Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Z tradycji warszawskich cegielni

29-04-2020 22:04 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Wertując dziewiętnastowieczne numery „Przeglądu Technicznego” znalazłem informacje o zawaleniu się nowo wznoszonych budynków mieszkalnych przy ulicy Wspólnej oraz przy ulicy Niecałej. Katastrofy te miały miejsce w 1883 roku. Temat ten zainteresował mnie na tyle, że postanowiłem prześledzić problem jakości budownictwa w relacjach prasy warszawskiej lat osiemdziesiątych XIX w.

Znakomita znawczyni dziejów Warszawy pani prof. Irena Pietrzak-Pawłowska, lata 1880-1918 zwykła nazywać okresem wielkomiejskiego rozwoju (patrz: Wielkomiejski rozwój Warszawy do 1918 roku. Praca pod red. I. Pietrzak-Pawłowskiej, Warszawa 1973). Analizując dzieje naszego miasta w okresie od powstania styczniowego do I wojny światowej, wykazała ona, iż od około 1880 r. rozpoczyna się szczególnie przyśpieszony rozwój Warszawy. Świadczy o tym zarówno wzrost liczby mieszkańców z ok. 310 tys. w 1880 do 885 tys. w 1914, jak też wykształcenie się zabudowy o charakterze wielkomiejskim, wprowadzenie nowoczesnej infrastruktury technicznej oraz pojawienie się pewnych instytucji sprzyjających wielkomiejskiemu rozwojowi.

W latach 80. XIX w. przystąpiono w Warszawie do rozparcelowywania ostatnich większych skrawków terenu w granicach administracyjnych miasta (np. wytyczono wówczas ulicę Litewską oraz aleję Róż), przystąpiono do budowy bardzo nowoczesnego systemu wodno-kanalizacyjnego, rozpoczęto systematyczną regulację warszawskiego odcinka Wisły. Na skalę przemysłową do budownictwa zaczęto wprowadzać beton, a na przełomie XIX i XX w. – żelbet. W 1870 r. powołano do życia „Towarzystwo Kredytowe Miejskie”, instytucję udzielającą długoterminowych pożyczek inwestycyjnych zabezpieczonych na hipotekach. Pojawiło się także wiele innych instytucji kredytowo-bankowych niezbędnych do obsługi wzmagającego się ruchu budowlanego.

W stosunkowo krótkim czasie pojawiło się w Warszawie wielkie zapotrzebowanie na materiały oraz usługi budowlane, co oczywiście wiązało się ze znacznym zwiększeniem zatrudnienia zarówno bezpośrednio na placach budowy, jak też w szeroko pojętej branży materiałów budowlanych, szczególnie przy produkcji cegieł, która to praca należała do najcięższych, niemalże niewolniczych.

Zmiany społeczne na polskiej wsi, zapoczątkowane carską reformą uwłaszczeniową z wiosny 1864 r., wyzwoliły olbrzymią liczbę wolnych rąk do pracy, które w większości wchłonęły szybko rozrastające się miasta. Znaczna część XIX-wiecznej nadwyżki wolnych rąk do pracy wchłaniała Warszawa, a proces ten trwający 2-3 dziesięciolecia zbiegł się ze szczególnie szybkimi i głębokimi przemianami naszego miasta. Duży ruch budowlany sprawił, iż znaczny procent ludności napływowej znalazł zatrudnienie w budownictwie i przemyśle materiałów budowlanych. Kwalifikacje zawodowe przybyszów były bardzo niskie lub żadne. Zjawisko tego typu (a szczególnie jego skutki) znane jest dobrze z okresu Polski Ludowej, ale w końcu XIX w. wystąpiło w naszym mieście po raz pierwszy. Brak doświadczenia w tym względzie zarówno władz miejskich, jak też inwestorów, spowodował następstwa, których nikt nie przewidywał.

Gdy się analizuje teksty prasowe z tamtego okresu, wyraźnie widać, ze nastąpił zauważalny spadek jakości zarówno materiałów budowlanych, jak też wykonawstwa. Brak wykwalifikowanych kadr na bardzo chłonnym rynku pracy w Warszawie pogłębiał dodatkowo fakt prowadzenia w naszym mieście wielkich prac budowlanych związanych z budową fortyfikacji oraz licznych koszar, magazynów, elewatorów i składów, a także prac związanych z budową podziemnego systemu kanałów sanitarnych. Prace na zamówienie sektora „militarnego” finansowane były z centralnego budżetu Imperium Rosyjskiego, a ich wykonawcy i dostawcy materiałów wyłaniani byli w drodze publicznych przetargów, przeprowadzanych przez wyspecjalizowane komórki organizacyjne Warszawskiego Okręgu Wojennego (WOW). Jakość materiałów i wykonawstwa była bezwzględnie egzekwowana przez wyspecjalizowane komórki WOW. To samo dotyczyło prac infrastrukturalnych zlecanych przez warszawski Ratusz. Atutem firm w walce o intratne rządowe zamówienia była gwarancja wysokiej jakości wykonanych prac. Wojsko było dobrym (wypłacalnym) zleceniodawcą, ale niezwykle wymagającym. Podobnie było z zamówieniami Ratusza. W tej sytuacji, na miejskim rynku pracy pozostawali ci pracodawcy i ci pracownicy, którzy z różnych przyczyn nie mogli, lub nie byli w stanie realizować zamówień obwarowanych wymaganiami jakościowymi.

Prywatni inwestorzy chcieli natomiast budować maksymalnie szybko i tanio, toteż bardzo często przez skąpstwo, źle rozumiane oszczędności, brak wiedzy technicznej oraz trudności ze znalezieniem renomowanych firm, brali najtańszych wykonawców i kupowali najtańsze materiały budowlane. Zjawisku temu sprzyjał – całkowity w tamtych czasach – brak nadzoru w budownictwie prywatnym. Każdy, kto posiadał działkę budowlaną, mógł więc budować z czego chciał i jak chciał, a budowę mógł prowadzić każdy. Sygnałem alarmowym dla prywatnego budownictwa mieszkaniowego w Warszawie była seria katastrof budowlanych, o których wspomniałem na wstępie.

Komisja „Przeglądu Technicznego” – po przeprowadzeniu ekspertyz i badań laboratoryjnych – orzekła, że główną przyczyną katastrof była skandalicznie niska jakość użytych do budowy cegieł. Cegły pochodzące z zawalonego budynku przy ul. Wspólnej kruszyły się pod naciskiem 15 KG/cm kw., a z budynku przy ul. Niecałej przy 17 KG/cm kw. (warto porównać te dane z danymi najlepszych – nieco dalej).

Cegła jest materiałem budowlanym znanym od pradziejów. Na Bliskim Wschodzie i w Egipcie była (i jest) to głównie cegła mułowa, suszona na słońcu, a w związku z tym – nietrwała. W Europie Północnej, a więc w basenie Morza Północnego i Bałtyku, cegła była wypalana. Wypalano ją z odpowiednio przygotowanej gliny o właściwym składzie. Nie powinno być w niej zbyt dużo iłów, gdyż byłaby zbyt „tłusta” – zaradzano temu dodając do niej piasku. Nie mogła być i zbyt „chuda”. Masę tę należało dobrze wymieszać („wyrobić” niczym ciasto) oraz usunąć z niej wszelkie zanieczyszczenia mineralne i organiczne. Następnie poddawano ją tzw dołowaniu pod gołym niebem, co miało na celu równomierne nawilżenie. Niekiedy pozostawiano tak przygotowana glinę w niewielkich pryzmach na zimę, by uległa przemarznięciu. Z tej plastycznej masy formowano cegły (ale też różnego rodzaju kształtki), które poddawano powolnemu suszeniu; trwało to do 20 dni i miało również wpływ na jakość wyrobu. Na koniec cegłę wypalano. Zależnie od temperatury, wahającej się od ok. 900 do ok. 11 000 C, otrzymywano cegłę mniej lub bardziej spieczoną. Ta ostatnia charakteryzuje się ciemnowiśniową lub brunatnosiną barwą oraz znaczną wytrzymałością mechaniczną i trwałością. Wypalanie cegieł i dachówek wymagało ogromnej ilości drewna, toteż wokół „ceglanych” średniowiecznych miast w promieniu wielu kilometrów lasy były wytrzebione. Za początkową datę powstania cegielnictwa polskiego przyjęto rok 1210, tj. rozpoczęcia budowy kościoła cystersów w Kołbaczu (pow. gryfiński), który uważany jest przez większość historyków sztuki i architektury za pierwszą u nas budowlę monumentalną całkowicie ceglaną. Wzorce w zakresie budownictwa ceglanego czerpano z Zachodu, stamtąd też ściągano muratorów, w tym ceglarzy. Rozkwit budownictwa ceglanego w Polsce miał miejsce w XIV w., za króla Kazimierza, który to „zastał Polskę drewnianą, a …. „. Nad jakością w średniowieczu czuwały cechy. Ciekawostką jest, że Warszawa nigdy nie miała własnego cechu murarsko-kamieniarskiego i cegielników. Być może dlatego nie powstały u nas wybitne dzieła budownictwa ceglanego, jak np. kościół św. Jakuba w Sandomierzu.

W każdej epoce cegły miały nieco różne wymiary. W średniowieczu były większe i grubsze od obecnych, a w okresie baroku – bardziej płaskie i nieco mniejsze. W okresie zaborów w Królestwie Polskim wymiary cegły to 28 x 14 x 7 cm. W zaborze pruskim od 1871 r. obowiązywała cegła o wymiarach 25x12x6,5 cm. W 1911 r. normę tę przyjęto także w Galicji, a następnie w II RP. Obowiązuje także obecnie.

Po serii katastrof budowlanych w latach 80. XIX w., redakcja „Przeglądu Technicznego” wyłoniła komisję rzeczoznawców i powierzyła jej opracowanie raportu. Zadanie nie było łatwe, gdyż ówczesne przepisy prawne zezwalały na badanie jakości tylko za zgodą właścicieli wytwórni. Chcąc uniknąć kłopotów formalno-prawnych, zorganizowano dobrowolny test, zapraszając do niego 40 największych cegielni pracujących na potrzeby warszawskiego budownictwa. Na apel odpowiedzieli (dostarczając próbek swoich produktów) właściciele 22 zakładów – nieprzypadkowo tych właśnie, których produkcja cieszyła się najlepszą opinią.

Testowano dwa rodzaje cegły pełnej: wyrabiane ręcznie i wyrabiane mechanicznie. W obu kategoriach bezkonkurencyjne okazały się wyroby cegielni „Kawęczyn”, należącej do Kazimierza Granzowa (194,3 oraz 267,4 KG/cm2). Ostatnie miejsce w tej kategorii zajęły produkty cegielni „Rogatki Belwederskie”, należącej do Lota i Cwilliny (71,0 KG/cm2). Zaskakuje rzucająca się w oczy rozbieżność rezultatów – niemal trzykrotna różnica wytrzymałości wyrobów bądź co bądź czołówki ówczesnych cegielni warszawskich. Oceniając te wyniki, trzeba pamiętać, że wyroby do testów dostarczyli sami producenci i były to raczej starannie wybrane egzemplarze.

Triumf cegielni Kazimierza Granzowa nie był zaskoczeniem; potwierdził renomę wyrobów, szeroko używanych przez władze miejskie i wojskowe. Cegłę z Kawęczyna, oznaczoną inicjałami „K.G.”, potocznie zwano grancówką; wykonano z niej wiele spośród lindleyowskich kanałów miejskich. O jej wysokiej jakości świadczy też 12 złotych medali, zdobytych na międzynarodowych wystawach.

Wielkie zagłębie cegielniane – przez prawie sto lat – znajdowało się wzdłuż obecnej ulicy Puławskiej i jej przedłużenia w stronę Góry Kalwarii. Ośrodkiem była Baniocha, gdzie działały, m. in. zakłady „Feniks” i „Łubnie”. Dla potrzeb zagłębia w 1898 r. wybudowano kolej wąskotorową, która przystosowana była głównie do przewozu cegieł, chociaż ruch pasażerski do Góry Kalwarii był także ważny, o czym świadczy udział w spółce, do której należała kolejka – słynnego cadyka Altera z tej miejscowości.

Łańcuch cegielni wzdłuż kolejki do Góry Kalwarii działał pełną parą także w okresie międzywojennym, gdy w Warszawie bardzo dużo budowano, a podstawowym materiałem była cegła. Część cegielni znajdowała się wówczas także na terenie obecnej dzielnicy Ursynów, szczególnie w południowej części, tj. przy Puławskiej w pobliżu obecnych granic Warszawy. Po cegielniach pozostały niezliczone glinianki, które przez lata były później zasypywane, a obecnie stoją na nich nawet luksusowe osiedla willowe.

Podstawowym warunkiem uruchamiania cegielni był popyt na cegłę, ale równie ważnym – dostępność odpowiedniej jakości złóż gliny. Zapewne przypominamy sobie, że w ostatnich latach na tzw. Zielonym Ursynowie wielokrotnie, po większych opadach deszczu, występowały podtopienia. Podtopienia te są niezwykle uciążliwe dla mieszkańców, a ich przyczyną są płytko położone złoża nieprzepuszczalnej gliny, co w połączeniu ze zniszczeniem przez zabudowę mieszkaniową istniejącego tam wcześniej systemu kanałów i drenów, prowadzi do podtopień. W paśmie otwockim nie ma i nie było cegielni, ale także niezwykle rzadko tworzą się kałuże, albowiem w większości jest to pasmo piaszczystych wydm porośniętych sosną. U nas na Ursynowie występują warstwy dobrej gliny, ale skutkiem są podtopienia.

Wróć