Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

99 procent ludzkości już nie chce rządów 1 procenta, dlatego w USA wygrał Donald Trump

09-11-2016 21:51 | Autor: Tadeusz Porębski
Wczesnym rankiem 9 listopada większość światowych liberalnych mediów wszczęła głośny lament nad wynikiem wyborów w USA. Po południu czasu polskiego Donald Trump (Republikanie) miał 289 głosów elektorskich, zaś Hillary Clinton (Demokraci) 218. Tak duża przewaga praktycznie zapewnia miliarderowi prezydenturę.

Jest wiele podobieństw pomiędzy wyborem Polaków jesienią 2015 r. a decyzją Amerykanów rok później. W obu przypadkach wynik wyborów wywołał szok w kraju i za granicą. W obu przypadkach straszy się społeczeństwo zwycięzcami niczym bajkową Babą Jagą. W obu przypadkach uznano, że zwycięzcy to populiści, którzy obiecują gruszki na wierzbie. W obu przypadkach pracownie sondażowe i telewizyjni mędrcy nie dawali przyszłym zwycięzcom żadnych szans na wygraną. Niewielu mędrców dokonuje jednak rzetelnych analiz, co dało zwycięstwo Dawidowi i pogrążyło Goliata.

Generalnie powtarzane są banały o „znudzeniu Amerykanów establishmentem”. Czy jednak spacyfikowany przez amerykańską policję społeczny ruch Occupy Wall Street powstał li tylko z tego znudzenia? Wybór Trumpa jest raczej przypieczętowaniem procesu, który rozpoczął się jeszcze za prezydentury Billa Clintona. To wtedy w Ameryce nastąpiło tąpnięcie. Bogaty kraj zaczął schodzić na dziady, zaczęto likwidować dobrze prosperujące zakłady, pojawiła się nowa wizja – globalizacja. Nikt nie protestował, kiedy wielkie korporacje i instytucje finansowe, oferujące złodziejskie „produkty”, oplatały swoimi mackami cały świat, w efekcie czego po kilkudziesięciu latach 1 procent najbogatszych ludzi na świecie posiada więcej niż pozostałe 99 proc. ludności. Tak złowroga informacja ukazała się  w raporcie „Ekonomia na usługach 1 procenta” opracowanym w 2015 r. przez pozarządową organizację humanitarną Oxfam. Nikt nie protestował, kiedy dla zwiększenia zysku przenoszono produkcję na Daleki Wschód, pozbawiając tym samym pracy miliony osób w Europie i USA. Po raz pierwszy od II wojny światowej dzieci mają gorzej od rodziców. Koszty edukacji radykalnie wzrosły i młodzi albo są bez pracy, albo żyją na smyczy banków. Życie na kredyt i w ciągłym strachu o jutro stało się normą. 

Elity polityczne i gospodarcze nie potrafiły wyciągnąć wniosków z takich społecznych ruchów jak Tea Party czy wymieniony wyżej Occupy Wall Street . Zlekceważono oddolne protesty i nastąpił bunt powiększającej się z roku na rok grupy wyborców, zwanej pogardliwie w Ameryce „white trash”, czyli biały odpad. Ci ludzie w ogóle nie zwracali uwagi na seksistowskie wybryki Trumpa, czy na to, że miliarder sprytnie unika płacenia podatków. W swojej kampanii wyborczej dzisiejszy prezydent – elekt dotykał prawdy w odniesieniu do bytu po heideggerowsku, wyrażającej się w nasilającym się gniewie na porządek ustalony przez establishment. Ciekawe, czy tak zwane elity wyciągną wnioski z wygranej Donalda Trumpa, bo czas po temu najwyższy. Gniew ludu jest straszny i może wpędzić świat w trudny do ogarnięcia chaos.

Wynik wyborów w USA to dopiero początek. Lud daje coraz bardziej widoczne sygnały, że dzisiejszy porządek jest na dłuższą metę nie do zaakceptowania przez większość populacji. Zaczęło się w Wielkiej Brytanii, gdzie wyborcom znudziły się związki z biurokratycznym tworem w postaci Unii Europejskiej, który w założeniu był pomysłem znakomitym, ale z biegiem czasu uległ skostnieniu i stał się mało atrakcyjny dla obywateli. Zbliżają się wybory we Francji. Pomawiana, podobnie jak Trump, Orban i nasz Kaczyński, o populizm Marine Le Pen zajmuje w najnowszych sondażach pierwsze miejsce z 27 proc. poparcia. Tuż za nią plasuje się Nicolas Sarkozy, pierwszą trójkę zamyka Francois Hollande. Prawicowa kandydatka odważnie głosi, że większość imigrantów to nie uchodźcy potrzebujący schronienia, lecz młodzi zdrowi mężczyźni szukający we Francji zarobku. Francuzi entuzjastycznie reagują na podejście madame Le Pen do kwestii uchodźców, a to oznacza, że jej popularność może z miesiąca na miesiąc rosnąć, by 27 kwietnia przyszłego roku osiągnąć apogeum.

Oto kilka tytułów z czołówek zachodnich gazet: „Trump – prezydent, którego nikt nie popierał” (centroprawicowy „El Mundo”). „Populizm Donalda Trumpa podbija Biały Dom” (prawicowy ABC). „Multimilioner przewrócił do góry nogami mapę wyborczą USA i zwyciężył w bastionach Demokratów. Półtora roku temu miał tylko nadać kolorytu kampanii Republikanów. Wydaje się, że wynik amerykańskich wyborów zakpił z logiki”.

Według byłego premiera Francji Dominique’a de Villepina, „zwycięstwo Trumpa pokazało jak zgubne jest nasze zadufanie i jak daleko jesteśmy od rzeczywistości”. Z kolei niemiecki Berliner Morgenpost pisze: „Ludzie apolityczni, odstawieni pod względem ekonomicznym na boczny tor, wkurzeni obywatele, odreagowali po ośmiu rozczarowujących latach Obamy swoją frustrację na automatach do głosowania”. „Wygrana Donalda Trumpa po raz kolejny podważyła moją wiarę w umiejętności naszych medialnych macherów, którzy do znudzenia przygotowywali mnie do zupełnie innego rozwiązania” – tak skomentował wynik wyborów prezydenckich w USA Andrzej Bober, dziennikarz z dyplomem magistra ekonomii UW.

Donald Trump  – notoryczny kłamca, populista, seksista, posiadacz miliardów dolarów, robiący niejasne interesy z rosyjskimi oligarchami, polityczny żółtodziób mający dotychczas niewiele wspólnego z polityką został prezydentem jedynego supermocarstwa. To kolejny kłopot dla Europy po kryzysie uchodźców, konflikcie w Syrii, wojny Rosji z Ukrainą i Brexicie. Świat zamarł i czeka, co wydarzy się w najbliższej przyszłości. Ciekawe, czy zamarł także wymieniony wyżej 1 proc. światowej populacji, który posiada więcej niż pozostałe 99 procent. Jeśli nie, to przyszłość naszego globu rysuje się w ciemnych barwach.

Wróć