Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wolny rynek, spętany sport

06-02-2019 21:05 | Autor: Maciej Petruczenko
Zanosi się na zaskakujący poniekąd manewr najlepszej polskiej sportsmenki ostatnich lat, arcymistrzyni rzutu młotem, dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej i czterokrotnej mistrzyni świata Anity Włodarczyk, będącej sportową twarzą Warszawy. Anita ma zmienić barwy klubowe, przenosząc się ze stołecznej Skry do AZS AWF Katowice, co potwierdzili jego szefowie.

W Katowicach oferują jej bardzo dobre warunki finansowe, a na dodatek w ciągu dwóch lat przy uczelni powstaną nowoczesny stadion lekkoatletyczny i hala treningowa z pełnowymiarową okólną bieżnią. Nic więc dziwnego, że słynna miotaczka chętnie opuści ruiny dawnego kompleksu sportowego przy Wawelskiej, będące hańbą stolicy.

Na tę hańbę zapracowało mnóstwo ekip rządzących miastem zarówno za komuny, jak i po 1989 roku w całkowicie wolnej już Polsce. Równo 50 lat temu na stadionie Skry położono pierwszą w krajach socjalistycznych tartanową bieżnię produkcji amerykańskiej firmy 3M z nadzieją, że w ślad za tą inwestycją pójdą tam następne, bowiem trybuny owego obiektu już wtedy były na poły zrujnowane. Niestety jednak, ten stan zapaści przez pół wieku tylko się pogłębił. Skra była wprawdzie przez czas pewien Mekką polskiej lekkoatletyki, dysponując jedyną syntetyczną nawierzchnią w kraju, ale monopol szybko się skończył, a problemy związane z niedoinwestowaniem pozostały wraz ze wspomnieniami o rekordach świata i Europy, ustanawianych przy Wawelskiej przez Irenę Szewińską (400 m), Teresę Sukniewicz i Grażynę Rabsztyn (100 metrów przez płotki), Bronisława Malinowskiego (3000 metrów z przeszkodami) Władysława Kozakiewicza (skok o tyczce) oraz Mariana Woronina (100 metrów).

U schyłku PRL bieda aż piszczała, więc o cyzelowaniu infrastruktury sportowej nikt nie myślał. W efekcie popadająca w ruinę Skra stała się – podobnie jak inny pomnik socjalizmu, stadion Dziesięciolecia – terenem targowym, a potem na obrzeżach lekkoatletycznej niecki rozgościli się różni spryciarze, między innymi ze służb specjalnych, otwierając chociażby komis z samochodami amerykańskimi, sprowadzanymi na pozór jako mienie przesiedleńcze. Upływały lata, kombinatorzy się dorabiali, a sport na Skrze stopniowo gasł i już mało kto pamięta, że oprócz świetnych lekkoatletów (sprinter Wiesław Maniak, tyczkarz Tadeusz Ślusarski, rekordzistka świata w biegu na 400 metrów przez płotki Krystyna Hryniewicka-Kacperczyk) w klubie przy Wawelskiej znakomicie rozwinęła się siatkówka żeńska z przyszłymi gwiazdami Małgorzatą Glinką i Katarzyną Skowrońską, wychowanką ursynowskiej szkoły przy Hawajskiej. Dziś umilkły już nawet echa niegdysiejszej świetności Skry, gdy hotel obok stadionowej wieży był bazą ogólnopolskch zgrupowań lekkoatletycznej kadry, a przy siatkarkach uwijał się legendarny trener – Hubert „Kat” Wagner, mieszkający naówczas na Ursynowie.

Tak samo jak wiele innych dużych obiektów sportowych w Warszawie również kompleks Skry został po 1989 roku oddany w użytkowanie klubowi, który w następstwie przedziwnych działań swojego kierownictwa i jednoczesnym braku odpowiedniej troski ze strony władz miejskich narobił sobie długów. W efekcie doszło do procesu sądowego i prawo użytkowania wieczystego zostało Skrze odebrane – tyle że prezes Krzysztof Kaliszewski (jednocześnie trener Anity Włodarczyk) jeszcze nie zdążył zwrócić kluczy miastu z uwagi na skomplikowane procedury przejmowania potężnego obiektu.

Żeby sekcje klubowe mogły nadal trenować i otrzymywać subwencje z ratusza, obok RKS Skra założono Skrę bis (OKS Skra), co jednak w niewielkim stopniu poprawia byt zawodników i trenerów. Miasto zaplanowało przynajmniej budowę nowego stadionu lekkoatletycznego, ale termin ukończenia inwestycji jest wysoce niepewny, bowiem dużo zależy od tego, czy 50 procent kosztów pokryje Ministerstwo Sportu i Turystyki, gdzie rządzą przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości, raczej nieżyczliwi prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu z Platformy Obywatelskiej. Nie wiadomo więc, czy w politycznym młynie sprawa rychło się przemiele na korzyść sportu.

Gdy Anita Włodarczyk zostanie zawodniczką AZS AWF Katowice, to nawet wciąż mieszkając w Warszawie, nie będzie brana pod uwagę w dorocznym plebiscycie na najlepszych sportowców stolicy – tak jak nie jest uwzględniany będący od lat warszawiakiem niedawny mistrz świata w rzucie dyskiem Piotr Małachowski, reprezentujący barwy Śląska Wrocław. Swoją drogą przedziwna to sytuacja, bo z kolei w tym plebiscycie mogliby być brani pod uwagę czołowi piłkarze Legii będący cudzoziemcami, a przecież futbolowa spółka z Łazienkowskiej stanowi faktycznie najbardziej znaczącą na niwie sportowej wizytówkę miasta, bardziej wyrazistą nawet niż siatkarze ONICO (dawniej AZS Politechnika).

No cóż, musiało upłynąć 30 lat od momentu transformacji ustrojowej, by w Warszawie zorientowano się, że ze sportem wyczynowym w mieście coś nie tak. Obecnie próbuje się wprowadzić rozwiązania sanacyjne, m. in. w klubie Orzeł na Pradze, ale niczego się nie zrobi od ręki, bo zamiast stworzyć coś nowego, o wiele łatwiej zniszczyć to, co zostało kiedyś zbudowane – jak choćby kompleks sportowy Gwardii przy Racławickiej, z którego w pewnym momencie państwo (bo akurat nie miasto) po prostu wypędziło tysiąc zawodników kilku dyscyplin.

Problem bazy dla sportu wyczynowego istnieje również na Ursynowie, gdzie przynajmniej jest duża hala, wybudowana jeszcze w okresie, gdy dzielnica miała status samodzielnej gminy. W szale narastającej deweloperki zapomniano na przykład, że ursynowska młodzież potrzebuje chociaż jednego pełnowymiarowego boiska piłkarskiego, już nie mówiąc o lekkoatletycznym (bo przy Koncertowej mamy obiekt o charakterze szkolnym). Mur niemożności, wynikającej po części z roszczeń reprywatyzacyjnych, sprawia, że wciąż nie ma planowanego stadionu w sąsiedztwie hali UCSiR, a lata lecą. I prędzej dzisiejsza młodzież zamieni się w pokolenie staruszków, niż ten stadion powstanie. W Berlinie powiedzieliby, ot – polnische Wirtschaft...

Wróć