Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Z dziejów wojny polsko-bolszewickiej (2)

15-04-2020 21:13 | Autor: Prof. dr hab. Marian Marek Drozdowski
Wielce zasłużona dla kultury historycznej Warszawy, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Historycznego Zofia Kozłowska postanowiła po wielu latach wydać „Dziennik Jana Szczygielskiego” – brata swej mamy Jadwigi Marii Szczygielskiej (1907- 1979). We wnikliwym wstępie przypomniała ona rodowód rodzinny Jana Szczygielskiego, urodzonego 20 sierpnia 1903 r. w Końskowoli, a poległego w obronie Warszawy 14 sierpnia 1920 w bitwie pod Ossowem.

Jego „Dziennik” obejmujący krótki okres od 14 kwietnia do 30 lipca 1920 r wzbogacony jest młodzieńczą, postromantyczną poezją. Funkcję tego „Dziennika” tak widział 30 lipca autor: „Jutro o 8 rano mam się stawić do koszar. Może już pisać nie będę mógł... Może już nie przejrzę drogiego pamiętnika... Nie wiem... Choć go więcej nie zobaczę może, będzie dla mnie jedynym, drogim i miłym wspomnieniem, pośród smutnych chwil z przeszłości. Był dla mnie bratem, przed którym otwierałem swoją duszę. Był dla mnie jakby ukochaną osóbką, był – zdało mi się chwilami – Aliną, przed którą padałem w jego okładkach na kolana i błagałem i prosiłem Ją... Był więc dla mnie krainą marzeń, marzeń niedoścignionych... Żyłem z nim miesięcy parę, a zżyłem się z nim jak z Aliną w ciągu paru dni... Jakoś dzisiaj żałosna pogoda... Deszcz pada drobnymi kroplami, jakby łzami... Ja także płaczę, najbliższy druhu, mój pamiętniku – w chwili, gdy Cię muszę zamknąć, nie wiedząc – czy Cię otworzę...”.

Jan otrzymał patriotyczne i obywatelskie wychowanie rodzinne, oparte na tradycji uczestnictwa pradziadka Macieja Szczygielskiego (1803- 1888) w Powstaniu Listopadowym i Styczniowym, a dziadka Jana Ludwika (1834- 1908) w tym drugim Powstaniu, w którym babka Euforyzma z Grabowskich Jędrzejewska (1842- 1901) była łączniczką. Rodzina Jana Szczygielskiego wywodziła się ze środowiska drobnego ziemiaństwa, administratorów rolnych i inteligencji zatrudnionej na kolei.

„ Dziadek ze strony matki Michał Jędrzejewski – pisze Zofia Kozłowska – administrował Elizynem koło Radzynia. Wuj Jakub (1868-1923) był lekarzem, najpierw studiował w Petersburgu, a wydalony z Uniwersytetu po manifestacji kilińczyków (1894) ukończył medycynę w Dorpacie. Rodzice Jana – Mariusz i Stanisława – zawarli związek małżeński 13 lutego 190O w katedrze św. Jana w Warszawie. Mieszkali krótko na Starym Mieście. Później przeprowadzili się na ul. Wileńską, gdzie przyszedł na świat ich najstarszy syn Michał. Przed 1903 r. Mariusz przeniesiony został służbowo do Puław. W pobliskiej Końskowoli przyszedł na świat Jan Bernard. W 1905 r. aresztowano Mariusza za udział w strajku kolejowym i na krótko uwięziono. Przed 1907 r. Szczygielscy przenieśli się początkowo na ul Stalową, a następnie Kowieńską na warszawskiej Pradze. Tam urodziła się ich córka Jadwiga Maria (28 lipca 1907 r.), mama Zofii Kozłowskiej i najmłodszy syn Grzegorz Paweł (25 stycznia 1912 r.).

W domu rodzinnym Jan miał m. in. do dyspozycji Encyklopedię Powszechną Orgelbranda, wybór dzieł Adama Mickiewicza i innych polskich poetów, Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego, a także dzienniki i tygodniki warszawskie, w tym popularny „Tygodnik Ilustrowany” oraz pisma młodzieżowe („Nasz Świat” ). Znana mu była twórczość Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa, Marii Konopnickiej, Wiktora Gomulickiego, Władysława Bełzy i teksty twórcy skautingu Roberta Baden-Powella. Jan przeżył pobyt w Rosji w 1915-1918 r jako syn ewakuowanego do tego kraju urzędnika kolejowego, mieszkającego w Chimkach pod Moskwą. Codziennie z bratem Michałem dojeżdżał do Siedmioklasowej Szkoły Realnej, prowadzonej przez Polski Komitet Obywatelski. Tutaj przeżył rewolucję lutową i październikową oraz bolszewicki chaos. Wraz z bratem Michałem ukończył wspomnianą szkołę 27 maja 1918 r. Po miesięcznej podróży wagonami towarowymi rodzina Szczygielskich znalazła się 30 października 1918 r. w Warszawie. Dzieci wznowiły naukę w szkole na Wierzbnie (obecnie Liceum im. Królowej Jadwigi) pod dyrekcją Władysława Giżyckiego. W szkole tej zwracano m. in. uwagę na nową interpretację dziejów Polski, szczególnie dziejów najnowszych, której służyły „Wypisy historyczne”, opracowane w 1919 r. i „Nauka o Polsce współczesnej”, wydana w 1920 r. w opracowaniu Heleny Witkowskiej i Ludomira Sawickiego. W podrozdziale „Ważniejsze zagadnienia Polski współczesnej” autorzy podręcznika podkreślali : „...Ważnym zagadnieniem jest zespolenie dzielnic, zacieranie różnicy, jaką wytworzyło życie spędzone w odmiennych warunkach i okolicznościach. Unikać należy jątrzenia stosunków, dążyć do wzajemnego zbliżenia się, zrozumienia, zużytkowania wszystkich właściwości dla jednego celu w imię miłości ojczyzny, „która złości nie wyrządza, nie nadyma się, nie raduje z niesprawiedliwości, ale się weseli z prawdy.”

W Gimnazjum Władysława Giżyckiego Jan Szczygielski i jego koledzy przeżywali 10-12 lutego 1920 wielką radość z odzyskania przez Polskę dostępu do Bałtyku. Marzyli o Szkole Morskiej i służbie we flocie wojennej lub handlowej. Na pewno pamiętali o wielkiej uroczystości w Katedrze Św. Jana 12 lutego 1920 r. z okazji niedawnych „Zaślubin z morzem”, przemarszu tłumów warszawskich z Katedry pod Ratusz i wielkiego przemówienia Prezydenta Warszawy Piotra Drzewieckiego, apelującego do młodzieży, by pamiętała o polskiej służbie na Bałtyku.

Na wyobraźnię młodego gimnazjalisty, planującego służbę w polskiej marynarce, oddziaływała lektura książki Juliusza Verne'a „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi”

Już w pierwszym zapisie w „Dzienniku” z 13 kwietnia 1920 r. Jan Szczygielski miał wizję swej śmierci. Tak ją zanotował w młodzieńczym wierszu:

„..,Kiedy będę leżał w grobie -

W czarnej trumnie żałobie -

Kiedy usłyszę tętent polskich koni

I szczęk polskich broni,

Zadrżę i wstanę ze smutnej mogiły -

I znów będą myśli moje śniły -

O wielkiej Polsce, która zmartwychwstanie...”

W tym dniu polska dyplomacja, wsparta autorytetem Naczelnika Państwa zaczęła przygotowywać układ polityczny z rządem Ukraińskiej Republiki Ludowej Adreja Liwickijego. Układ ten budził zastrzeżenia niektórych dowódców armii URL, niedawno walczących z armią polską o Galicję Wschodnią i Wołyń...

Jan, zakochany nieszczęśliwie w Alinie Wekstein, której ojciec był dyrektorem belgijskiej spółki akcyjnej – Warszawskiej Fabryki Drutu, Sztyftów i Gwoździ, popularnej warszawskiej Drucianki – stale szukał okazji, by zobaczyć swoją ukochaną, uwiecznioną w jego młodzieńczej poezji. Żył on też radościami i smutkami gimnazjalnych kolegów. Krytycznie oceniał tych, którzy stronili od służby wojskowej. W dniu 18 maja 1920 r. Jan był pod wrażeniem wielkiej uroczystości powitania Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego, powracającego z Kijowa. Na Dworcu Wiedeńskim witał go prezydent Warszawy Piotr Drzewiecki i prezes Warszawskiej Rady Miejskiej Ignacy Baliński. Po uroczystym nabożeństwie w kościele św. Aleksandra starsi koledzy Jana odprzęgli konie od powozu Naczelnika Państwa i poprowadzili go pod Belweder. Później witał go w Sejmie Ustawodawczym marszałek Wojciech Trąmpczyński.

Jan był w tych dniach bezkrytycznym wielbicielem Piłsudskiego i pisał w Dzienniku: „ On jeden odpowiedział wymogom chwili... On jeden okazał się (człowiekiem) bezpartyjnym, bezinteresownym. Polska nigdy nie zapomni o tym, który nas dźwignął i prawie zrównał z potęgami świata.”.

Niespełna 17-letni gimnazjalista warszawski tak odnotował podpisanie 21 kwietnia 1920 r umowy politycznej, „w której rząd polski uznał prawa Ukrainy do samodzielnego życia państwowego i rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej z atamanem Petlurą na czele. Umowa ustalała granicę między Polską a Ukrainą: rzeka Zbrucz, linia na wschód od Równego i Sarn i dalej na wschód rzeką Prypecią”.

Jan Szczygielski, jak i większość jego kolegów, były to osoby wychowane w duchu obywatelsko-religijnych obowiązków wobec rodziny, przyjaciół, kraju. Częstym miejscem ich spotkań był kościół pw. św. Aleksandra, Ogród Botaniczny i Łazienki. Cieszyli się oni wielką ilością manifestacji patriotycznych i defilad wojskowych na Placu Saskim i Krakowskim Przedmieściu. Po datą 3 maja 1920 r. Jan notował: „ Takiego pochodu, jaki był dzisia, to jeszcze nie widziałem. Ciągnęło się 3 godziny. Stałem z Jurkiem i Tadziem w Alejach Ujazdowskich przy Nowowiejskiej. Co za wojsko, co za muzyka! Kilkadziesiąt szkół przemaszerowało. Dużo się pensjonarek do mnie z szeregu uśmiechało... Jednak prawdę rzec muszę, jestem strasznie próżny. Wszystko mi jedno zresztą... Niech żyje Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, sejm, naród, wszystkie stany, wiwat!!!” Studiując historię Polski, Jan zdobywał się na bardzo dyskusyjny pogląd: „Stanisław ze Szczepanowa, biskup krakowski, był zdrajcą i niech imię jego zasłynie w przyszłości nie jako imię świętego, lecz jako imię zdrajcy.”

Wraz z kolegami przeżywa Jan emocjonalnie zdobycie Kijowa przez III Armię gen Edwarda Rydza i oddziały ukraińskie w dniu 8 maja 1920 r. Wszystkie polskie opcje niepodległościowe cieszyły się z tego sukcesu. Kiedy Warszawa z entuzjazmem witała Naczelnego Wodza 18 maja 1920 r. na Dworcu Wiedeńskim przemówieniami prezydenta miasta Piotra Drzewickiego i prezesa Rady Stołecznej Ignacego Balińskiego, tłumy warszawiaków zaległy plac Trzech Krzyży i sąsiednie ulice. W kościele św. Aleksandra biskup polowy Stanisław Gall zaintonował hymn Te Deum laudamus, który odśpiewał chór Opery Warszawskiej, Starsi koledzy Jana odprzęgłi konie od powozu Naczelnika Państwa i odwieźli go do Belwederu.

Jan widział wtedy w Piłsudskim wielkiego bohatera narodowego, twórcę półmilionowej armii, walczącej o zjednoczenie wszystkich ziem polskich, o wolność i niezależność Ukrainy, o odbudowę kraju, rozwój jego szkolnictwa. „ On jeden odpowiedział wymogom chwili... On jeden okazał się bezpartyjnym, bezinteresownym. Polska nigdy nie zapomni o tym, który nas dźwignął i prawie że zrównał z potęgami świata.”.

Młody entuzjasta Naczelnika Państwa nie wiedział 18 maja 1920 r. (jak większość rodaków), że już w połowie tego miesiąca XV Armia bolszewicka uderzyła znad Dźwiny, a potem XVI Armia z rejonu Borysowa. Była to pierwsza ofensywa dowódcy frontu północno- zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego. Naczelnik Państwa był zmuszony odwołać operację na Polesiu, na Żłobin i Rohaczew i przerzucić część dywizji z Ukrainy i wnętrza kraju. Na kilka tygodni zwycięski marsz na zachód dywizji bolszewickich na froncie północnym powstrzymała Armia Rezerwowa gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Do młodych entuzjastów Piłsudskiego nie docierała informacja, że 5 czerwca 1920 r. Armia Konna Siemiona Budionnego przerwała front na Ukrainie, uderzając na tyły wojsk polskich w kierunku Żytomierza i Berdyczowa. Kilka dni po tym wydarzeniu premier Leopold Skulski złożył dymisję na ręce Naczelnika Państwa.

W czerwcu 1920 r. Jan z niepokojem komentował oddanie Kijowa bolszewikom i podjął starania o zapisanie się na kursy maturalne.

Początek lipca 1920 przeżył nasz bohater przy łóżku ciężko chorej matki. Nie komentował wówczas dramatycznej sytuacji na froncie wschodnim. W imieniu Rady Obrony Państwa Piłsudski wydał dwie odezwy upowszechnione w prasie i w postaci plakatów rozwieszonych na murach miast, w tym murach Warszawy. W pierwszej wzywał obywateli, przede wszystkim młodzież, do wstępowania w szeregi Armii Ochotniczej, której Generalnym Inspektorem został gen. Józef Haller. Druga skierowana był do żołnierzy.

Wydarzenie to, tak w swym Dzienniku komentował nasz bohater: „ Utworzyła się na polskiej ziemi wybrana przez Sejm tzw. Rada Obrony Polski (Państwa). W Jej to imieniu wydał Naczelnik Państwa odezwę do „cywili”, w której błaga na wszystkie świętości, by wstępować do wojska, kto ma tylko parę w ręku... Jeśli tak dalej pójdzie, to trzeba będzie ponad sprawy osobiste wynieść sprawy społeczne. Wstępowałbym prawdopodobnie do ułanów... I przy pierwszej sposobności wyruszyłbym na front...”

Sukcesy Armii Czerwonej zarówno na froncie północnym, jak i południowym, bardzo niepokoiły młodego Jana. 18 lipca w swym Dzienniku zanotował: „Ledwieśmy zdążyli zwyciężyć Bolszewię, a już ona pchnęła na nas, całe miliony stratowała naszych dzielnych rycerzy i popłynęła jak fala rzeki wezbranej niszcząc wszystko... Niepotrzebnie pan Naczelnik Piłsudski rzucił się na wschód, kiedy obecność armii wymógł zachód... Gdyż tam nasze bogactwo, nasze kopalnie, nasi bracia … Jednak stało się inaczej. Zapomniano o braciach przez niemieckich żołdaków mordowanych i ruszono na wschód, ten przeklęty wschód , o który rozbił się Napoleon, ruszono mimo próśb i błagań ludzi głębiej myślących. Nie pomogły protesty Dmowskiego, Grabskiego, nie pomogły ich wołania”.

Do protestujących należeli wówczas: Wojciech Korfanty, działacze PPS i PSL „Piast”, znani pisarze – Stefa Żeromski i Jan Kasprowicz. Na posiedzeniu Rady Obrony Państwa 19 lipca 1920 r. Roman Dmowski zażądał zasadniczych zmian w Naczelnym Dowództwie, Sztabie Generalnym i w dowództwach armii. W razie braków sugerował wykorzystanie generałów i wyższych oficerów Armii Francuskiej. Mimo tej krytyki Piłsudski, dzięki zabiegom premiera Władysława Grabskiego, otrzymał votum zaufania Rady Obrony Państwa. Jan wierzył w skuteczną pomoc Francji dla walczącej Armii Polskiej z bolszewikami zbliżającymi się do Warszawy, nie wierzył natomiast w gotowość rządu bolszewickiego do rokowań pokojowych z Polską w sytuacji sukcesów Armii Czerwonej na froncie. 22 lipca 1920 r. z niepokojem przyjął wiadomość o rozpoczęciu ewakuacji z Warszawy instytucji zagranicznych i niektórych polskich urzędów państwowych. Wkrótce zaczął wątpić w skuteczną pomoc Francji i Anglii dla Polski i zaczął powtarzać opinie skrajnie krytyczne o Piłsudskim i jego polityce.

Opiekujący się ciężko chorą mamą i przygotowujący się do egzaminów gimnazjalnych młodzieniec, mając poparcie rodziców – zgłosił się do 236. pułku piechoty armii czynnej 27 lipca 1920 roku. Po trzydniowym urlopie zameldował się koszarach pułku na warszawskiej Pradze.

Po bardzo krótkim, dwutygodniowym przeszkoleniu wziął udział w bitwie pod Ossowem 14 sierpnia 1920 r. Jego pułk ochotniczy im. Wetranów Powstania Styczniowego przybył jako uzupełnienie 8. Dywizji Piechoty płk Stanisława Burhardta-Bukockiego. W świetle badań Janusza Odziemkowskiego: „Biwakującym pod Ossowem 1/236pp wydano o godz. 5,30 rozkaz uderzenia na Leśniakowiznę. Żołnierze 3 i 4 kompanii ruszyli z impetem, ale gdy zostali ostrzelani, rzucili się do ucieczki, jak to się zdarzało w pierwszej bitwie niedoświadczonym ochotnikom. W międzyczasie grupa rozbitków z różnych pododziałów napływała do Ossowa. Wieś wkrótce znalazła się w ogniu sowieckiej broni maszynowej., który spowodował duże straty wśród ochotników i zmusił ich do wycofania. Wkrótce do akcji włączyła się 2. kompania 236. pułku. Atak kompanii załamał się w krzyżowym ogniu sowieckich cekaemów, natomiast 1. kompania, posuwając się pod osłoną zabudowań, dotarła w pobliże wschodniego skraju wioski. Przy tej kompanii (ppor M. Słowikowskiego), złożonej głównie z harcerzy i młodzieży warszawskich szkól średnich, znajdował się kapelan pułku ks. Ignacy Skorupka, który na własną prośbę brał udział w natarciu, nie chcąc opuszczać swych wychowanków z harcerstwa.”

Lektura Dziennika Jana Szczygielskiego wskazuje na jego humanistyczną kulturę, szacunek dla rodzinnej tradycji powstańczej. Mój podziw budzi szacunek dla historii Bitwy Warszawskiej rodziny Jana i jego przyjaciół. Po lekturze Dziennika dręczy mnie pytanie, czy usprawiedliwionym było rzucenie do walki młodzieży warszawskich szkól średnich bez elementarnego wyszkolenia wojskowego?

Wróć