Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

W trosce o habitat

25-09-2019 21:36 | Autor: Mirosław Miroński
Z plastikowego kubka korzystamy najczęściej jeden raz, a rozkłada się on w środowisku ponad czterysta lat. Te bulwersujące proporcje przemawiają za rezygnacją z plastiku w naszym gospodarstwie domowym na korzyść ekologicznych rozwiązań. Nic dziwnego, że ograniczenie plastiku w użytku codziennym znalazło się w agendzie polityki rządu zmierzającej do wyeliminowaniu problemu. Działania te są też częścią polskiej polityki klimatycznej.

To, by nasza gospodarka stała się bezpieczna dla planety jest wymogiem porozumień międzynarodowych, ale też fragmentem wielkiego projektu, który zakłada ograniczenie emisji CO2, jak również uwzględnia korzystanie na dużą skalę z odnawialnych źródeł energii. Trzeba jednak pamiętać, że procesy te i cała transformacja gospodarki na ekologiczną muszą być prowadzone stopniowo, z uwzględnieniem interesów każdego obywatela. Startujemy z innego punktu niż inne kraje zachodnioeuropejskie, które na wdrażanie prośrodowiskowych norm miały kilkadziesiąt lat. Polska była takiej szansy pozbawiona z przyczyn od nas niezależnych. Troska o środowisko przez cały okres PRL w praktyce schodziła na plan dalszy. Wystarczy przypomnieć, że w latach 70. i 80. nasze rzeki przypominały ścieki, którymi płynęły zanieczyszczenia organiczne i nieorganiczne groźne dla środowiska, dla zdrowia ludzi i zwierząt. Obecność rzeki można było bez trudu wyczuć z odległości wielu kilometrów. Przywrócenie w nich życia zajęło wiele dekad.

Trudno zrozumieć czym kierują się osoby zaśmiecające i trujące środowisko. Wydawać by się mogło że oczywistością jest wyrzucanie śmieci w miejscach do tego przeznaczonych. Tymczasem, wystarczy przejechać się po Polsce żeby zobaczyć na własne oczy sterty worków ze śmieciami wyrzucane wprost do przydrożnego rowu albo do lasu. Tłumaczenie tego - bo ludzie tacy są – nie wystarczy. Żadna edukacja nie odniesie tu skutku, bo to ewidentnie zła wola. Co ciekawe, dzieci i młodzież pod wpływem szkoły mają znacznie większe zrozumienie dla potrzeby ochrony przyrody i środowiska. Ktoś, kto zadał sobie trud, aby ukradkiem pozbyć się śmieci łamiąc wszelkie zasady, zwykle wyrzuca je w worku, bo jadąc samochodem nie mógłby zapewne tego zrobić wyrzucając je luzem, sztuka po sztuce. Worek wyrzucić łatwo np. przez okno podczas jazdy i oddalić się szybko z miejsca, w którym zostały wyrzucone.

Próbuję wyobrazić sobie, czym kieruje się osobnik, który to robi. Zapewne jeździ często tą drogą i patrzy na worki, które powyrzucał. Pewnie wcale nie odczuwa tego powodu żadnego dyskomfortu, raczej satysfakcję, że tak chytrze tego dokonał, niezauważony przez sąsiadów i przypadkowych świadków.

Czy nie należałoby pomyśleć o zaostrzeniu prawa tak, by zaśmiecanie otoczenia nie opłacało się sprawcom. Oni nie robią tego z głupoty, a z poczucia bezkarności i kalkulują, czy to im się opłaca. Podobnie motywy kierują tym, którzy niszczą przystanki, bazgrolą bezmyślnie po ścianach budynkach etc. Kary, tylko restrykcyjne kary i to kary realne, a nie teoretyczne mogą podobny proceder powstrzymać. Trzeba pokoleń, żeby zmienić przekonanie wielu osobników dewastujących bezkarnie środowisko o tym, że rów przy drodze jest niczyj. A skoro tak, to można robić tam co się chce. Można zaśmiecać i niszczyć. Zdarza się, że jeden z drugim wywalają śmieci na pole sąsiada. Spośród rosnących tam zbóż, rzepaku, słoneczników, kartofli wyzierają sterty foliowych porozdzieranych worków z których wyzierają najprzeróżniejsze śmieci. Okolice warszawy obfitują w takie obrazki. Wystarczy pojechać na Zawady nad Wisłą, gdzie nawet w tamtejszych rezerwatach leżą stare lodówki, sedesy, rozpadające się pudła telewizorów, szyby, pojemniki po farbach i inne pozostałości po remontach, budowach etc.

Jak temu przeciwdziałać? Najskuteczniejsze byłoby uderzenie po kieszeni sprawcy. Konieczne jest doprowadzenie do sytuacji, w której zapanuje powszechne przekonanie, że czyn zabroniony zostanie ukarany, a kara będzie nieuchronna. Do tego, jednak potrzebne jest powołanie wyspecjalizowanych służb, które w sposób profesjonalny i zdecydowany zajmą się tym problemem. Potrzebna jest też edukacja na poziomie szkolnym, a nawet wcześniej oraz akcje uświadamiające potrzebę ochrony środowiska. Jak poczuje się tatuś lub mamusia, gdy usłyszą, że ich dziecko z całą klasą zbierało śmieci wyrzucone do lasu, na pole, do rowu. Że zebrali też to, co wyrzucili rodzice. Na pewno poczują się przyjemnie.

Wróć