Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Warszawski (Wilanowski) labirynt

16-09-2020 20:56 | Autor: Piotr Celej
Podróżując warszawskimi osiedlami wybudowanymi przez dewoloperów można poczuć się jak w labiryncie. Wielokrotnie należy nadkładać drogi tylko dlatego, że wspólnoty nie chcą otwierać ciągów komunikacyjnych.

Dwa dni. W ich ciągu trzykrotnie przemierzałem ponadkilometrowe trasy przez strzeżone osiedla. Niestety podróżowałem z psem, bowiem inaczej wypróbowałbym swoje parcourowe umiejętności w skakaniu przez płoty. Kilkakrotnie na drodze stawały mi furtki, które tylko z wiadomych wspólnotom przyczyn są raz zamykane dla osób postronnych, zaś następnie otwierane. Łancuchy, kłódki, bramki na chipy - tak warszawiacy odgradzają się od sąsiadów. W wielu wypadkach efektem ubocznym jest konieczność omijania skrótów przez osiedle.

Zamknięte osiedla to element polskiej tożsamości jak – twierdzi światowej sławy architekt Daniel Libeskind. Przestrzenie te jednak nie tworzą tkanki miasta, dla postronnych będąc tylko dwuwymiarowymi elewacjami. Wewnętrzne getta są dostępne tylko dla mieskańców, którzy w trosce o swoje bezpieczeństwo nie są skorzy do otwierania terenu. Wystarczy jednak jeden spacer, by zobaczyć absurd tej sytuacji. Prywatne place zabaw, boiska, drogi, a nawet parki - to wszystko znajdziemy na nowych warszawskich osiedlach, gdzie prym wiodą deweloperzy.

Przyjęło się, że miejsca tego typu są ogrodzone i strzeżone. Ograniczenie terenu jest również jednym z warunków firm ochroniarskich. Dochodzi jednak do absurdalnych sytuacji. Największym jest chyba park Ostoja na Wilanowie, gdzie wstęp na niestrzeżony teren zielony mają... tylko mieszkańcy. Zapewne zdaniem "ostojowych" matka z dzieckiem z innego osiedla tylko czyha, by z parku wrócić z wykopanymi naprędce kilkoma sadzonkami. Odległy od innych dzielnic teren jest też z pewnością marzeniem młodzieży, która - nie daj Boże - jeszcze bedzie się na zieleńcu gromadzić. Ostoja więc ostoi się bez nieproszonych gości, którzy zakłócaliby spokój przerażonym mieszkańcom, którzy wręcz lękają się o własne zdrowie na tak niebezpieczniej dzielnicy jak Wilanów. Zgroza.

Myślicie, że tylko w osiedlu Ostoja mieszkają ludzie, którzy nie dojrzeli do życia w społeczeństwie? Niekoniecznie, wystarczy spojrzeć na mieszczące się obok al. Wilanowskiej osiedle Oaza. Tu mieszkańcy z boisk i terenów zielonych wzdłuż ścieżki rowerowej zrobili prawdziwą oazę niczego. Autor niniejszego felietonu zaświadcza osobiście, że na kilkadziesiąt przejazdów rowerem wzdłuż płotu przeciwko "obcym" na pięknym boisku ze sztuczną murawą dojrzał tylko... tańczące na wietrze liście. Warto więc inwestować w sport. Ale tylko dla siebie. I najlepiej niech nikt na boisku nie gra. Będzie wtedy prawdziwa oaza imbecylizmu.

Prawo nie precyzuje zagarniania przestrzeni przez kolejne wspólnoty mieszkanowie. To sami ludzie, deweloperzy i samorządy wspólnie muszą powiedzieć: „Spróbujmy zmienić tę sytuację”. Według statystyk policji nie ma większych korelacji pomiędzy przestępczością na osiedlach zamkniętych i otwarych. Narkomania, przemoc w rodzinie, alkoholizm czy kradzieże rowerów zdarzają się zarówno w jednych, jak i drugich. Nie ma tu znaczenia status społeczny i wykształcenie. Na całym świecie, za wyjątkiem niebezpiecznych regionów, odchodzi się od grodzenia osiedli na rzecz integracji społecznej. A ochrona działa przy otwartych furtkach i nikogo to nie dziwi. Tylko w Warszawie labirynt między osiedlami pachnie nadal latami dziewięćdziesiątymi...

Wróć