Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

30 lat Teatru Za Dalekiego

30-11-2016 20:48 | Autor: Wojciech Dąbrowski
Dawno, dawno temu, kiedy Ursynów był jeszcze mieszkaniową pustynią, ówcześni decydenci i animatorzy kultury z pierwszą dyrektorką Domu Sztuki – Urszulą Janowską – na czele powołali prawdziwy Teatr o symbolicznej, acz wymownej nazwie Teatr Za Daleki. I za to im chwała i dozgonna wdzięczność!

Był rok 1986. Ursynów istniał już 10 lat, a Dom Sztuki działał od dwóch, powstanie Teatru było sporym sukcesem (choć muszę wytknąć, że w Nowej Hucie Teatr Ludowy otwierano już w piątym roku istnienia socjalistycznego miasta, a na Ursynowie po 40 latach nadal nie ma Domu Kultury i teatralnej sceny z prawdziwego zdarzenia).

Jako mieszkaniec osiedla Jary (od początku jego istnienia), miałem przyjemność być na pierwszej premierze Teatru Za Dalekiego (trudno uwierzyć, że minęło już 30 lat) i od tej pory dane mi było obejrzeć większość prezentowanych tam spektakli. Wprawdzie skromne warunki Domu Sztuki pozwalają wystawiać tylko kameralne pozycje, ale wszystkie, bez wyjątku, zawsze były dobierane starannie i gwarantowały wysoki poziom artystyczny. Nie mogło być inaczej, skoro pierwsze kierownictwo Teatru spoczywało w rękach wybitnego aktora i reżysera, nieodżałowanego Zbigniewa Zapasiewicza.

Ursynowska publiczność od początku była specyficzna i wymagająca, nie zadowalała się byle czym. Tu poprzeczka musiała być postawiona wysoko, a rozrywka ambitna. Na szczęście kolejnym kierownikom placówki (wśród nich poprzedniemu dyrektorowi Dariuszowi Sitterle, obecnemu naczelnikowi Wydziału Kultury Urzędu Dzielnicowego, a także obecnemu dyrektorowi Andrzejowi Bukowieckiemu) udało się przez cały czas ten wysoki poziom utrzymać, gościć zawsze artystów z najwyższej półki, zapewniając nam Kulturę przez duże K. I za to należą się im duże brawa i podziękowania.

Jubileusz został uczczony godnie. Miłośników Melpomeny uraczono spektaklem fascynującym. Poetycki wieczór „Lilka, cud miłości” – poświęcony Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, oparty na jej utworach i fragmentach książki „Wojnę szatan spłodził” Rafała Podrazy – zrobił wielkie wrażenie i nie pozostawił widza obojętnym.

Zawdzięczamy to wszystkim twórcom tego wspaniałego widowiska. A przede wszystkim – reżyserowi Waldemarowi Śmigasiewiczowi (twórcy pamiętnej wersji Ferdydurke Witolda Gombrowicza i laureata nagrody w Milwaukee za Tango Sławomira Mrożka), który dokonał trafnego wyboru prezentowanych utworów poetyckich i fragmentów książki, znalazł formułę powiązania ich w spójną całość i umiejętnie rozpisał tekst na cztery głosy, dobierając taki kwartet aktorek, które potrafiły koncertowo zagrać i zrealizować reżyserską wizję.

Magdalena Zawadzka, Krystyna Tkacz, Joanna Żółkowska i Paulina Holtz dały popis gry aktorskiej, uzupełniając się nawzajem, dzięki czemu udało im się stworzyć spójny portret psychologiczny poetki, oddać zmienność jej nastrojów, wzajemne przenikanie się stanów osobowości, całe bogactwo burzliwego życia i złożoność kobiecej psychiki, od okresu szczęśliwości w Kossakówce po ponure przeżycia wojenne; od subtelnych uniesień lirycznych i namiętności po poczucie przemijania i beznadziejności; od fascynacji i marzeń o idealnym mężczyźnie po rozczarowanie; od euforii po stany depresji. Przekonująca była dojrzałość i subtelność Magdy Zawadzkiej, sarkazm i złośliwość Joanny Żółkowskiej, naiwność podlotka i spontaniczność w wykonaniu Pauliny Holtz. Dzięki takiej mistrzowskiej interpretacji, poezja Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej stała się bardziej zrozumiała i bliższa odbiorcy.

Wielkie wrażenie wywarła na mnie znakomita oprawa muzyczna Urszuli Borkowskiej, tworząca właściwy klimat i potęgująca nastrój. Znam wprawdzie panią Urszulę z wielu wcześniejszych aranżacji (piosenki Osieckiej w wykonaniu Margity Ślizowskiej, piosenki retro w wykonaniu Anny Sroki-Hryń, czy ostatnio w widowisku Magdaleny Smalary), i zawsze doceniałem jej kunszt jako kompozytorki i akompaniatorki, ale przyznaję, kolejny raz zdołała mnie pozytywnie zaskoczyć. Zaskoczeniem była także dla mnie znakomita wokaliza i wykonanie trudnych partii muzycznych przez Krystynę Tkacz, bardziej kojarzącą mi się dotąd z rolami charakterystycznymi i komediowymi.

Ważną rolę odegrała również scenografia Tatiany Kwiatkowskiej, oszczędna, ale podkreślająca magiczny charakter poetyckiego wieczoru.

Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby zaprosić na Ursynów właśnie ten spektakl, jako że premiera odbyła się rok temu w Nowym Sączu, a potem, choć gościł w Teatrze Polskim, pozostał raczej nieznany szerszej publiczności, ale organizatorom jubileuszu należą się za to słowa szczerego uznania.

Wspaniałym ukoronowaniem jubileuszowych obchodów stał się spektakl „Życie – trzy wersje”, refleksyjna komedia Yasminy Rezy w reżyserii Jerzego Schejbala (obchodzącego z kolei swój jubileusz 70 urodzin). Jedną z głównych ról zagrała w niej Olga Sawicka, która będąc żoną Zbigniewa Zapasiewicza, współtworzyła Teatr Za Daleki i tu występowała w pierwszych jego spektaklach.

Wróć