Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Walka rządu z samorządem

25-08-2021 21:53 | Autor: Maciej Petruczenko
Thomas Jefferson (1743 – 1826) był trzecim prezydentem Stanów Zjednoczonych, pierwszym jednak, który został zaprzysiężony w Waszyngtonie – na Kapitolu. I ten świetnie wykształcony Amerykanin sformułował arcyważną myśl: „Żaden rząd nie może istnieć bez cenzury. Tam, gdzie jest wolna prasa, nikt nie jest wolny”. Przywołuję to stwierdzenie Jeffersona akurat w momencie, gdy poszanowanie wolności prasy (mediów w ogóle) nie jest w Polsce z pewnością najlepsze, podobnie jak poszanowanie demokracji, której zasady zaczyna się u nas jawnie łamać dosłownie na każdym kroku. Zaczynając od tego, że władzę wykonawczą coraz bardziej miesza się z ustawodawczą i sądowniczą, a nawet jedną wprost zastępuje się drugą, żeby od ręki osiągnąć zamierzony cel.

Ciężkie grzechy panującej nam dzisiaj władzy państwowej co chwila wytyka Polsce Unia Europejska, pojawia się też coraz częstsza krytyka ze strony różnych instancji Stanów Zjednoczonych, a wyroki międzynarodowych trybunałów wyraźnie wskazują, że naruszenia porządku prawnego stają się nad Wisłą nagminne i nie noszą bynajmniej przypadkowego charakteru. Mimo to staram się dostrzegać i ewentualnie doceniać pozytywne aspekty działania rządzącej dzisiaj Polską, mocno zresztą skłóconej ekipy. Gdy zarzucono jej lekkomyślne wpompowanie 2 miliardów złotych w publiczne radio i telewizję, zauważyłem bez trudu, że forsa ta akurat nie poszła na marne, jeśli chodzi o pokazywanie sportu w TVP. Spychana stopniowo na margines redakcja sportowa telewizji publicznej już w dużym stopniu odzyskała wiele straconych pozycji – z pożytkiem dla kibiców, którzy nie muszą płacić za wiele transmisji, rozchwytywanych zwykle przez stacje prywatne. Arcyciekawe, bogato udokumentowane audycje prezentuje TVP Historia. Nie jest więc tak, że cała kasa poszła na sterowane politycznie programy informacyjne i na jakby – delikatnie mówiąc – nietrafioną ostatnio poezję dawnego satyryka Marcina Wolskiego.

Nie wydaje się również, by rząd całkowicie zawalił sprawy związane z naszymi pozostałościami w Afganistanie, bo – jak się okazuje – wszystkie zainteresowane państwa bloku NATO, z Amerykanami na czele, przespały moment właściwy do ewakuacji swoich współpracowników, zagrożonych nagle przez powracający do władzy taliban. Podobnie jak w Iraku mocnośmy się tam nacięli, wspierając nawet całkowicie nieodpowiedzialne posunięcia Wuja Sama i dopiero teraz nie wypada już robić dobrej miny do złej gry. Samym Amerykanom jest zwyczajnie wstyd i prezydent Joe Biden w swoim niedawnym przemówieniu wcale tego nie ukrywał.

Skutkiem przyspieszonego powrotu talibów na centralne pozycje w państwie jest ogólnoświatowy kociokwik, a dalszym efektem nieoczekiwanej roszady będzie wypływanie z Afganistanu narastającej fali uchodźców politycznych, co już dziś mamy okazję w pewnym stopniu obserwować. Polityka – jak wiadomo – z moralnością ma najmniej wspólnego. I tak jak kiedyś prezydent USA Franklin Delano Roosevelt zrobił w konia naszego premiera Stanisława Mikołajczyka, wystawiając go do wiatru przed Stalinem, tak teraz równie perfidną grę prowadzi z Polską, Litwą i Łotwą prezydent Białorusi Aliaksandr Łukaszenka. Ten „taki ciepły człowiek” – jak go określił całkiem niedawno były marszałek Senatu Stanisław Karczewski – poniekąd dał przykład naszym władzom, nasyłając policję na obywateli protestujących przeciwko łamaniu demokracji, a posunął się się zresztą do o wiele bardziej brutalnych metod. Teraz zaś usiłuje nas wpuścić w maliny, organizując reżyserowany przez siebie przerzut uchodźców z Bliskiego Wschodu na terytorium Polski. Oszukiwanych przez niego ludzi serdecznie żal, ale nietrudno się domyślić, że w ślad za pierwszymi grupkami, wysyłanymi na polską stronę, przyjdą zaraz całe watahy, trudne zarówno do zatrzymania, jak i do skontrolowania w normalnie obowiązującym trybie. Czym grozi nagłe wpuszczenie w obręb istniejącej u nas cywilizacji i kultury tabunów ludzi nawykłych do innego uwarunkowania, przekonało się już kilka krajów zachodniej Europy, w których podtekst religijny stał się punktem wyjścia do bandyckich, a nawet terrorystycznych akcji, rujnujących na co dzień życie tubylców. Amerykanie naruszyli status quo ante na Bliskim Wschodzie, a skutki tego naruszenia odczuwają Europejczycy. Przez lat wiele całkiem poprawnie układały się stosunki chrześcijaństwa z islamem, dziś jednak wszystko zaczyna stawać na ostrzu noża.

Problem małej grupy innowierczych uchodźców bywa kwestią czysto humanitarną, jeśli jest ich jednak cała rzesza, robi się dramat i każdy powie, że „nec Hercules contra plures”. A tym, którzy płaczą dziś nad losem afgańskich wygnańców na granicy polsko-białoruskiej, ktoś kiedyś może powiedzieć: mieliście miękkie serce, to musicie mieć teraz twardą d....pę. Choć – aż wstyd powiedzieć – polscy wygnańcy akurat znaleźli w Afganistanie przytulisko w o wiele trudniejszych czasach. Dobrze więc, że Europejski Trybunał Praw Człowieka właśnie się wtrącił, nakazując udzielenie natychmiastowej pomocy biedakom, dogorywającym na styku Polski i Białorusi.

Nie tak bardzo skomplikowana jak problem uchodźców wydaje się, już na naszym gruncie, sprawa ursynowskiego Szpitala Południowego. Przez ostatnie miesiące publiczność słyszała ze strony rządowej, że warszawski samorząd tę placówkę zaniedbał i nie zdołał przygotować na czas do otwarcia. Strona ratuszowa zdecydowanie odrzucała tę krytykę, wskazując na dodatek, że szpital – po przejęciu przez ministra zdrowia – nie został bynajmniej wykorzystany jak trzeba dla potrzeb antycovidowych. Wobec całkowicie sprzecznych informacji przeciętnemu warszawiakowi trudno się zorientować, co naprawdę jest grane.

Na szczęście Południowy wrócił (przynajmniej na czas pewien) pod skrzydła samorządu i jest nadzieja, że wreszcie posłuży podstawowym celom, dla jakich został zbudowany. Bo jak dotychczas więcej w nim było polityki niż medycyny.

Wróć