Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Warszawskie szpargały Karola Mórawskiego

12-10-2022 20:51 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Warszawski dom wydawniczy „Książka i Wiedza” w 2022 r. opublikował książkę Karola Mórawskiego pt.: „Szpargały warszawskie czyli opowieści z różnych szuflad”. Warszawiak z dziada pradziada, historyk, hungarysta, muzeolog, jest nestorem varsavianistów, toteż nic dziwnego, że w jego „szufladach” znalazła się ogromna liczba nadzwyczaj interesujących zdarzeń i faktów.

Jest autorem, lub współautorem kilkunastu książek tematycznie związanych z dziejami naszego miasta, w tym nadzwyczaj interesującego opracowania pt.: „Warszawa. Dzieje miasta” (2003; 2017). Był wieloletnim pracownikiem naukowym Muzeum Historycznego m. st. Warszawy oraz współtwórcą i kuratorem Muzeum Woli.

Uważany jestem (podobno) za niezłego znawcę Warszawy, ale daleko mi do znajomości historii miasta, którą posiada Karol Mórawski. W konfrontacji z Jego pracami czuję się jak student przy profesorze. Piszę o tym, albowiem czytając omawianą książkę, co krok odnajduję w niej fakty, o których nawet nie słyszałem.

Książka Karola Mórawskiego ogólnie dotyczy Warszawy, ale nie jest to narracja tradycyjna; jest to zbiór 25 artykułów, o bardzo różnej, ale warszawskiej tematyce. Ostatnie dwa z nich związane są z drugą pasją Autora, tj. kontaktami polsko-węgierskimi i ich materialnymi śladami: pomnikami, pamiątkowymi tablicami, w tym także nazwami ulic, z których kilka znajduje się na warszawskim Ursynowie (np. Pála Telekiego). Mórawski przypomniał o przyjaźni Fryderyka Chopina z Franciszkiem Lisztem oraz o koncertach Liszta w Warszawie, wiosną 1843 roku. Odnośnie bliższych nam czasów Mórawski napisał m. in.:

„Podczas drugiej wojny światowej w różnych okresach na Węgrzech działało 17 polskich szkół, a blisko 350 osób podjęło nawet studia akademickie na uczelniach węgierskich. Powstałe dzięki pomocy węgierskich gospodarzy były jedynymi w ogarniętej wojną Europie szkołami z polskim językiem wykładowym, polskim programem nauczania i wykwalifikowaną kadrą pedagogiczną”(s. 355).

Pewien związek z Ursynowem mają rozdziały 8. i 9., tj. „Na Polu Mokotowskim, czyli zinstytucjonalizowane wyścigi konne i początki totalizatora” oraz „Ze stajni do pałacu, czyli przeprowadzka toru wyścigowego z Pola Mokotowskiego na Służewiec”. Autor podał na wstępie znany fakt: „Pierwsze wyścigi nie tylko w Warszawie, ale i w Polsce rozegrano w dniach 20 i 21 czerwca 1841 roku”. Podał następnie okoliczność przeoczaną przez większość autorów, że wyścigi miały bezpośredni związek z „Jarmarkiem Generalnym Świętojańskim”, który od około połowy XVIII w. odbywał się w Warszawie na św. Jana. Był to organizowany, na przednówku, tj. w okresie pewnego luzu w pracach polowych, wielki targ na wełnę, który przetrwał prawie do I wojny światowej. Na jarmark, z ziem byłej Rzeczypospolitej, zjeżdżali do Warszawy bogaci ziemianie, nie tylko w celach handlowych, ale także towarzyskich i rozrywkowych. To w tym środowisku zrodziła się myśl organizowania, w okresie jarmarku (co gwarantowało frekwencję zamożnej publiczności), wyścigów konnych (galopad). Organizatorem było Towarzystwo Wyścigów Konnych, na powołanie którego władze w Petersburgu wyraziły zgodę 23 marca 1841 r. Na czele Towarzystwa, które liczyło 153 członków w rzeczywistych i 313 tzw. przybranych, stanął carski generał – Zygmunt Kurnatowski. Pierwsze wyścigi (1841 r.) odbyły się na Polu Mokotowskim. Od tego czasu bywanie na wyścigach, było swego rodzaju obowiązkiem towarzyskim. „Pole Mokotowskie na dwa dni w roku upodabniało się do angielskiego Ascot i Epsom, paryskiego Auteuil czy rosyjskiej Kołomiagi”(s. 105).

Główna nagroda w pierwszym (formalnym) wyścigu w Polsce wyniosła 2500 złp. W czasach Królestwa Polskiego (od 1828 r.) istniał Bank Polski, który bił monety i emitował banknoty. W tamtym okresie 1 złp zawierał 2,7 g srebra, co odpowiadało wartości 0,18 g złota. Przy takim parytecie - 2,5 tys. złp, tj. pierwsza nagroda, miało wartość 450 gramów czystego złota.

Wyścigi konne na Polu Mokotowskim przetrwały prawie sto lat, bo do wiosny 1939 r., kiedy to nastąpiła przeprowadzka na Służewiec, gdzie pierwsze zawody odbyły się 3 czerwca 1939 r. Karol Mórawski napisał na ten temat: „Zmiana okazała się zupełnie nieprawdopodobna. To jak czworaki przy pałacu. Hen, na dalekim wówczas Służewcu, powstał w krótkim czasie obiekt na wskroś nowoczesny, uznawany po dziś dzień za jeden z najlepiej rozwiązanych tego typu obiektów w Europie, a być może i na świecie”(s. 127). Warto podkreślić tę ocenę, obserwując powracające z uporem działania polityków i biznesmenów zmierzające do zabudowania tego wspaniałego tereny (ok. 135 ha).

Karol Mórawski nie tylko odnosi się do historii naszego miasta, ale także do dnia dzisiejszego. Ocenia i komentuje niektóre warszawskie inwestycje, np. budynek Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego na brzegu Wisły, nieco na południe od zachodniego przyczółka Mostu Poniatowskiego. Napisał, m. in.: „Jednak zarówno miłośnicy Warszawy, jak i po czasie stosowne gremia urzędnicze miasta zniesmaczyły się wzniesioną budowlą hotelowo-biurową, zbyt agresywną i to na samej krawędzi brzegu wiślanego, a co znaczące – zaczopowaniem widoku na Wisłę i Saską Kępę z osi ulicy Ludnej. Zbyt łatwo chyba władze WTW zgodziły się na to, aby partner inwestycyjny, czyli deweloper The Tides, wzniesionym gmachem nie tylko zdominował niekorzystnie pobrzeże bulwarów wiślanych, ale chyba i samo Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie, co zdaje się potwierdzać wypowiedź znanego na gruncie warszawskim urbanisty Jana Rutkiewicza (pierwszego burmistrza Dzielnicy-Gminy Warszawa-Śródmieście – przyp. LK), któremu żal, że biurowiec stanął nad Wisłą”(s. 236).

Idąc wzdłuż murów obronnych Starego Miasta od Placu Zamkowego w stronę Barbakanu, po drodze mijamy pomnik Jana Kilińskiego, stojący na niewielkim placyku u wylotu ulicy Piekarskiej. Karol Mórawski przypomniał historię tego miejsca (s. 237-250), które przez wieki nazywane było „Piekiełkiem”. Otóż przez setki lat było to miejsce straceń. „Kat zresztą był blisko, niejako na podorędziu, gdyż mieszkał w międzymurzu u wylotu Wąskiego Dunaju na Podwale. Dziś mieści się w nim Cech Rzemiosł Budowlanych, co nie powinno nasuwać żadnych aktualnych skojarzeń”(s. 243).

Książka zilustrowana jest 41 rycinami oraz 123 fotografiami, w tym wieloma wcześniej nie publikowanymi. To cenna pozycja varsavianistyczna, tym bardziej, że jej Autor jest naocznym świadkiem wielu opisanych zdarzeń i miejsc, które obecnie w niczym nie przypominają stanu sprzed lat.

Wróć