicieli, czyli przedwojennej arystokracji, ziemiaństwa, bądź obywateli polskich narodowości niemieckiej. 

Niebywale smutne jest to, że demokratycznie wybrana władza od 25 lat daje zielone światło „czyścicielom kamienic”, którzy stosując gangsterskie metody, pozbawiają tysiące Bogu ducha winnych osób, w dużej części starszych i schorowanych, dachu nad głową. Czy jest to zgodne z zasadą sprawiedliwości społecznej? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Czytelnikom.

 

PS. Profesor Ewa Łętowska, pytana na łamach Gazety Wyborczej (14-15 lutego 2015) o przyczyny nagannych praktyk często stosowanych przez przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości w odniesieniu do składanych roszczeń o zwroty nieruchomości, stwierdziła m. in., że: „nakładają się niskie kompetencje i niskie morale przedstawicieli władzy. Interes publiczny przegrywa z interesami partykularnymi”. Zapytana, czy obecny sposób reprywatyzacji szkodzi Warszawie, odpowiedziała: „Nie tylko stolicy, ale też całemu państwu. Czeka nas zapaść taka  jak w Grecji”. Oby wybitna prawniczka nie wypowiedziała tych złowrogich słów w złą godzinę…

Wróć