Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zniknąć w sieci

31-01-2018 22:37 | Autor: Mirosław Miroński
Jakiś czas temu kupowałem baterię do swojego komputera. W znanej sieci zajmującej się dystrybucja sprzętu RTV wybrałem tę, która była wyprodukowana przez swojsko brzmiącą firmę. Jakież było moje zdziwienie, gdy chwilę później odebrałem maila na swoim smartfonie z ofertą pochodzącą od producenta owej baterii.

Chociaż niepozorna bateria przypominająca średniej wielkości monetę nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, o tyle szybkość i sposób z jaką dostarczono mi ofertę producenta tego drobiazgu wzbudziły mój podziw. Uświadomiłem sobie, że to nie jedyna koincydencja tego rodzaju, z jaką w ostatnim czasie miałem do czynienia. Otóż, ilekroć dokonuję zakupów w jednej z aptek, chwilę potem otrzymuję informację o promocjach i zachętę do dalszych zakupów w tejże aptece. Oczywiście, nie ma nic złego w tym, że ktoś zachęca mnie do kupna leków i nie zawsze potrzebnych suplementów po konkurencyjnych cenach. Nawet, do pewnego stopnia można poczuć się wyróżnionym faktem, że oto duża sieć troszczy się o swojego klienta. Chwilowy zachwyt mija jednak szybko, ustępując miejsca nasuwającym się wątpliwościom i pytaniom. Poszedłem przecież do apteki, jako klient anonimowy...

Wprawdzie, nie były to pierwsze zakupy. Zaopatruję się tam w niezbędne medykamenty od lat, ale poza kurtuazyjnymi zdaniami i niezbędną konwersacją towarzyszącą zakupom nie zawarłem bliższej znajomości z miłymi paniami obsługującymi tamtejszych klientów. Skąd więc wzięła się tak bliska znajomość, żeby wysyłać mi wiadomości na telefon czy emaile z ofertą? Nawet jeśli zdaniem oferenta jest ona dla mnie korzystna. Nawet jeśli niedługo wygaśnie i jeśli z niej nie skorzystam, stracę swoją życiową szansę.

Zrozumienie tego faktu przyszło chwilę potem. Otóż płaciłem kartą płatniczą. To jedyne dane, które w niewytłumaczalny sposób połączyły mnie, bezimiennego klienta z apteką, czy z oferującym sklepem RTV. Potwierdza to fakt, że jako obywatel tracę swą anonimowość. Nawet o to nie zabiegając.

Do niedawna, miarą sukcesu było bycie osobą publiczną, kimś o kim się mówi w tzw. towarzystwie. Luminarze, celebryci stali się wyznacznikami udanych karier związanych z popularnością i stałą obecnością w mediach. Tabloidy, rozmaite kroniki i rubryki towarzyskie zapełniały się sensacjami na temat ludzi sukcesu. Raz puszczona w ruch machina była trudna do zatrzymania. Opinia publiczna dowiadywała się o coraz to nowych faktach z życia celebrytów. Niczym tocząca się z góry kula śniegowa popularność „niosła” ze sobą różne dane, które „przyklejały” się do niej w miarę jak stawała się coraz większa. Z podobnym mechanizmem ma do czynienia każdy z nas. Oczywiście, nie chodzi o świadome rozdmuchiwanie zasobu danych na swój własny temat, ale o dostarczanie informacji o sobie niemal na każdym kroku, choćby przy dokonywaniu zakupów internetowych.

Wraz rozwojem Internetu do sieci spływają dotyczące nas informacje. Nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi. Większość ludzi zakłada w swojej naiwności, że wchodzenie na „nieodpowiednie” strony, korzystanie z portali społecznościowych nie wiąże się z żadnym zagrożeniem dla nich samych, a wypisywanie rozmaitych rzeczy na swój i nie tylko swój temat to tylko niewinna zabawa. Umyka ich uwadze fakt, że podają informacje, które mogą być niebezpiecznie dla tych, których dotyczą. I w tym tkwi problem. Sami wystawiamy się na cel różnym nieuczciwych, chociaż często działających zgodnie z prawem osób, podmiotów gospodarczych, organizacji etc. O wykorzystywaniu internautów lekkomyślnie serfujących w sieci w celu osiągnięcia określonych celów politycznych już nie wspomnę.

Warto pamiętać, że to, co raz znajdzie się w Internecie, już tam pozostanie. Żadne informacje nie znikną same, chyba że podejmiemy starania o ich skasowanie u operatora danego portalu. Często bezwiednie umieszczamy w sieci informacje pozwalające rozmaitym podmiotom na bombardowanie nas niechcianymi ofertami. Korzystają z nich sklepy, banki i najróżniejsze firmy, czy organizacje.

Wszyscy znają sztuczkę z wyciąganiem królika z cylindra i wszyscy wiedzą, że królik przez cały czas musiał gdzieś być, zanim iluzjonista wyciągnął go ku uciesze widzów. Podobnie jak wtedy, gdy ów „cudotwórca” sprawiał, że królik znikał. Królik był wprawdzie „zniknięty”, ale zgodnie z prawami fizyki nie zniknął naprawdę, a tylko na niby. Był jedynie ukryty przez zręcznego prestidigitatora przed naszym wzrokiem.

Przytaczam przykład z królikiem, bo podobnie jak to sympatyczne zwierzątko staliśmy się przedmiotem zręcznej manipulacji. Jesteśmy „pokazywani” m. in. przez Internet, co więcej, pokazywane są informacje o nas, które często sami upubliczniamy np. klikając odpowiednią ikonkę na portalach społecznościowych i w innych miejscach w sieci. Z tych danych skwapliwie korzystają wyspecjalizowane firmy, dla których wiedza o obywatelach stanowi wymierną wartość. Każdy z nas bowiem jest potencjalnym klientem, czy usługobiorcą. Bazy danych, tworzone przy wykorzystywaniu rozmaitych źródeł trafiają następnie do zainteresowanych nami firm np. świadczących usługi call center. gospodarczych. To za ich pośrednictwem jesteśmy nagabywani. i nękani ofertami handlowymi, ubezpieczeniowymi, usługowymi, od operatorów telefonii komórkowych, banków etc. Działają one na zlecenie rozmaitych instytucji i podmiotów.

Czy możemy się przed tym bronić? Owszem, jednak wymaga to nieco czasu i wysiłku. Najlepszym sposobem jest stanie się niewidocznym, jak wspomniany królik. Musimy więc zniknąć z oczu potencjalnych oferentów widzących w nas głównie target, czyli klienta, któremu można coś wepchnąć. Inaczej mówiąc, trzeba zniknąć z sieci, z Internetu. A w każdym razie znacznie ograniczyć naszą obecność. Najskuteczniejszym i jedynym sposobem jest wystosowanie odpowiedniego wniosku do operatora o usunięcie wszystkich danych dotyczących naszej osoby, skasowanie zdjęć i wpisów. Są gotowe formularze (wzory można znaleźć w sieci). To najkrótsza droga, by uwolnić się od niechcianych reklam, czy natarczywych ofert.

Wróć