Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wciąż nie składają broni

18-12-2019 23:15 | Autor: Maciej Petruczenko
Bogdan Obrocki, Rafał Miłaszewski, ostatni Mohikanie lekkoatletycznej Legii...

MACIEJ PETRUCZENKO: Osiemdziesiąt mieć lat to nie grzech...

BOGDAN OBROCKI: Dobrze się czuję, jestem wciąż w dobrej formie i mam chęć pracować jako trener. Ta praca wpływa na mnie korzystnie od strony fizycznej i psychicznej. A pracuję w tej chwili w Akademickim Klubie Lekkoatletycznym Ursynów i prowadzę kilku zawodników z Legii Warszawa.

Ano właśnie, z Legii, czyli z klubu macierzystego, do którego wstąpił pan...

...W 1956 roku, rozpoczynając trening skoczka w dal u Zbigniewa Iwańskiego, od którego przeszedłem do Zygfryda Weinberga i pod jego opieką skoczyłem 6,24 m, biegając setkę w 12.4 s. Od niego przeszedłem z kolei do Gerarda Macha i od razu zrobiłem duże postępy, dochodząc 11.1 na 100 m i 6,60 m w skoku w dal. Trenowaliśmy wtedy na głównym stadionie Legii po 4 razy w tygodniu. Obok mnie były same gwiazdy: sprinterzy Marian Foik i Edward Romanowski, czterystumetrowcy Stanisław Swatowski i Andrzej Badeński, trójskoczek Ryszard Malcherczyk, rekordzista świata w rzucie dyskiem Edmund Piątkowski, mistrz Europy w rzucie młotem Tadeusz Rut, oszczepnik Zbigniew Radziwonowicz, płotkarka Maria Piątkowska, sprinterka Celina Jesionowska-Gerwin. To byli reprezentanci Polski, olimpijczycy. Moim kolegą z boiska był też sprinter Janusz Szewiński, późniejszy mąż naszej najlepszej lekkoatletki w historii Ireny Kirszenstein.

Zimą trenowaliśmy w ciasnej hali przy ul. 29 Listopada.

Będąc zawodnikiem Legii. ukończyłem kurs instruktorski i w 1962 roku przejąłem grupę lekkoatletek prowadzonych przez Marysię Piątkowską. Tak się zaczęła moja kariera trenerska. W 1974 roku ukończyłem studia na AWF w Poznaniu, wciąż szkoląc lekkoatletki Legii, no i zebrało mi się już 57 lat pracy w tym klubie. Przez długi czas w pracy szkoleniowej na Łazienkowskiej pomagała mi żona – Krystyna Obrocka, kiedyś bardzo dobra biegaczka na dystansie 400 metrów, absolwentka warszawskiej AWF.

W pewnym momencie sekcja lekkoatletcyzna Legii praktycznie przestała istnieć...

Najpierw zlikwidowano bieżnię na stadionie głównym. Trener piłkarzy Jerzy Engel uważał, że boisko jest za wąskie, więc je powiększono kosztem żużlowej bieżni, która straciła dwa z sześciu torów. Potem przenieśli nas na boczne boisko, likwidując całkowicie urządzenia l.a. na stadionie. Z czasem i z bocznego nas wypędzono, pozostawiając tylko 130-metrową tartanową prostą, ale i ta prosta została w końcu zlikwidowana. Od tamtego momentu prowadzę treningi w parku Agrykola, a zimą w hali AWF.

W pewnym momencie stałem się ostatnim Mohikaninem sekcji lekkoatletycznej Legii, jedynym wciąż pracującym trenerem z kilkoma płotkarkami i sprinterkami.

Czyli dzięki panu sekcja jeszcze nie zginęła...

Tak można powiedzieć. Tym bardziej, że mamy społecznego prezesa sekcji Rafała Miłaszewskiego, mojego dawnego kolegę z Łazienkowskiej, który mówi, że jak już nie będzie żadnego zawodnika, to razem przebiegniemy na stadionie jakiś dystans.

Pamiętam, że w latach 80-tych trener Obrocki chlubił się największym talentem młodzieżowym w polskim sprincie kobiecym – Bożeną Pająk.

To prawda, jako osiemnastolatka osiągnęła ona na 100 metrów 11.68, ale moją zawodniczką była również Iwona Pakuła-Kołodziejak, która jako seniorka wykręciła na setkę świetny wynik 11.36, dwa razy została mistrzynią Polski na tym dystansie, a raz na 200 metrów. Do czołowych sprinterek kraju zaliczały się też Barbara Cieśluk i Monika Borejza oraz płotkarka Elżbieta Szulc. Potem w Ursynowsko-Natolińskim Towarzystwie Sportowym wychowałem Anię Głowacką, mistrzynię Polski juniorek na 100 i 200 m, która wcześniej była łyżwiarką szybką. Jej rekord życiowy na 100 m – 11.54 s – dałby jej czwarte miejsce na tegorocznej liście najszybszych Polek.

Dziś prowadzę treningi legionistek na Agrykoli i AWF, a z moimi wychowankami z AKL, czyli następcy UNTS-u, pracuję w szkole podstawowej przy ul. Na Uboczu.

Ma pan też za sobą długoletnią pracę szkoleniową w Polskim Związku Lekkiej Atletyki...

Byłem zatrudniany przez PZLA pod zarządem wielu prezesów: Piotra Nurowskiego, Czesława Ząbeckiego, Leszka Wysłockiego, Ireny Szewińskiej, Jerzego Skuchy. Początkowo prowadziłem kadrę seniorek i juniorek w sprincie.

Czy łatwiej było pracować trenerowi l.a. za komuny, czy teraz?

Na pewno za komuny, bo były większe środki na lekkoatletykę i rzeczywista selekcja do grup, a także duża pomoc państwa. Teraz w Warszawie jedyna sekcja z pełnymi warunkami to AZS AWF, mają nowoczesny stadion, dużą halę, zapewniają studia.

W okresie pana startów 1956-1961, o ile dobrze pamiętam, właśnie Legia miała najsilniejszą sekcję lekkoatletyczną w Polsce i tylko Zawisza Bydgoszcz był w stanie walczyć z wami o mistrzostwo kraju...

My wygrywaliśmy częściej, ale to zawsze były ligowe klasyki l.a., porywając e publiczność. Pamiętam, że zgodnie z wymaganiami regulaminowymi, w każdej konkurencji trzeba było wystawić do zawodów ligowych po dwóch zawodników, więc pewnego razu wraz z młociarzem Maćkiem Pałyszką rzucał długodystansowiec Jan Marchewka, no i rzucił 7 metrów, zaliczając obowiązkowy występ.

Kiedyś lekkoatletyka warszawska, nie tylko w Legii, była potęgą...

To prawda, u nas po okresie startów gwiazd reprezentacyjnego Wunderteamu mieliśmy w sekcji Tadeusza Cucha, Zenona Nowosza, Mariana Woronina, Zbigniewa Tulina i Zenona Licznerskiego w sprincie, długodystansowców Henryka Piotrowskiego i Edwarda Łęgowskiego, a potem wicemistrza świata Bogusława Mamińskiego, znakomity duet płotkarzy Leszka i Mirosława Wodzyńskich, tyczkarza Włodzimierza Sokołowskiego, trójskoczka Zdzisława Hoffmanna.

Dlaczego, pana zdaniem, lekkoatletyka warszawska tak podupadła?

Po pierwsze, nie ma gdzie trenować. W tej chwili jedyny w pełni przydatny do treningu i zawodów obiekt to stadion AWF. Orzeł nadaje się tylko do remontu, a Skra, kiedyś Mekka polskiej lekkoatletyki, stała się ruiną i jest właśnie zamykana ze względów bezpieczeństwa. Słabsze jest też finansowanie lekkoatletyki. Ja, będąc emerytem, mogę się bawić trenerką za parę groszy, ale tak nie mogą pracować młodzi trenerzy. Poza tym Warszawa, w stosunku do innych miast, jest w dużo gorszym położeniu pod względem infrastruktury, nie ma np. hali widowiskowej.

Skąd u pana taka twardość charakteru i upór?

No cóż, jestem dzieckiem wojny. Urodziłem się 18 września 1939 roku na ul. Prostej. Mój ojciec biologiczny, Kazimierz Marciniak, zginął w obronie Warszawy. Życie nauczyło mnie odporności na wszelkiego rodzaju trudy.

Wróć