Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wyzwolenie czy zniewolenie?...

15-01-2020 20:17 | Autor: Tadeusz Porębski
W Polsce wojujący antykomunizm uprawia, o dziwo, w dużej mierze młode pokolenie prawicowych hunwejbinów, które nigdy w tym systemie nie żyło, a wiedzę o nim czerpie z Internetu, z prawicowych wydawnictw oraz z opowieści dziwnej treści snutych przez nawiedzonych historyków z Instytutu Pamięci Narodowej. Zajadle tępione jest wszystko, co choć w części kojarzy się z poprzednim systemem. Z podziwu godną nieustępliwością podejmowane są kolejne próby likwidacji patronów ulic, jak na przykład Armii Ludowej w centrum Warszawy, czy Związku Walki Młodych na Ursynowie. Mimo zdecydowanego oporu lokalnych społeczności. To swego rodzaju upodlenie dla członków tych organizacji, którzy zginęli walcząc z hitlerowskim okupantem. Takich kwiatków jest cała masa.

Zaniechano m.in. organizowania obchodów wyzwolenia Warszawy spod panowania hitlerowskich zbrodniarzy, a ulicę 17 Stycznia pisowski wojewoda zamienił na Komitetu Obrony Robotników. Na szczęście są jeszcze sądy w tym kraju i radosna twórczość pana wojewody, planującego zmianę nazw aż 50 warszawskich ulic, została zablokowana. Obecnie prezydent Rafał Trzaskowski czyni kroki, by przywrócić ulicy na Okęciu poprzednią nazwę, która funkcjonowała przez kilka dekad. Jako rdzenny warszawiak kłaniam mu się za to w pas. Chorobliwa tendencja tępienia w czambuł wszystkiego, co może kojarzyć się z czasami 1945 - 1989, złości wielu Polaków, a mnie po prostu pieni. Ponad 30 lat przeżyłem w poprzednim systemie i bynajmniej nie wspominam go w czarnych barwach, choć niespecjalnie za nim tęsknię.

Ani ja, ani żaden z członków mojej najbliższej rodziny nie zapisał się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Nikt z bliskich mi Porębskich nie przywdział ubeckiego, wojskowego, czy milicyjnego munduru i nie splamił się donosicielstwem. Mimo to żyło się nam godnie i spokojnie. Większość moich wujów, stryjów i ciotek robiła w handlu, a ojciec, więzień obozu koncentracyjnego Stutthof, w mięsie. Ot, po prostu przeciętni, uczciwi, pracowici zjadacze chleba potrafiący radzić sobie w życiu. Gdyby dzisiaj zmartwychwstali, to na pytanie czy data 17 stycznia 1945 r. kojarzy im się z wyzwoleniem, czy też ze zniewoleniem, odpowiedzieliby zgodnym chórem: "Z wyzwoleniem!". Jestem tego pewny w 100 procentach. I dodaliby: "Zniewolenie Warszawy i warszawiaków? Wy zafajdani, tępi prawicowi tandeciarze. Jeszcze do was nie dotarło, że Warszawa jest miastem nieujarzmionym, a nas, warszawiaków, nikt nie jest w stanie zniewolić? Hitler chciał z nas zrobić parobków, ale pierwej zdechł w swoim berlińskim bunkrze. Podobnie jak Stalin w swojej podmoskiewskiej daczy".

Uzasadnieniem, że rzekome zniewolenie w styczniu 1945 r. jest bzdurą zajmę się ja, ponieważ moich bliskich już nie ma na tym świecie. Lata hitlerowskiej okupacji to dla Polaków bezmiar cierpień i około sześć milionów ofiar śmiertelnych - połowa Polaków etnicznych, druga połowa Polaków pochodzenia żydowskiego. Jeśli porównać to z ofiarami komunizmu w latach 1944 - 1989, których liczbę IPN szacuje na około 150 tysięcy, teza o okupacji gorszej niż hitlerowska nie ma prawa się obronić. Ślepota prawicowych hunwejbinów przesłania im fakt, że okres okupacji niemieckiej był faktyczną okupacją, ponieważ Polska jako państwo przestała istnieć. Wprowadzono obcą administrację, a władzę sprawowali dygnitarze niemieccy w osobach urzędującego na Wawelu generalnego gubernatora ziem polskich Hansa Franka oraz gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera. Natomiast po wojnie Polska faktycznie znalazła się w strefie wpływów Sowietów, ale jako państwo istniała, była m. in. członkiem ONZ i posiadała własny, polski rząd. Porównywanie więc okupacji niemieckiej z sowiecką jest nieuprawnione i świadczy o politycznym zacietrzewieniu, totalnym zaślepieniu, tępocie oraz braku elementarnej wiedzy historycznej.

Rzeczywiście, w zamian za wyzwolenie od śmiertelnego zagrożenia ze strony hitlerowców otrzymaliśmy w pakiecie niechciany przez Polaków komunizm przekształcony po 1956 r. w realny socjalizm, jak również marionetkowy rząd. Jednak jako naród przeżyliśmy i to najbardziej się liczy. Niemcy natomiast planowali masową eksterminację narodu polskiego i w ramach programów Drang nach Osten oraz Lebensraum zasiedlenie polskich ziem niemieckimi kolonistami. Eksterminacja Żydów miała się w 1944 r. ku końcowi i zgodnie z planem Hitlera przyszłaby kolej na Polaków. Tak więc wejście do Polski Sowietów zapobiegło masowej eksterminacji narodu polskiego i pozwoliło nam przeżyć. W zniewoleniu, ale przeżyliśmy. Sowieci oczywiście mieli w Polsce swoje imperialne interesy, ale nie zamknęli nam jak Niemcy wyższych uczelni i szkół i nie tworzyli obozów koncentracyjnych, w których gazowano i palono miliony ludzi.

Ktoś kiedyś słusznie napisał, że Armia Czerwona nie przyszła na ziemie polskie z misją humanitarną. Tędy prowadziła najkrótsza droga na Berlin. Droga wiodąca nie tylko do pokonania hitlerowskich Niemiec, ale i zdobycia hegemonii w Europie środkowo - wschodniej. Żale więc tępogłowych o to, że czerwonoarmiści nie obdarzyli nas niezwłocznie złotą wolnością należy otłuc o tyłek. Czemu Sowieci nie obdarzyli nas demokracją i wolnością? Bo w Jałcie nasi dzisiejsi przyjaciele Amerykanie i Anglicy zezwolili im na to, oddając los Polaków, Czechów, Słowaków, Węgrów, Bułgarów i Rumunów w ręce Stalina. Nic więc nie działo się bez przyczyny. Czy dla siedmiu tysięcy więźniów obozu Auschwitz, których 27 stycznia 1945 r. Sowieci wyciągnęli z objęć śmierci, było to wyzwolenie czy zniewolenie? A dla milionów Polaków odbudowujących społecznie - nie pod przymusem, batem czy karabinem - swoją zrujnowaną stolicę, harujących na budowach i śpiących w barakach dzień 17 stycznia 1945 r. był wyzwoleniem, czy zniewoleniem? Pytania z gatunku retorycznych.

Wyzwalanie Warszawy spod okupacji hitlerowskiej odbyło się w dwóch etapach. W czwartek 14 września 1944 r. oswobodzona została Praga, a 17 stycznia 1945 r. lewobrzeżna Warszawa. Już 18 września 1944 r. powołany został na prezydenta miasta pułkownik inżynier architekt Marian Spychalski. Również we wrześniu 1944 r. utworzono w ramach resortu gospodarki narodowej i finansów Dział Odbudowy, którego kierownictwo powierzono inżynierowi architektowi Józefowi Sigalinowi. Pełnił on później, w latach 1951 - 56, funkcję pierwszego architekta Warszawy. W listopadzie 1944 r. Dział Odbudowy przekształcony został w Biuro Planowania i Odbudowy podległe Prezydium Rady Ministrów. Szefem biura został Michał Kaczorowski, profesor na Wydziale Architektury PW. Na posiedzeniu Krajowej Rady Narodowej w dniu 3 stycznia 1945 r. na wniosek Bolesława Rumińskiego podjęto decyzję o konieczności utrzymania stołecznej roli Warszawy. Dekret Rady Ministrów o odbudowie Warszawy wydany został 28 lutego 1945 r. Wymieniono w nim po raz pierwszy Biuro Odbudowy Stolicy (BOS) oraz określono zakres jego zadań i kompetencji. Natomiast 11 kwietnia 1945 r. utworzono Ministerstwo Odbudowy, które powołało m.in. Urząd Planowania Przestrzennego. Rozpoczęło się gigantyczne przedsięwzięcie mające na celu odbudowanie zrujnowanej w 65 proc. stolicy państwa. Strona lewobrzeżna miasta uległa zniszczeniom aż w 84 proc., a Stare Miasto w 100 proc.

Organizując sztab oraz administrację tego gigantycznego przedsięwzięcia, zadbano, by znaleźli się w nich przede wszystkim fachowcy. Liczną reprezentację mieli znani przedwojenni architekci, urbaniści oraz działacze spółdzielczości mieszkaniowej. Tragedia Warszawy stanowiła zarazem nadzwyczajną sposobność zrealizowania wszystkich, nawet najbardziej fantastycznych koncepcji miasta funkcjonalnego. Niszcząc stolicę, Niemcy wyeliminowali bowiem większość dotychczasowych fizycznych ograniczeń krępujących wcześniej urbanistów. Także nowy ustrój wprowadzający jako dominantę własność społeczną stanowił ogromną zachętę do podejmowania niezwykle śmiałych przedsięwzięć przestrzennych. Na zebraniu architektów w dniu 5 listopada 1944 r. inż. arch. Józef Sigalin kładł nacisk na uproszczenie prawnej procedury przejmowania gruntów i realizację zamierzeń urbanistycznych. Mówi się o diabelskim sojuszu urbanistów i dyktatorów. Fakt, bo najbardziej śmiałe wizje urbanistyczne najłatwiej realizować pod rządami autorytarnymi. Być może, była to jedna z przyczyn masowego włączenia się przedwojennych architektów w dzieło odbudowy pod rządami komunistów. Ten sojusz ponad podziałami politycznymi wyszedł nam wszystkim, a szczególnie warszawiakom, na dobre.

Za fałszowanie historii krytykujemy ostatnio Władymira Putina, a sami ją fałszujemy pod bieżące potrzeby polityczne, nie wynikające w żaden sposób z polskiej racji stanu. W dniu 17 stycznia 1945 r. Warszawa została wyzwolona i uwolniona od gestapowców, esesmanów, krwawych gubernatorów nadzorujących eksterminację Polaków, volksdeutschów, reichsdeutschów oraz pozostałej niemieckiej swołoczy. Przetrwaliśmy jako naród. I tylko to się liczy, ta jedyna prawda historyczna. Dlatego co rok hucznie czczę przy kielichu wyzwolenie Warszawy w zacnym towarzystwie moich kolesiów, rdzennych warszawiaków. Tak będzie i w tym roku, a tępogłowi prawicowi hunwejbini mogą co najwyżej pocałować mnie w przywiędłe pośladki.

Wróć