Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wielkie serca ursynowian dla pogorzelców

21-03-2019 16:34 | Autor: Bogusław Lasocki
Nigdy w życiu nie spodziewałem się takiej reakcji ludzkiej – mówił pan Maciej, współwłaściciel spalonego mieszkania przy ul. Teligi 4 na Ursynowie. – Pomocy udzieliło mi wiele osób, których wcześniej nie znałem. Sam zawsze starałem się ludziom pomagać, choć nigdy w życiu nie potrzebowałem wsparcia od kogoś z zewnątrz. Ale to, czego doświadczyłem po pożarze w moim mieszkaniu, było kompletnym zaskoczeniem. Zdarzyło się coś pięknego, Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że można tak liczyć na ludzi, na ich bezinteresowność – podkreślał wzruszony pan Maciej.

Pożar zabrał wszystko

Poniedziałek 11 marca, godz. 18, pora powrotu mieszkańców Ursynowa do domów. Płomienie i czarny dym z okien ostatniego piętra widoczne z daleka, syreny pięciu zastępów straży pożarnej, karetka, później policja. Tak wyglądała sceneria ratownicza pożaru mieszkania na 9. piętrze bloku przy ul. Teligi 4. Zniszczeniu uległ praktycznie cały dobytek mieszkańców. Na szczęście obyło się bez ofiar, zapewne dlatego, że właścicieli nie było w mieszkaniu.

Strażacy z ursynowskiej jednostki ratowniczo - gaśniczej pojawili się w ciągu kilku minut po zgłoszeniu. Pięć zastępów uporało się z ogniem w ciągu niespełna godziny. Straty jednak są bardzo duże. Spłonęło wyposażenie dwupokojowego mieszkania. Część infrastruktury budowlanej – ścian, stropów i stropodachu – będzie wymagała generalnego remontu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że wstępne oszacowanie wskazuje na koszty remontu sięgające nawet 130 tysięcy złotych. Podczas pożarów wielkim niszczycielem jest również woda, na ogół podstawowy środek gaśniczy. W sumie najważniejsze wydaje się wszkąze skutecznie ugaszenie pożaru i stuprocentowe uniemożliwienie odnowienia się ognia. Ale problemy mogą spowodować równie uszkodzone podczas pożaru instalacje wodociągowe i centralnego ogrzewania – woda z nich może dotrzeć nawet kilka pięter poniżej poziomu prowadzenia bezpośredniej akcji gaśniczej. Aktywny na forum Obywateli Ursynowa Leszek Borlik, zastępca dowódcy ursynowskiej jrg, informował: "...trzy piętra w dół dotarła woda z instalacji centralnego ogrzewania. Stalowe rury lepiej to znosiły. Udało się zakręcić w węźle CO tak, że całość bez ogrzewania".

Mieszkanie nie nadawało się do użytkowania. Jednak nie to jest najważniejsze dla pana Macieja. – Spalił się dom, w porządku. Jedyne o czym wtedy myślałem, to czy moja córka jest cała. Nie chodziło mi o ogień, nie chodziło mi o mieszkanie, myślałem cały czas o córce, o Agnieszce. Jak się dowiedziałem o pożarze, to pierwszym pytaniem było: co z Agnieszką . Wcześniej zamówiłem pancerne drzwi, żeby się nikt nie włamał, ściany uzbroiłem. I jak się dowiedziałem, że drzwi się zatrzasnęły, to myślałem że umrę. Ale gdy przekazano mi, że jest cała i zdrowa, bo w tym czasie była u koleżanki, już nic mnie więcej nie obchodziło – zwierzał się pan Maciej.

Łącza Facebooka rozgrzane do czerwoności

Posty w fejsbukowym portalu Obywatele Ursynowa pojawiły się jeszcze podczas trwania pożaru. Pytania, domysły, i konstruktywne komentarze. Chyba jako pierwszy internauta Bartosz zaproponował: "Może zorganizujemy jakąś pomoc pogorzelcom? Czy to finansową, czy też w innej formie". Odzew był natychmiastowy. Znów rzeczowe uwagi, dyskusja, ustalenia.

Pomysł internetowej zrzutki finansowej, przekazania niezbędnych darów – od sąsiadów z domu, z sąsiednich domów również. Wreszcie konkretne działania. Internautka Kasia ES, uczestnicząc w ustaleniach pomocowych, pracowała chyba na cztery ręce, gdyż w międzyczasie uruchomiła zbiórkę pieniędzy dla pogorzelców na portalu: pomagam.pl.

– Cześć, mam na imię Kasia i liczę na Waszą pomoc – pisała internautka. – W poniedziałkowy wieczór (tj. 11 marca 2019 roku) na warszawskim Ursynowie spaliło się mieszkanie moich sąsiadów. W mieszkaniu mieszkał Pan Maciej oraz jego nastoletnia córka. W ciągu tak krótkiego czasu stracili wszystko – miejsce do codziennego życia oraz nauki. Spaleniu uległo wszystko: kuchnia, łazienka, pokoje codziennego użytku, meble, ubrania, pamiątki – cały rodzinny dorobek. Na miejscu zdarzenia pracowało 5 zastępów straży pożarnej, jednakże ostatecznie wszystko spłonęło i nie nadaje się do użytku. Rodzina potrzebuje wszystkiego, ale przede wszystkim mieć gdzie mieszkać. W imieniu moich sąsiadów, proszę o pomoc. Stracili wszystko. Pomóżmy im to odbudować – apelowała Kasia na portalu pomocowym.

Odzew fejsbukowiczów był fantastyczny. – Powodzenia! Mam nadzieję, że dobrzy ludzie z Ursynowa pomogą i uda się odremontować mieszkanie. Trzeba się wspierać! – jako pierwsza napisała Dani: – Wierzę, że zapomnicie o tym koszmarze. Głowa do góry! Nie jesteście sami. – Trzymajcie się, powodzenia – pisali inni internauci. W efekcie do końca dnia kilkuset darczyńców ofiarowało na rzecz pogorzelców ponad 20 tys. złotych. Również inne osoby, działając niezależnie, uruchomiły zbiórki, wykorzystując m. in. portal zrzutka.pl.

Jednak sprawy za bardzo zaczęły żyć własnym życiem. Ogromna liczba propozycji przekazania odzieży, mebli, wyposażenia domowego, ale pod warunkiem jakiegoś odbioru cięższych rzeczy od darczyńców. Dary trzeba było przetransportować, ale również i gdzieś przechować. A przede wszystkim cała akcja wymagała sensownego ogarnięcia. Internauta Robert Krawczyk pytał : "Czy już coś wiadomo o zbiórce? Czy jest prowadzona akcja pomocy?", nie będąc świadomy, że już wkrótce to on stanie się koordynatorem i jednym z głównych bohaterów akcji pomocowej. Koordynacja faktycznie stawała się coraz bardziej niezbędna, ale Robert bardzo szybko ogarnął spontaniczne działania, dzięki czemu deklaracje wsparcia można było wykorzystać efektywniej. Ktoś załatwił magazyn na dary. Pojawiła się lista niezbędnej odzieży i wyposażenia, by nie nastąpiła dzika kumulacja darów w postaci np. pięciu odkurzaczy ale żadnego czajnika. Cały czas był jednak problem z transportem. Ale i to "rozwiązało się" jakby samo. Po prostu ktoś z zaprzyjaźnionej firmy budowlanej, dysponującej zapleczem samochodowym, obiecał pomóc, domykając w ten sposób łańcuch logistyczny trudny do szybkiego i bezkosztowego zorganizowania.

Dwupokojowe mieszkanie to adaptowana do celów mieszkalnych suszarnia. Powiem jedną rzecz – opowiadał pan Maciej. – Spaliło mi się mieszkanie. Stałem wśród zwęglonych szczątków. Podszedł do mnie jakiś człowiek – potem dowiedziałem się –to był Robert, który zorganizował całą tę akcję. Mówił do mnie, ale te słowa odbijały się ode mnie, jak od ściany. Ja nie wierzyłem w to, co słyszę, nie wierzyłem w jego reakcję, w to, co on mówił. Tak, spaliło się mieszkanie, to nic. Ale ta reakcja ludzi, ten ich postępek, to było dla mnie porażające, pozytywnie porażające. Ja wcześniej nie wierzyłem, że coś takiego może zaistnieć. Ściskałem ręce ludzi, których wcześniej na oczy nie widziałem, a którzy przyszli tutaj do mnie tak bezinteresownie, po prostu pomagać. To jest nie do pojęcia, to jak świąteczna opowieść – pan Maciej nie krył wzruszenia.

Wielkie sprzątanie

Przyszła wreszcie pora na porządkowanie pogorzeliska. Pomieszczenie, będące dotychczas mieszkaniem, przypominało wnętrze paleniska nadmiernie eksploatowanego i nie czyszczonego pieca. Faktycznie, mieszkanie takim paleniskiem się stało. Podłoga zasypana zwęglonymi szczątkami mebli, sprzętów, wyposażenia, czasem tylko nadpalonymi, ale i tak nie nadającymi się do użytku. Ogromne ilości na wpół spalonych książek pomieszanych z również nadpaloną odzieżą. Wszystko wilgotne, przemieszane, przesycone swądem spalenizny. I praktycznie wszystko należało wynieść, wyrzucić. Hasło porządkowania mieszkania pojawiło się na forum Obywateli w środę, wkrótce zaczęli zgłaszać się chętni do pomocy.

Sama akcja miała odbyć się w piątek 15 marca. Robert Krawczyk apelował na forum Obywateli: "Dziś o godzinie 17 ... zapraszamy wszystkich, którzy chcą z dobrego serca pomóc w sprzątaniu po pożarze. W mieszkaniu chodzi się po kolana w spalonych rzeczach, dlatego proszę uwzględnić ubiór do takiej pracy (ważne będą maseczki, rękawiczki). Mamy od Spółdzielni obiecane worki, ale nie zmarnują się jak każdy coś weźmie ze sobą. My też przygotujemy "akcesoria". Każda para rąk przyda się do pomocy. Zapraszamy. Sąsiedzi".

Odzew przekroczył oczekiwania. Jako pierwszy pojawił się Piotr o 16.25 i musiał chwilę poczekać. W sumie po 17.00 pracowało łącznie ponad dwadzieścia osób. Pojawił się również policjant – nasz dzielnicowy. Praca ciężka, niewdzięczna, większość osób pracowała w maseczkach. Dopiero będąc na miejscu, można było ocenić ogrom zniszczeń i strat.

Wilgotne nadal pogorzelisko, wyposażenie, bałagan, zwęglone sprzęty. Czuć jeszcze było swąd spalenizny. I wśród tego ludzie – młodzi i starsi. Dziewczyny, coś wynoszące na korytarz, grzebią wśród niedopalonych resztek, upychają w worki. Jak jakieś anioły, czarne anioły, bo przyprószone pyłem zwęglonych szczątków. Spod czerwonego kasku jednej z nich wysunął się jasny, gruby warkocz. Potem w domu po myciu włosów woda pewnie była czarna. Przed imprezą potrafią godzinami dobierać ciuchy, poprawiać przed lustrem makijaż, a tu sprzątały, w tym całym brudzie, kurzu, bez żadnych oporów, z własnej woli. Bo w tej zdawałoby się beznadziejnej sytuacji należy przecież pomóc. Pani Maria z Piotrkiem dygają wielki czarny worek w kierunku schodów, Maciej coś pokazuje Agnieszce, pochylone Joanna i Natalia przeglądają częściowo spalone książki obok czegoś, co do niedawna było regałem. "Maciek, znalazłam, chcesz koszulkę, swoją niezniszczoną, może ci uprać ? Dobra, ok, ...". Filigranowa Paulina, mama dwójki maluchów, pakuje do czarnego worka jakieś niedopalone śmiecie, Aldona z koleżanką wynosi dużą płytę pilśniową. Robert wygrzebał z popiołu trochę nadtopione pudełko , w którym są zupełnie niezniszczone śrubokręty, przydadzą się na później. Ruch, wszyscy coś robią, to jest wielkie sprzątanie.

Co krok jakieś paradoksy. Ktoś wśród spalonych listew znalazł tylko trochę nadpalone pudełko, w którym lśniły węże wodociągowe. Już wkrótce przydadzą się. Cała masa łatwopalnych przedmiotów, które nie miały prawa uniknąć spalenia, przetrwały. Duża bambusowa fletnia, którą pan Maciej przywiózł sobie z Peru, odnalazła się nietknięta. Zdjęcia rodzinne ocalały w szufladzie całkowicie spalonego regału. Ogień sieje spustoszenie, jakby był świadomym niszczycielem. Jednak ta specyficzna logika ognia jest czasem zaskakująca.

– Ten mały pokój to był Agnieszki – opowiadał później pan Maciej. – Tu był regał, biureczko, na górze łóżko. Na półeczce cała masa spalonych płyt. Regał od góry wypalił się, ale na samym dole, w dużej wypełnionej po brzegi szufladzie, pozostały nietknięte, może trochę zawilgocone, zdjęcia rodzinne. Ocalały, bo musiały zostać – mówił w zadumie pan Maciej.

W ciągu kilku godzin pracy łącznie ponad dwudziestu osób udało się opróżnić pomieszczenie z większości spalonego wyposażenia. Zwęglone szczątki mienia pana Macieja i jego córki wypełniły stojący pod domem pojemnik. Pozostały wypalone mury.

Razem odbudujemy mieszkanie na Teligi

Zaangażowanie wielu osób i łańcuch wsparcia gorących serc ursynowian zaczyna dawać pożądane efekty. Zrobiono i uzyskano już bardzo dużo, ale skala potrzeb obecnych i przyszłych jest ciągle ogromna, zważywszy że mieszkanie nie było ubezpieczone.

Na fejsbuku zorganizowano tak zwane wydarzenie "Razem odbudujemy mieszkanie na Teligi", stanowiące pomoc w koordynowaniu akcji zbierania darów dla poszkodowanych w pożarze . Akcja, trwająca od 18 do 31 marca została zorganizowana przez Roberta Krawczyka, Kasię ES (pseudonim fejsbukowy) i Paulinę Zadrożną. Organizacja wydarzenia jest konsekwencją bardzo dużej ilości zapytań oraz chęci ofiarowania pomocy mieszkańcom spalonego mieszkania. Pierwotna lista podstawowych potrzeb została już w sporej części zaspokojona przez darczyńców, niemniej, jak piszą koordynatorzy, ze względu na dużą ilość dodatkowych potrzeb, lista będzie cały czas aktualizowana.

Na dramatyczną sytuację pogorzelców zareagował również ursynowski ratusz. W piątek 15 marca właściciele spalonego mieszkania zostali zaproszeni na spotkanie z zastępcami burmistrza Jakubem Berentem i Bartoszem Dominiakiem. Poszkodowanym został zaproponowany lokal zastępczy oraz pomoc rzeczowa, a także przedstawiona została możliwość przyznania zasiłku celowego po dokonaniu w ciągu najbliższych dni wywiadu środowiskowego.

W tle nieszczęścia poszkodowanych w wyniku pożaru uwidacznia się ogrom dobrej woli i serca mnóstwa ludzi, nie tylko mieszkańców Ursynowa. Jako pierwszy hasło wsparcia rzucił na fejsbuki Bartosz z Olsztyna. Aktywnie włączyła się Kasia ES, ale ona mieszka na Wilanowie, natomiast o wydarzeniu dowiedziała się od swojej mamy, która mieszka na tym samym piętrze co pan Maciej. Robert mieszka w pobliskim bloku i pierwszą rzeczą, która zwróciła jego uwagę, był trzask pękających szyb w płonącym mieszkaniu. Paulina, zaangażowana w pomoc prawie od początku, dowiedziała się o pożarze z Internetu. Andrzej jest sąsiadem. Jako jeden z pierwszych założył wątek na fejsbuku, przyczyniając się do poszerzenia informacji o nieszczęściu sąsiadów i równocześnie aktywizacji działań pomocowych. Pewnie kogoś spośród najbardziej zaangażowanych pominąłem, przepraszam, ale osób oddających własne serce i czas było naprawdę wiele. No i setki ofiarodawców finansowych. Do środy po południu ponad 650 osób ofiarowało ok. 36 tys. złotych, w większości anonimowo lub posługując się pseudonimami. To wszystko razem jest budujące.

A pan Maciej? Przede wszystkim jest szczęśliwy, że jego ukochanej córce nic się nie stało. Jednak gdy opowiadał podczas naszego spotkania o innych osobach, wielokrotnie załamywał mu się głos. – Na tym piętrze mieszka taka pani Kasia (BL - tak naprawdę to jej mama) – mówił pan Maciej. – Ja nawet nie wiem, jak ona wygląda. Pan Robert, który też mieszka w pobliżu, sąsiad Andrzej, wiele innych osób, których większości nawet nie znam. Tyle mi pomogli. Dosłownie brak słów, żeby wyrazić to wszystko, co czuję. W życiu nie spodziewałem się możliwości istnienia takiego odzewu społecznego, takiej bezinteresowności, szczerości, takiej przyjaźni po prostu. Tu nawet sam siebie dojrzałem. Stałem w tych spalonych ruinach, wchodzili obcy ludzie, a ja nawet nie spoglądałem na nich, bo wiedziałem, że nic mi nie grozi. Jeszcze mi się ręce trzęsą. Ale całkowicie zaszokował mnie stosunek do wszystkiego pana Roberta, który mieszka tam w pobliżu, który zorganizował całą akcję charytatywną i po prostu mi pomógł. I tak wiele innych osób, których wcześniej nie znałem. Ja zawsze starałem się ludziom pomagać, choć nigdy w życiu nie potrzebowałem takiej pomocy zewnętrznej. Ale to, co mnie spotkało, to był szok dla mnie. To było coś pięknego, Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że można liczyć tak na ludzi, na ich bezinteresowność – ze łzami w oczach wyrzucał z siebie pan Maciej.

Mówi się, że ogień oczyszcza, mimo że tego nie chcemy. Ale przy tym pojawiają się również prawdziwie ludzkie odruchy, altruizm, bezinteresowna pomoc bez oczekiwania na podziękowanie. Wzmacniają się więzi społeczne, pojawiają się nowe. Rozwija się społeczeństwo obywatelskie. Po prostu – człowiek człowiekowi człowiekiem.

Wróć