A może to urzędnicy miejscy są zbyt mocno przypięci do swoich stanowisk… Tak mocno, że zapomnieli już o potrzebach zwykłych mieszkańców. Nie dostrzegają ich zza służbowych biurek. Może to funkcje które sprawują są dla nich zbyt wysokie, niczym krawężniki dla matek z wózkami?
Widok urywającego się nagle chodnika dla pieszych to nie rzadki widok w Warszawie. Zapewne przyzwyczaili się do niego miejscy decydenci. Trudniej o to matkom i wszystkim, którzy po miejskich wertepach muszą się poruszać.
Paradoksem jest, że brak podjazdów dla wózków, tak ważnych dla osób niepełnosprawnych, powyrywane płyty w trotuarach to nie obraz z miejsca, gdzie przysłowiowy diabeł mówi dobranoc, ale z Sadyby, która jest przecież częścią stolicy.