Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

W kręgu dźwięku

24-07-2019 22:43 | Autor: Mirosław Miroński
Niedawno, jadąc samochodem z moim synem, miałem okazję słuchać różnych utworów muzyki pop. Trudno nazwać to przyjemnością, bowiem niektóre z nich to trudny do opisania jazgot, w dodatku zabójczy dla przeciętnie wrażliwych uszu. Znalezienie jakiegoś sensu dla tworzenia, a tym bardziej słuchania takiej muzyki wymagałoby ode mnie dużo intelektualnego wysiłku.

Nadal nie wiem, czym kierują się autorzy tego rodzaju „wynalazków”. Nie wiem też dlaczego ktoś tego słucha, zamiast wyłączyć po kilku dźwiękach. Być może, ma nadzieję, że dalej będzie lepiej. Można się tylko domyślać powodów, którymi kierował się autor tego czegoś. No cóż, jedni lubią to, a inni coś innego. Próbowałem zrzucić swój brak akceptacji dla takiego „łomotu” na karb różnicy pokoleń, jednak mój narząd słuchu z pewnością nie został stworzony do tego rodzaju hałasów. Z pewnością, nie znalazłoby się wielu chętnych, aby słuchać pobrzękiwania jakimiś dzwoneczkami, przez kilkanaście minut, bez przerwy. Właściwie, nie wiem po co to w ogóle. Przecież, nawet dla pieniędzy można zrobić coś lepszego. Nie chcę powiedzieć - wartościowego, bo to dość względne pojęcie. W każdym razie, trudno bez przykrości czegoś takiego słuchać, ale autor tak to sobie wymyślił. Dodał jeszcze ozdobniki przypominające sygnał karetki, czy też wozu strażackiego pędzącego do pożaru. Dawno już nie słyszałem tylu nieprzyjemnych dźwięków naraz. Każda pauza ćwierć, czy półnutowa była jak balsam dla moich zmaltretowanych uszu. Łatwiej znaleźć elementy muzyki w rzężeniu kosiarki do trawy hałasującej za oknem, czy w wierceniu dziur w ścianach przez sąsiada. Poza tym, zwykle mamy tu do czynienia z koniecznością, dlatego łatwiej to ścierpieć. Wciąż dziwi mnie, że ludzie słuchają tego na własne życzenie, nie dbając o swoje zdrowie.

Uff!!! Wspomniałem o tym, bo musiałem jakoś odreagować. Jestem otwarty na każdy rodzaj muzyki, ale nie tej szkodliwej dla słuchu. Niestety, zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna podobne produkcje za odkrywcze. Ja przeciwnie, uważam je za bezwartościowy (sic!) przepraszam za kolokwializm – chłam. Wolę (i nie jest to związane z wiekiem) muzykę, którą cechuje jakiś ład zamiast świdrowania w mózgu za pomocą pisków i zgrzytów, od których cierpnie skóra oraz bezmyślnego walenia w perkusję – byle głośniej. Lubię każdą muzykę, przy której mogę cieszyć się urodą czystego dźwięku, zarówno instrumentów, jak też wokalu. Na szczęście takiej muzyki nie brakuje. W Warszawie można posłuchać na żywo i zobaczyć znakomitych wykonawców, w dodatku bezpłatnie na 25 Międzynarodowym Plenerowym, Festiwalu Jazz Na Starówce. Pisałem już o tym wydarzeniu w poprzednich numerach Tygodnika Passa, a ponieważ jest to jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w stolicy, zamierzam poświęcić mu jeszcze trochę miejsca. W pełni na to zasługuje, o czym każdy, kto już uczestniczył mógł się sam przekonać, a wszyscy, którzy się zamierzają wybrać z pewnością nie będą zawiedzeni. Festiwal potrwa do końca sierpnia, więc jest okazja, aby przekonać się o tym samemu.

Przypominam – Rynek Starego Miasta, wstęp wolny!

Po występie China Moses Group zapewne „apetyty” fanów jazzu na kolejne występy wzrosły. China Moses – córka legendarnej wokalistki jazzowej Dee Dee Bridgewater i słynnego reżysera Gilberta Mosesa została okrzyknięta nową gwiazdą jazzu, muzyki soul i R&B. Komponuje, jest autorką tekstów. Dała się też poznać jako prezenterka francuskiej stacji MTV, aktorka i modelka. Wraz z zespołem w składzie: Camilla George - saksofon; Andrew McCormack - fortepian; Marijus Aleksa - perkusja; Neil Charles - bas wysoko podniosła poprzeczkę. W tegorocznej edycji Międzynarodowego Plenerowego Festiwalu Jazz Na Starówce muzyczna stawka jest jednak wyrównana. Przed publicznością jest jeszcze wiele znakomitych artystów, co z pewnością przełoży się na kolejne, ciekawe koncerty.

Już w najbliższą sobotę (27 lipca) godzina 19:00 na Rynku Starego Miasta wystąpi Ashley Henry Quartet w składzie: Ashley Henry - fortepian, instrumenty klawiszowe; Jordan Hadfield - perkusja, Ferg Ireland - kontrabas; Zola Joseph - Vox.

Młody 27-letni pianista nazywany wizjonerem fortepianu należy do nowej generacji londyńskiej sceny jazzowej. Występował i współpracował z takimi artystami jak Jason Marsalis, Terence Blanchard, Robert Glasper. W 2017 r. mając zaledwie 25 lat, Ashley został zatrudniony jako rezydent w słynnym Ronnie Scotts Club w Londynie jako wschodzący artysta Fader Magazine. Został także nominowany do nagrody Jazz FM w kategorii „Przełomowy artysta roku”. Pod pływem swojego jamajskiego dziedzictwa, a szczególnie karaibskich muzyków jazzowych lat 50. do swojej muzyki wprowadził akcenty łączące jazz z muzyką takich mistrzów jak Hancock i Monk. Będzie czego posłuchać!

Wróć