Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wskazana wstrzemięźliwość

10-02-2016 20:32 | Autor: Mirosław Miroński
Za nami już karnawał, tłusty czwartek i ostatki, a przed nami rozpoczynający się Środą Popielcową czterdziestodniowy post (46 dni kalendarzowych), czyli okres poprzedzający największą chrześcijańską uroczystość – Święta Paschalne, inaczej Wielkanoc. Post to czas wstrzemięźliwości w jedzeniu i piciu, oraz zakaz innych uciech m. in. hucznych zabaw.

Oprócz przesłania religijnego post ma także uzasadnienie racjonalne. Jest bowiem wynikiem wielowiekowych praktyk, a doświadczenia z nich płynące pozostają w zgodzie z dzisiejszymi zasadami dietetyki i zdrowego żywienia. Nikt chyba nie zakwestionuje faktu, że lepiej dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego jest – mniej jeść, a więcej ruszać się np. na spacerze, siłowni etc. Na pewno lepsze jest też zachowanie umiaru w innych, skądinąd przyjemnych, ale zgubnych czynnościach, którym chętnie się oddajemy. Post ma więc także niewątpliwy walor etyczny i obyczajowy.

Post to dobry czas na podjęcie dodatkowych ograniczeń wykraczających poza nakazy kościelne np. postanowienie niegadania byle czego bez zastanowienia, czytania i pisania, ze zrozumieniem etc. Owe postanowienia mogą mieć charakter cielesny lub duchowy zależnie od decyzji jakie chcemy podjąć. Mogą być zgodne z zakazami określonymi przez Kodeks Prawa Kanonicznego.

Gadanie byle czego stało się dość powszechne, a nawet przybrało formę epidemii. Wiadomo – w naszym kraju za gadanie rzadko ponosi się jakąkolwiek odpowiedzialność. Gadać więc może niemal każdy, ile chce i co chce. Niekiedy sam gadający nie wie o czym gada, czego przykładem było krążące przed laty w formie anegdoty nawoływanie rolników do postępu i nowoczesności przez równie postępowych reprezentantów jedynie słusznej linii. Próbowano to robić przy pomocy hasła – „Każdy rolnik postępowy sam zapładnia swoje krowy”. Łatwo powiedzieć. Pytanie: jak ma to robić?

Zapewne wyobraźnia większości czytelników podsuwa obraz rolnika próbującego sprostać wyzwaniu. Może gdyby był wyposażony w odpowiednie narzędzia…? No cóż, historyjka wydaje się zabawna. Pozostają jednak nieszczęsne krowy. Może twórcy projektu właśnie te poczciwe czworonogi mieli na myśli? Podążając tropem jedynie słusznego rozumowania autorów powyższego sloganu, może doszli do jedynie słusznego wniosku, że krowom też coś od życia się należy.

Jak widać, chcąc nieść postęp, należy mówić i pisać ze zrozumieniem. Na marginesie chcę wyjaśnić, zwłaszcza młodym czytelnikom, którzy nie doświadczyli życia w tamtych trudnych dla Polski czasach, że rolnicy z reguły wykazywali się wtedy dużą dozą zdrowego rozsądku. A ponieważ od każdej reguły są wyjątki, zapewne któremuś z nich udało się spełnić wytyczne ówczesnych propagatorów nowoczesności.

Z tą „nowoczesnością” bywa różnie. Patrząc na współczesnych „nowoczesnych” próbujących wyartykułować coś o potrzebie obrony demokracji, głównie podczas ulicznych manifestacji trzeba przyznać, że ani mówić, słuchać, ani czytać, ani pisać ze zrozumieniem nie potrafią. To, co ta garstka niedouczonych osobników prezentuje, świadczy źle nie tylko o nich samych, ale też o niedostatkach systemu polskiego szkolnictwa w skali wielu lat. Co prawda, od dawna istnieje powszechny obowiązek edukacji, jednak jak widać wielu dzisiejszych „nowoczesnych” skutecznie mu się oparło. Nie piszę o tym, by kogokolwiek obrażać, czy stygmatyzować. Przeciwnie. Owych nowoczesnych i postępowych obrońców demokracji należy otoczyć szczególną troską, bo z pewnością jej wymagają.

Nieudolne próby wyrażania tego, co mamy w głowie i powstający w efekcie myślowy bełkot nie są domeną jedynie ludzi niedouczonych. Słyszałem niedawno pewnego redaktora radiowego, prowadzącego audycję poświęconą antykoncepcji u domowych zwierząt i sposobom zapobiegania ich rozmnażaniu. Redaktor ów mówił – „Posiadacz psa i kota, który został poddany sterylizacji…”. Oczywiście nie moją sprawą jest dociekać, dlaczego posiadacz psa i kota poddany został sterylizacji. Czy zrobił to z własnej woli, czy został do tego zmuszony? Zastanawiam się jednak, czy redaktor powiedział to, co chciał powiedzieć, czy może chodziło mu o coś innego? Tak czy inaczej, z przytoczonego przykładu nasuwa się jeden ważny wniosek – warto mówić mniej, a z sensem.

Wróć