Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wyprzedzajmy problemy…

20-02-2019 20:46 | Autor: Mirosław Miroński
Niedawno miałem wątpliwą przyjemność jechać aleją Wilanowską w kierunku Sadyby. Jest to jedna z arterii łączących z Górny Mokotów z Mokotowem Dolnym. Podróżujący tą trasą mogą skorzystać z jednego z niewielu połączeń autobusowych lub, jechać własnym samochodem, albo jakimś innym pojazdem, przejechać rowerem, bądź wybrać nieco uciążliwy, chociaż niezawodny środek – własne nogi.

Jak to mówią młodzi pójść „z buta”. Nie jest to wybór pozbawiony sensu, zwłaszcza w godzinach szczytu, bo nie zajmie to więcej czasu niż w przypadku pojazdów, które utkną w korku. Właściwie, ktoś może zapytać, dlaczego przy takiej obfitości tematów, również takich, które bulwersują opinie publiczną, mamy zajmować się korkami w stolicy. Przecież wiadomo, że te były, są i zapewne będą. W każdym razie, wszystko na to wskazuje. Odpowiedź jest prosta. Dlatego, że są dokuczliwe i utrudniają nam życie. Wygląda na to, że jedynym sposobem na nie, jest ich polubienie.

Tym, którzy tego nie pamiętają przypominam, że aleja Wilanowska była przebudowywana jak na nasze warunki stosunkowo niedawno, (chyba w latach 2008-2010). Pamiętam swoje rozczarowanie, gdy po uciążliwym dla wszystkich remoncie oddano ją do użytku. Nie wiadomo dlaczego nie została poszerzona, zwłaszcza na odcinku od ul. Puławskiej do skrzyżowania z Doliną Służewiecką i Sikorskiego. Skrzyżowanie to staje się wręcz upiorne w godzinach szczytu. Już wtedy, w czasie remontu al. Wilanowskiej było oczywiste, że ruch tutaj będzie coraz większy, a co za tym idzie, trzeba zwiększać przepustowość tam, gdzie to jest możliwe. jednak tego nie uwzględniono. Podobnie jak w przypadku wielu innych inwestycji w stolicy. Nie podjęto żadnej próby przebudowy newralgicznego skrzyżowania, które stanowi wąskie gardło w komunikacji pomiędzy Wilanowem, Służewem, Sadybą etc.

Aby miasto mogło się skutecznie rozwijać trzeba liczyć się z procesami towarzyszącymi rozwojowi. Zwłaszcza w obszarze infrastruktury drogowej. Prędzej czy później miasto będzie musiało się z nimi zmierzyć. Jeśli w ślad za zwiększeniem się liczby pojazdów nie idzie rozwój infrastruktury, na skutki nie trzeba długo czekać. W efekcie mamy wydłużające się korki.

Rozwiązaniem jest budowanie nowych dróg i modernizacja już istniejących uwzględniając to, co będzie za kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat. Te działania powinny być planowane na wyrost, na przyszłość. Tymczasem zazwyczaj są one spóźnione. Nie można też zapominać o transporcie miejskim, który stanowi alternatywę dla samochodów, znacznie czystszą, nie emitującą takiej ilości spalin. Pod warunkiem, że będzie on funkcjonalny, dostosowany do oczekiwań pasażerów.

Warszawiacy chętnie sięgają po rozmaite alternatywne sposoby przemieszczania się po mieście. Chętnie przesiadają się na rowery, hulajnogi, rolki, czy skateboardy. Są one znacznie zdrowsze, zarówno dla ludzi, jak i dla atmosfery. Zachętą do korzystania z takich form podróżowania powinna być przystosowana do tego infrastruktura, a z nią bywa różnie. Chociaż trzeba przyznać, że pod wpływem nacisków ze strony amatorów dwóch kółek wiele zmieniło się w ostatnich latach na dobre.

Jeżdżąc po Warszawie, można nabrać przekonania, że znajdujemy się na jakimś placu budowy. Można byłoby się z tego cieszyć, bo świadczy to o tym, że nasze miasto rozbudowuje się, gdyby nie to, że wielu z tych robót dałoby się uniknąć i byłyby zupełnie niepotrzebne, gdyby wykazano się większą przezornością przy podejmowaniu niektórych decyzji. Jako przykład podam remont, a właściwie przebudowę ul. Puławskiej przed laty. Było to niezwykle uciążliwe przedsięwzięcie, wiążące się z wyłączeniem tej ważnej arterii z ruchu. Spowodowało ono niebywałe utrudnienia dla mieszkańców południowej części Warszawy i Piaseczna. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że w przypadku ulicy tak ważnej dla stolicy priorytetem powinno być to, aby jej wyłączenie trwało jak najkrócej. Niestety, zaraz po ukończeniu inwestycji, postanowiono zerwać nową nawierzchnię, aby dokopać się do położonych pod nią rur kanalizacyjnych. Oczywiście ktoś za to wszystko zapłacił. I to nie tylko podatnik, ale też kierowcy, którzy znowu musieli stać w korkach i korzystać z objazdów. Trudno uwierzyć, że była to sytuacja, której nie można było uniknąć podejmując odpowiednie decyzje odpowiednio wcześniej. No, ale po co kłaść asfalt raz, jeśli można kilka. Przecież koś za to zapłaci. Z pewnością nie urzędnik podejmujący decyzję.

Wróć