Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Votum separatum Moniki Jaruzelskiej

04-10-2019 12:22 | Autor: Rafał Kos
Występ bezpartyjnej kandydatki do Senatu w ursynowskim Domu Sztuki nie ściągnął takich tłumów jak w 1985 przybycie gwiazdy serialu „Niewolnica Isaura” Lucelii Santos, ale przekonał nas, że Monika pozostaje niewolnicą polityki.

O ile jej ojciec, nasz długoletni sąsiad – gen. Wojciech Jaruzelski – wprowadził kiedyś obejmujący całą Polskę stan wojenny, o tyle ona najwyraźniej dąży do stanu pokojowego, czyli do uśmierzenia toczącej się od kilkunastu lat wojenki pomiędzy dwoma głównymi aktorami krajowej sceny politycznej – Platformą Obywatelską oraz Prawem i Sprawiedliwością. Kiedyś redagowała czasopismo „Twój Styl”, by teraz prezentować się już w całkowicie swoim stylu i startuje w wyborach do Izby Namysłu pod hasłem: „Głos rozsądku w Senacie”, a dołek startowy wykopała sobie w ubiegłorocznych wyborach samorządowych, wchodząc do Rady Warszawy.

Początkowo chciała – z rekomendacji Sojuszu Lewicy Demokratycznej – wystartować do Sejmu, ale okazało się, że bliższa sercu szefa SLD Włodzimierza Czarzastego jest rzecznika tej partii Anna Maria Żukowska, która poniekąd wypchnęła Monikę Annę Jaruzelską na aut. Wobec tego ta ostatnia utworzyła Komitet Wyborczy Polska Lewica, decydując się na przymiarkę do ław senackich.

W Domu Sztuki opowiedziała jak ponad tysiąc popierających ją głosów unieważniła ze względów formalnych Państwowa Komisja Wyborcza i dosłownie w ostatniej chwili, w ciągu paru godzin – zamiast brakujących 160 głosów udało jej się zebrać dodatkowo ponad trzysta po mobilizacji znajomych na Facebooku. I tym sposobem została pełnoprawną kandydatką w okręgu nr 43, obejmującym Mokotów, Ursynów, Wilanów i Wawer, czyli główną twierdzę inteligencji warszawskiej.

Jaruzelska rzuciła rękawicę niegdysiejszej reżyserce telewizyjnej i teatralnej Barbarze Borys-Damięckiej, popieranej przez Koalicję Obywatelską (Platforma Obywatelska, Nowoczesna z kropką, Inicjatywa Polska oraz Zieloni). Jednocześnie Monika będzie walczyć z kandydatem Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość, członkiem partii politycznej Porozumienie Jarosława Gowina, doktorem prawa, byłym przewodniczącym Rady Warszawy – Lechem Jaworskim, który do niedawna należał do Platformy Obywatelskiej.

Jak widać, gmatwanina na stołecznej scenie politycznej jest okrutna, a były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski zapowiedział, że nie zagłosuje na Monikę Jaruzelską, która wchodzi w drogę koalicji ugrupowań liberalnych, ścierających się z wszechwładną obecnie partią Prawo i Sprawiedliwość. Co kandydatka do Senatu powiedziała zatem w Domu Sztuki?

Stwierdziła otóż w odniesieniu do polityki historycznej, że trzeba pamiętać, iż nic nie jest całkiem czarne lub całkiem białe. Jako wiceprzewodnicząca Komisji Nazewnictwa w Radzie Warszawy była za utrzymaniem nazwy ulicy 17 Stycznia, bo, jej zdaniem, nazwa ta z jednej strony upamiętnia dzień wyzwolenia Warszawy spod okupacji niemieckiej (choć niektórzy biorą ją za początek sowieckiego zniewolenia), a z drugiej – datę rozpoczęcia szturmu na Monte Cassino.

Monika wyjaśniła też, że politycy lewicowi niesłusznie zarzucają jej zdradę liberalnych ideałów. Bo na przykład w sprawie aborcji ona utrzymuje swój pogląd, że zabieg ten powinien być dozwolony, ale nie należy podchodzić do tego na zasadzie usuwania ciąży po prostu na każde żądanie lub życzenie, lecz uwzględniać kwestię zdrowia kobiety, okoliczności społeczne lub finansowe.

Jeśli chodzi o problematykę obyczajową, dyskutowaną ostatnio pod kryptonimem LBGT, Jaruzelska też stara się patrzeć na to racjonalnie i np. nie chciałaby nazywać sformalizowanych związków jednopłciowych partnerskimi, tylko po prostu cywilnymi.

Kandydatka do Senatu dużo też mówiła w Domu Sztuki o zagadnieniach ekologicznych, podkreślając, że w Warszawie więcej wokół tego czczej gadaniny i pustych haseł, a mniej skonkretyzowanych rozwiązań.

Czy swoista donkiszoteria finalnie się Monice opłaci, przekonamy się wkrótce, bo wybory już 13 października. Szturmowanie bram Senatu w roli samotnego jeźdźca może się nie udać. Ale kto wie? Gdzie sam diabeł nie może, tam babę pośle...

Wróć