Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zmarła Lodzia milicjantka, legenda socjalizmu

16-09-2020 20:55 | Autor: Piotr Celej
Lodzia milicjantka była jednym z symboli propagandy komunistów. W odróżnieniu od Pałacu Kultury i Nauki pani Leokadia budziła powszechną sympatię. St. kpr Leokadia Krajewska z domu Kubanowska, zmarła w sierpniu mając 92 lata. Była najsłynniejszą warszawską milicnajtką i bohaterką artykułów, filmów, a nawet wierszy i piosenki.

Szklany sufit męskiego świata

Do służby Krajewska zgłosiła się, namówiona przez sąsiada, w kwietniu 1945 roku. Kobieta w ankiecie rekrutacyjnej dodała sobie rok życia, ponieważ do milicji przyjmowano od pełnoletności.

– Miałam 17 lat, ale powiedziałam, że 18 – wspominała Leokadia. – Nikt wtedy nie sprawdzał dokładnie papierów. Dostałam zielone umundurowanie, owijacze, podkute buty, furażerkę, chorągiewki zieloną i czerwoną, no i karabin, a później pistolet. Po krótkim przeszkoleniu trafiłam do Kompanii Ruchu Drogowego i na swoje pierwsze skrzyżowanie na rogu ulic Targowej i Wileńskiej. W tamtym okresie byliśmy skoszarowani na Bednarskiej, a całą naszą gażą był deputat żywnościowy, głównie kasza gryczana i śledzie.

Szkoła milicji nie była jednak łatwa. Mężczyźni często robili Leokadii "pod górkę". Była pierwszą kobietą w męskim, milicyjnym świecie. Szkołę udało się skończyć i Lodzia trafiła do Kompanii Ruchu Drogowego, gdzie zadaniem świeżo upieczonej milicjantki było kierowanie ruchem drogowym.

– Stałyśmy po dwie, zmieniając się co godzina na środku skrzyżowania i co godzina z boku, na chodniku, ale kiedyś koleżanka nie przyszła i musiałam sama stać 16 godzin – wspominała pani Leokadia. – Dostałam w nagrodę 3 dni urlopu.

Mimo niewielkiego ruchu dochodziło do tragicznych w skutkach wypadków z udziałem regulujących ruch milicjantów i milicjantek. Irenę Małecką, koleżankę pani Leokadii z KRD, śmiertelnie potrąciła ciężarówka.

– Ja też zostałam potrącona, ale niegroźnie – mówi. – Były też i inne niebezpieczeństwa. Koleżankę Janinę Krzemińską zabito, kiedy wracała po służbie. Zabrano jej pistolet. Do mnie i koleżanki ktoś strzelał, kiedy stałyśmy na pl. Trzech Krzyży. Schowałyśmy się do budki strażniczej na pobliskiej budowie. Wtedy w Warszawie przestępczość była naprawdę ogromna. Innym razem wyskoczył do mnie z korbą rosyjski kierowca, którego chciałam ukarać. Obezwładnili go ludzie, wrzucili na pakę i zawieźli do komendy, a przełożeni potem pytali mnie, co on mi chciał zrobić, że go tak urządziłam.

Symbol czasów minionych

Jako kobieta w mundurze milicjanta szybko zdobyła rozgłos w Warszawie. Prawdziwa popularność pani Leokadii zaczęła się od posterunku na ul. Brackiej. Kiedy tam regulowała ruch, powstał pierwszy artykuł o niej. Później były następne. Wiele następnych. Rysowali ją m. in. Marian Walentynowicz, Konstanty Sopoćko. Powstała też o niej piosenka.

– Gapiów było mnóstwo, i młodych, i starych – wspomina. – Ludziom nie przeszkadzało, że karałam mandatami, lubili mnie. Jak zaczęłam już być znana z imienia, zaczęłam dostawać na imieniny kwiaty, balony. Oj, pamiętam ten pęk balonów, który jakoś trzeba było zawieźć później do domu. Pomógł mi motocyklista na motorze z koszem. Kiedyś zagrała dla mnie Orkiestra z Chmielnej, ale ja przerażona i zawstydzona schowałam się do bramy, a i tak następnego dnia przełożony zwrócił mi uwagę, że nie powinnam się tak afiszować.

Lozia trafiła też do kronik filmowych, które uczyniły ją Lodzią milicjantką. Sympatyczna stróż prawa zdobyła serca Polaków i otrzymała właśnie to pieszczotliwe określenie. Już w 1950 roku Lodzia pożegnała się ze służbą na ulicy. Wyszła za mąż za Edmunda, kolegę z pracy. Po odejściu z ruchu drogowego pracowała w łączności, inspekcji, szkoleniach. Była również sekretarką, maszynistką, kierownikiem hali maszyn. W 1965 r. wróciła do drogówki, ale nie na skrzyżowanie, a do dochodzeniówki. W 1968 roku otrzymała stopień podporucznika. W 1973 roku, kiedy w stopniu kapitana odchodziła ze służby, w stołecznej prasie ukazał się artykuł: Lodzia opuszcza szeregi MO. Zorganizowano jej uroczyste pożegnanie w Białej Sali w KSP. Józef Cyrankiewicz przysłał 30 róż i własnoręcznie podpisane życzenia.

24 sierpnia rodzina, znajomi oraz policjantki i policjanci pożegnali słynną Lodzię na Cmentarzu Północnym w Warszawie. Niech odpoczywa w spokoju.

Wróć