Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Więcej nie będę

28-10-2015 22:33 | Autor: Andrzej Celiński
Najpierw załóżcie – nie mam kompleksu porażki. Jeśli tego założenia nie przyjmiecie, nie czytajcie. Byłoby to wielkie nieporozumienie. Konkurenci walczą o teraźniejszość. Brzmi okropnie, ale dlaczego miałoby tak nie brzmieć, jeśli „prawda ma nas wyzwolić”. Przegrałem kolejne wybory. Nigdy wcześniej, nawet w 1989 roku, nie uzyskałem jednak tylu głosów. Nigdy wcześniej nie odebrałem tak wielkiego zaufania: ponad 64 tysięcy osób, głosujących nie na partie, nie na podział, nie dlatego, że Polska stadna. 64 841 wyborców zagłosowało po prostu na mnie. Wiecie, co myślę? Że aż ich nie rozumiem. Ja jestem niełatwym człowiekiem. W polityce raczej kłótliwym, na pewno nie stadnym. Nie obiecującym. Raróg taki. A tyle głosów!

Ja znałem ten wynik, kiedy decydowałem o swojej kandydaturze w tych wyborach. Dokładnie taki właśnie wynik przewidziałem. Są świadkowie. Są też świadkowie mojej ówczesnej motywacji. Dać świadectwo. JOW’om. Wyborcom (zawsze się z nimi kłócę). Partiom (zawsze mnie nie znoszą, z moją dzisiejszą włącznie). Ale potrzebna jest nam jednak personalizacja polityki. Jakieś JOW-y. Tylko że Kukiz za głupi, żeby je rozumieć i poznać drogę prowadzącą do większej osobowej odpowiedzialności posłów. Wyborcy muszą wiedzieć, co wybierają. To jest sprawa ordynacji, finansów partii, reguł kampanii wyborczych. Dzisiaj w Polsce wszystko w tych sprawach jest bez sensu. Kukiz, niemądry, ale bezczelny, to wykorzystał. Polacy przełknęli. Niektórzy, przepraszam – ci, którzy na niego głosowali, tak samo mądrzy jak Kukiz.

Kochani! Ta kampania dla mnie była wspaniała. Po raz pierwszy profesjonalnie przygotowana. Skromna, ale zróżnicowana i „gęsta”. Dała 25% głosów. Jak na warszawskiego lewicującego inteligenta, to sporo. Żałuję, że jest nas jednak tak mało. Że także Warszawa otworzyła szeroko bramy dla polityki obietnic, które po zrealizowaniu zaprzepaszczą dotychczasowy dorobek, niezrealizowane zaś jeszcze bardziej obniżą kapitał społecznego zaufania, który i bez tego jest przerażająco niski.

Więcej o osobistych sprawach politycznych pisać nie będę. Jeśli PASSA to zniesie, zamierzam odtąd pisać o wybranych problemach. Zawsze o jakimś jednym. O szkolnictwie wyższym, kulturze, gospodarowaniu przestrzenią publiczną, mieszkalnictwie, kapitale ludzkim, właśnie o zaufaniu do instytucji własnego państwa. O prywatyzacji, transporcie publicznym, zagadnieniu nierówności społecznych, specjalnie dotykających młodych. Ale już bez osobistych odniesień. Za to jak najbardziej osobiście. Na własny rachunek. Dokładnie to, co myślę. Co moje już prawie półwieczne doświadczenie w sprawach publicznych mi podpowiada. Bez oglądania się na tzw. poprawność. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Może będzie jakiś pożytek. Ja wierzę, bardzo głęboko i prawdziwie, że wszystko co mamy – dobre i złe – wynika z nas samych, z wyposażenia naszych mózgów i umiejętności organizowania się społeczeństwa w byt kulturowy i polityczny. A do tego potrzebny jest dialog. Wyraźnie formułowane poglądy. Zajmowane stanowiska. Nie w kwestiach osobowych, lecz wobec szans i zagrożeń z jakimi społeczeństwo na co dzień jest konfrontowane.

Wróć