Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wstyd, pani poseł Mazurek...

27-04-2016 21:02 | Autor: Andrzej Celiński
Rzeczniczka sejmowego klubu PiS Beata Mazurek urodziła się w 1967. Nie zna więc czasu i języka Marca 1968 – języka Żołnierza Wolności, Trybuny Ludu i innych poddanych ścisłym wytycznym Biura Pracy KC PZPR organów prasowych. Nie zna języka nienawiści i pogardy w szczytowych jego osiągnięciach.

To, co było potem, aż do 1989 to już kaszka z mlekiem, dobrze posłodzona. Nie zna, więc mniej boli porównanie. Ale nawet tamci nie ważyli się mówić tak o instytucjach. Także sobie obcych, jak np. Kościół Katolicki. Może wcześniej, w czasach przedpaździernikowych  (Październik 1956), ale po Październiku nawet tzw. komuna nie pozwalała sobie na taki język. Zdawać się mogło, że dorastamy do cywilizacji, w której wie się, co można, a czego nie można. I nie trzeba szukać tego w kodeksach karnych (znieważenie organu konstytucyjnego), ani nawet w wychowaniu domowym i szkolnym. Wie się, albo nie. Czterokadencyjna posłanka partii Prawo i Sprawiedliwość najwyraźniej jednak nie wie.

Mój Boże! Trzynaście lat w Sejmie! W jakim ona środowisku przebywa, że trzynaście lat nie wystarczyło na edukację i zdobycie wiedzy, jak zachowywać się przyzwoicie?

Matura w warszawskim liceum Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek. To zacne miejsce. Za komuny siostry udostępniały nam swoją szkołę, wieczorem, dla spiskowania. Był to akt odwagi. Dla nich szkoła to była świętość, posłannictwo. Zgromadzenie w tym celu u schyłku XIX wieku powstało. Dla nauczania i chrześcijańskiego wychowania dziewcząt. Pani Beata Mazurek była ich uczennicą. Nie zawsze, widać, staranność wychowania daje oczekiwane efekty. Nie zawsze pada na żyzny grunt. Ale była jeszcze jedna szansa. Pani Mazurek odbyła studia socjologiczne (dokładnie tak jak ja) na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Ja też tam studiowałem, tyle że dwadzieścia lat wcześniej. Różni byli profesorowie. Niektórzy wybitni. Wspominam ich z radością i z wdzięcznością. Nie śledziłem z należytą uwagą losów wydziału filozofii i socjologii KUL. Ale może to nie profesura winna temu, że pani Mazurek brak najbardziej podstawowej wiedzy prawnej i nie wie po prostu, że powiedzieć o Sądzie Najwyższym, że to „zespół kolesi”, to przestępstwo. Sąd Najwyższy to organ konstytucyjny. Za jego znieważenie jest kodeksowa kara.

Ona tego nie wie. Skupiła się może na socjologii, nie zna języka polskiego w wystarczającej skali, żeby trafnie odczytać związki frazeologiczne takie, jak ten przez nią prezentowany. Prezes, syn polonistki, może powinien z dokładniejszą uwagą dobierać personel. To przecież nie pierwsze językowe dziwności pani Beaty. Poprzednia wpadka była bolesna – wysadzała w powietrze sztandarowy punkt programu partii Prawo i Sprawiedliwość.

Członkinie Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek – wychowawczynie pani poseł, akademiccy nauczyciele z mojej lubelskiej uczelni, a także prezes – czują się zapewne nieswojo. Mówić tak, jak Mazurek, to prawdziwy wstyd w Polsce o tak głęboko zakorzenionej chrześcijańskiej kulturze. Specjalnie dla partii, która chciałaby do polskiego systemu prawa wprowadzać zapisy podkreślające ten cywilizacyjny kontekst polskości. Wstyd jednak pozostaje przy pani Beacie. Posłance partii Prawo i Sprawiedliwość. Rzeczniczce PiS.

Wróć