Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wnoszę moje trzy grosze...

05-02-2020 20:10 | Autor: Tadeusz Porębski
Dzisiaj zacznę od tego, co mnie ostatnio najbardziej irytuje. Otóż, nie jestem już w stanie słuchać pokrętnych, mętnych, często idiotycznych wypowiedzi panów Zbigniewa Ziobry, Sebastiana Kalety i Jacka Ozdoby z partii PiS, wybitnych znawców problematyki prawniczej. Nie jestem już w stanie oglądać na wizji i wysłuchiwać nietrzymających się kupy pohukiwań strojącego groźne miny Andrzeja Dudy, za przeproszeniem, prezydenta Polski.

Nie jestem w stanie oglądać i słuchać wyczynów dwóch dziennikarek z serwisów informacyjnych stacji telewizyjnych Polsat News i TVN24 (z uwagi na solidarność zawodową nie wymienię ich nazwisk). Na szczęście obie grasują na swoich antenach tylko do południa, więc popołudniami i wieczorami mogę w spokoju słuchać i oglądać, co się na świecie dzieje. Sposób, w jaki te panie przekazują informacje, doprowadza mnie do furii. Być może jako stary piernik, wychowany na Janie Suzinie i Edycie Wojtczak, nie nadążam za najnowszymi trendami. Jednakowoż jako osoba konstytucyjnie uprawniona do wyartykułowania własnego zdania powołuję się na pracę moderatorów BBC, ZDF oraz ARD i mówię polskiemu przekazowi zdecydowane "nie".

Od dłuższego czasu modne stało się wymachiwanie łapami w świetle reflektorów i kamer. To element tak zwanej mowy ciała używany z premedytacją, by wywołać określoną interakcję z otoczeniem. Swobodna, otwarta gestykulacja ma podnosić atrakcyjność i skuteczność nadawcy. I chyba tu jest pies pogrzebany. Chodzi po prostu o wszechobecny lans, czyli podnoszenie własnej atrakcyjności oraz wagi wypowiadanych przez siebie słów. Tańcząc, wyginając się przed kamerami i gestykulując, lansują się prawie wszystkie pogodynki i ich męscy odpowiednicy. Nawiasem mówiąc, robota w pogodzie to jedna z najlepszych fuch w tym kraju. Zero odpowiedzialności i świetne zarobki, zupełnie nieadekwatne do wykonywanego zajęcia, ponieważ osoby te nie wykonują żadnej pracy twórczej. Informacje ściągane są po prostu ze strony internetowej Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, który opracowuje prognozy oraz ekspertyzy dla społeczeństwa.

Panienki z serwisów informacyjnych mają robotę siedzącą, co stawia je w gorszej pozycji wyjściowej od pogodynek. Nie mogą na przykład za pomocą sukienek i spódniczek mini zaprezentować piękna własnych odnóży uszlachetnionych szpilkami od Manolo Blahnika, Christiana Louboutina czy Christiana Lacroix. Nadrabiają więc straty wizerunkowe nadmierną gestykulacją i lansem. Lanserka z Polsat News uzupełnia patologiczne machanie kończynami starannie kontrolowaną mimiką twarzy oraz opracowaną do perfekcji umiejętnością modulowania głosu. Nie da się oglądać serwisu w jej wykonaniu, ponieważ na pierwszym miejscu jest ona, a dopiero potem informacja. Przynajmniej ja nie jestem w stanie oglądać popisów tej kobiety. Ta z TVN24 natomiast, to wydawany od czasu do czasu z głębi gardła specyficzny, mocno irytujący rechot oraz strojenie min, przede wszystkim robienie tak zwanych "dzióbków". Po jaką cholerę - nie wiadomo.

Wybitna przedstawicielka telewizyjnego dziennikarstwa z TVN24 potrafi palnąć taką głupotę, że trzęsie się później Internet. Duet Fit Lovers postanowił oddać na licytację WOŚP amulety - medaliony wywalczone w show TVN. Kiedy opowiadali przed kamerami jakie szczęście przyniosły im owe medaliony, prowadząca rozmowę wpierw zrobiła swój słynny "dzióbek", potem mądrą minę i rzekła: "Była kiedyś taka książka "Medaliony" Zofii Nałkowskiej, zdaje się". Co to jest? Nieuctwo? Chyba tak, bo każdy średnio oczytany i wykształcony Polak wie, że książka Nałkowskiej to zbiór ośmiu opowiadań opisujących losy ludzi, którzy zdołali przeżyć piekło II wojny światowej. Jedno z nich zatytułowane „Profesor Spanner” traktuje o produkowaniu podczas okupacji hitlerowskiej mydła z ludzkiego tłuszczu i preparowaniu do celów użytkowych ludzkiej skóry. Tak kompromitujących wpadek nie powinno się wybaczać dziennikarce poważnej stacji telewizyjnej.

O wiele mniej irytują mnie oratorskie popisy w wykonaniu pana prezydenta Andrzeja Dudy oraz kilku młodych hunwejbinów reprezentujących obóz rządzący. Ci faceci doprowadzili do tego, że Polska, jako jedyny kraj zrzeszony w Unii Europejskiej, będzie poddana procedurze monitoringu w towarzystwie tak stabilnych demokracji jak m. in. Albania, Azerbejdżan, Armenia i Mołdawia. Jak na lidera regionu Europy Środkowo - Wschodniej, czym się mocno chlubimy, znaleźliśmy się naprawdę w zacnym towarzystwie... Co ciekawe, monitoringiem nie są objęte Węgry, choć Komisja Europejska od dawna krytykuje sposób, w jaki dokonywane są w tym kraju przemiany konstytucyjne. Ale cwany Viktor Orbán to nie obrażalski krzykacz Duda. Moim zdaniem, premier Węgier jest najwybitniejszym i najskuteczniejszym politykiem Europy Środkowo - Wschodniej po przemianach ustrojowych w 1989 r. Potrafi bowiem dogadywać się dosłownie z każdym.

Orbán dostał od Putina 10 mld euro pożyczki na budowę elektrowni atomowej. Kredyt został udzielony poniżej stawek rynkowych, a jego spłata rozłożona na 30 lat. Komisja Europejska zgodziła się, by Węgry przyznały pomoc publiczną na budowę nowej elektrowni atomowej przez Rosję. Warto przytoczyć kilka zdań z wypowiedzi premiera Węgier wygłoszonej podczas audiencji na Kremlu: "Jest oczywiste, że kiedy skończy się kryzys finansowo - gospodarczy, Rosja uzyska szczególną rolę. I dlatego chcemy przygotować na tę przyszłą erę dobre relacje węgiersko - rosyjskie". A przecież Węgry, podobnie jak inne kraje bloku wschodniego, żyły przez kilka dekad pod sowieckim butem i w 1956 r. doświadczyły w Budapeszcie masakry z rąk Sowietów. Jednak Viktor Orbán, w odróżnieniu od Mateusza Morawieckiego i Andrzeja Dudy, nie trzyma się kurczowo historii, lecz patrzy w przyszłość. Historię przekazał w ręce historyków i tworzy nowy rozdział w stosunkach z dawnym wrogiem. Tak dzisiaj powinno uprawiać się politykę. Innym dobrym przykładem jest Japonia, która doświadczyła atomowego kataklizmu z rąk Amerykanów, a mimo to od dawna współpracuje z USA na wszystkich frontach.

Wniosek o objęcie Polski monitoringiem to wynik bajzlu wprowadzonego przez PiS w sądownictwie, co Brukselę mocno razi. I słusznie, bo sądy, jako trzecia władza w jej monteskiuszowskim podziale, nie mogą być na żadnym szczeblu uzależnione od polityków. Izba Dyscyplinarna? Co to w ogóle jest? Ani to sąd, ani kolegium do spraw wykroczeń, ani sądowa komisja rewizyjna. Powołana przez PiS Izba przypomina mi trochę sowieckie "trojki", czyli komisje doraźne powołane w celu szybkiego rozpatrywania spraw związanych z "elementami antyradzieckimi", tu: "antypisowskimi". Stalin powołał je z obawy przed "wrogimi mu siłami". Prezes PiS uważa za wrogów sądownicze elity, więc nakazał swoim ludziom utworzenie Izby Dyscyplinarnej. Jak każdy świadomy obywatel mam własną wizję podziału władzy w naszym kraju. Sejm dla PiS z sejmową, ale nie konstytucyjną, większością. Niech sobie rządzą, tym bardziej że poza strzałami w kolano mają także na koncie sporo sukcesów. Ale Senat i przede wszystkim prezydent RP dla innej opcji. W Polsce nie można dać władzy absolutnej jednemu tylko ugrupowaniu politycznemu, bo grozi to zniszczeniem kraju. Można więc mieć nadzieję, że w maju wyborcy podzielą moje przemyślenia i przewietrzą pomieszczenia pałacu na Krakowskim Przedmieściu.

Kolej na smog. Zapytałem ostatnio władze Ciechocinka, najbardziej znanego polskiego uzdrowiska, o liczbę pieców centralnego ogrzewania, tak zwanych "kopciuchów", które należałoby wymienić na ekologiczne. Urzędowa odpowiedź zwala z nóg: „Urząd Miasta w Ciechocinku nie posiada informacji dotyczących liczby pieców centralnego ogrzewania na terenie miasta Ciechocinka, które należałoby wymienić na ekologiczne”. To kpina z dziennikarza i z setek tysięcy turystów oraz kuracjuszy przebywających rokrocznie w tym uzdrowisku. W większym kilkanaście razy Krakowie i innych dużych miastach znają liczbę "kopciuchów", a władze ledwie 10-tysiącznego miasteczka błądzą w ciemnościach? Kiedy przebywałem w listopadzie w Ciechocinku, smród był tak okrutny, że trudno było oddychać. Smog opisano nawet w lokalnej gazecie, sprzyjającej samorządowej władzy. A samorządowa władza, jakby śmiejąc się wszystkim w nos, właśnie wtedy podniosła stawkę dziennej opłaty klimatycznej. Kolejna kpina.

Moim zdaniem, Ministerstwo Zdrowia powinno znacznie zaostrzyć kryteria dla polskich uzdrowisk. Warunkiem sine qua non przyznania danej miejscowości statusu uzdrowiska powinna być przede wszystkim likwidacja wszystkich "kopciuchów", jak również zamontowanie czujników jakości powietrza w takich miejscach, by turyści i kuracjusze mieli do tych urządzeń nieskrępowany dostęp. Jeśli jakość powietrza znacznie przekraczałaby obowiązujące normy, obowiązek wnoszenia przez turystów opłaty klimatycznej powinien być czasowo zniesiony. Nie można dalej tolerować sytuacji, że turysta po wniesieniu obowiązkowej opłaty klimatycznej musi w "uzdrowisku" nosić maseczkę. Nie wolno pobierać opłaty za towar, który de facto nie istnieje. Takie postępowanie należy traktować jako urzędowe wymuszanie nienależnego świadczenia.

Wróć