Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Warszawa tętni życiem

21-08-2019 21:37 | Autor: Mirosław Miroński
Często bywam w znanych miejscach w stolicy, odwiedzanych też przez turystów. Za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu, jak to wszystko odżyło. Mówiąc – odżyło, mam na myśli to, że nie tylko powróciło do życia, ale wprost tętni nim na każdym kroku. Jednym z takich miejsc jest Stare Miasto.

Powstały tu rozmaite biznesy. Na rynku i na Placu Zamkowym wszędzie słychać gwar. Z każdej strony dochodzi muzyka i śpiew. Prestidigitatorzy prześcigają się w przyciąganiu uwagi publiczności. Do uszu dobiegają dźwięki rozmaitych instrumentów. Wokół tancerzy breakdance gęstnieje publiczność, a obok gromadzą się słuchacze wokół gitarzystów. Jeden z nich gra utwory z repertuaru Beatlesów, inny gra i śpiewa muzykę pop. Sprzedawcy świecących gadżetów zachęcają do kupna. Przyciągają biegające w pobliżu dzieci. Demonstrują możliwości swych błyskotek i świecidełek, wyrzucają je w górę ponad głowami przechodniów. Lecące na tle nocnego nieba błyskotki robią wrażenie, zwłaszcza na najmłodszych. Trudno im się oprzeć, aby nie dotknąć, nie wyrzucić w górę samemu. Muszą to mieć. Proszą rodziców, żeby dali pieniążki…

To wszystko tworzy niepowtarzalny klimat i atmosferę dużego miasta. Wkoło widać twarze Azjatów, Anglosasów, Latynosów, przybyszów zza oceanu. Rozbrzmiewają różne języki. Nikogo nie dziwią już Chińczycy, Japończycy, Hindusi, czy Brytyjczycy przemierzający tutejsze brukowane uliczki w poszukiwaniu atrakcji. Nieco dalej, przed Kościołem Wizytek swoje Powstańcze Barykady rozstawił znany warszawski artysta Bogusław Lustyk. Przypominają one o tragicznej historii miasta, które powstało niczym feniks z popiołów. Powstało dzięki sile i determinacji mieszkańców. Dzięki wysiłkowi i pracy ich rąk oraz pracy rzeszy przyjezdnych, którzy włączyli się do odbudowy stolicy po wojennej hekatombie.

Paradoksalnie, jestem już w tym wieku, że mogę powiedzieć - „Ta warszawska Starówka jest młodsza ode mnie. Pałac Kultury i Nauki jest również ode mnie młodszy, nie wspominając już o takich „młodziakach” jak Miasteczko Wilanów. Czasem żartuję, że w szafie mam ręczniki, które są o wiele starsze niż to ostatnie”. Jak to możliwe?. Otóż zanim powstało tętniące dziś życiem Miasteczko Wilanów, zostałem zaproszony przez inwestora – spółkę Procom mającą siedzibę na wybrzeżu. Wspólnie z innymi dziennikarzami wybraliśmy się do Gdyni i Sopotu, aby na miejscu zobaczyć jak wyglądają zrealizowane już inwestycje mieszkalne. Mogliśmy obejrzeć i podziwiać luksusowe osiedle zbudowane na morskim klifie w Gdyni. Pokazano nam wtedy plany urbanistyczne Miasteczka Wilanów, która to inwestycja budziła wiele obaw. Wywoływała opór mieszkańców, wielu luminarzy życia społecznego i kultury, którzy nie znając szczegółów protestowali przeciwko budowie. Naszym (tzn. dziennikarzy) zadaniem było napisać jak jest w istocie. Projekt, który wówczas mogłem zobaczyć, wzbudził mój autentyczny entuzjazm, co wyraziłem w wielu publikacjach po powrocie do Warszawy.

Podczas owego pobytu w trójmiejskim mateczniku spółki Procom Investments, dzięki której Miasteczko Wilanów powstało, odwiedzaliśmy nie tylko nadmorskie rezydencje położone blisko molo oraz klifu, w prestiżowej części Orłowa, ale też tamtejszy nowo wybudowany Park Wodny, korty tenisowe w Sopocie, gdzie odbywał się sponsorowany przez ww. spółkę prestiżowy turniej tenisowy Prokom Polish Open. Otrzymaliśmy też rozmaite gadżety i drobne upominki, a wśród nich ręczniki.

Łatwo się domyślić, że nie były to jedyne ręczniki w moim posiadaniu, dlatego przeleżały nieużywane na półkach (przekładane od czasu do czasu). O ironio, nowe, nieużywane ręczniki stały się częścią historii stolicy. Minęło wiele lat zanim protesty ustały i udało się wybudować pierwsze budynki w Miasteczku Wilanów.

Dziś na miejscu zalanych przez wodę nieużytków, gdzie do niedawna pływały kaczki, toczy się normalne życie miejskie. Są tu budynki mieszkalne, sklepy, punkty usługowe, place zabaw dla dzieci, miejsca do uprawiania rozmaitych sportów. Powstały drogi i chodniki, a do tego (co jako rowerzysta bardzo sobie cenię) ścieżki rowerowe, czyli mówiąc poprawnie drogi rowerowe. Nie wszystkie nazwałbym drogami (są bowiem wąskie i niepraktyczne), ale to już inna sprawa, czy też inna para kaloszy – jak kto woli. Ważne, że w ogóle są. A to już samo w sobie zasługuje na odnotowanie.

Niestety, dróg dla rowerów jest Warszawie wciąż za mało. Co więcej, dziwić może inercja władz powodująca, że wciąć ich nie ma tam, gdzie bardzo są potrzebne. Jednym z takich miejsc jest trasa Warszawa - Konstancin. Panowie i Panie decydenci! Wstydźcie się! Jest to trasa licznie uczęszczana zarówno przez warszawiaków, jak też mieszkańców Powsinka, Powsina i Konstancina. Każdy, kto chce przejechać rowerem pomiędzy Warszawą a Konstancinem, musi jechać piaszczystą ścieżką wzdłuż rowów, po jednej lub po drugiej stronie ul. Przyczółkowej. Naprawdę wstyd szanowni decydenci. Mamy przecież XXI wiek, jednak najwidoczniej nie tu. My wyborcy jesteśmy cierpliwi, ale do czasu. Przypomnimy sobie o tym przy urnach wyborczych.

Każda droga rowerowa, to nie tylko udogodnienie dla rowerzystów. To także ekologiczny transport, pozwalający przemieszczać się szybko, zdrowo i tanio. To trasa, z której korzystają nie tylko rowerzyści, coraz częściej bowiem są to użytkownicy hulajnóg, wrotek, deskorolek –  wszystkiego, co ma kółka i jest napędzane siłą mięśni lub energią elektryczną. Warto o tym pamiętać, że to już nie jakieś fanaberie wąskiej grupki zapaleńców, a prężnie rozwijająca się dziedzina naszego życia. Bierzmy przykład z innych krajów, zwłaszcza rozwiniętych np. Holandii.

Chociaż, jak wspomniałem, jestem starszy od niektórych sztandarowych punktów na turystycznej mapie Warszawy, często korzystam z dwóch kółek napędzanych siłą moich nóg. Obserwuję, jak bardzo podczas każdego weekendu zatłoczone stają się drogi rowerowe od Wilanowa do Powsina. Wielu z użytkowników hulajnóg, czy rolek próbujących dojechać od  Konstancina musi zawrócić w Powsinie, bo tam asfaltowa droga rowerowa się kończy. Po piachu, albo po błocie nie pojadą.

Wróć