Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Urzecze na pewno nas urzecze

24-05-2016 22:27 | Autor: dr Stanisław Abramczyk
Jest taka kraina. I to tuż-tuż. Rozciąga się po obu stronach Wisły od ujścia Pilicy i Wilgi po Czerniaków i Saską Kępę, a więc także na znacznej części Warszawy. Na lewym brzegu Wisły obejmuje ona część zalewowego i nadzalewowego tarasu wysokiej skarpy rzecznej. Jej nazwa – Urzecze /gwarowo: Urzyc/ – oznacza teren położony "u rzeki". Zachowały się tu cenne wartości przyrodnicze i godne uwagi tradycje kulturowe.

Wisła – na skutek braku w dawnych czasach dróg nad jej brzegami – stanowiła znaczące okno na świat. Nie dzieliła, lecz łączyła tutejszych mieszkańców zarówno z ludźmi przybywającymi tu jej szlakiem za chlebem z północy /Holendrzy, Niemcy, Pomorzanie i inni, nazywani tu Olędrami/, jak i z tymi, zwanymi flisakami i orylami, którzy uprawiali rzeczny handel od górnego jej biegu do Gdańska. Rozwojowi pożądanych więzi sprzyjały więc: kontakty gospodarcze /zwłaszcza w zakresie uprawy ziemi na mokradłach/, handlowe, łatwość przedostawania się na przeciwległy brzeg Wisły łodziami pychowymi, jarmarki w Górze Kalwarii, Karczewie, Powsinie, Warszawie. Sprzyjało to przenikaniu się i przetwarzaniu w nową jakość elementów różnorodnej kultury, głównie na tzw. Nizinie Moczydłowskiej i w jej otoczeniu, w takich miejscowościach, jak: Kępa Okrzewska /Olęderska/, Kępa Oborska, Obory, Obórki, Okrzeszyn, Handzin, Jeziorna, Bielawa, Koło, Kliczyn, Wicie, Łęg, Łęczyny-Parcele, Gassy, Kawęczyn. Rodowodu części mieszkańców tych i innych miejscowości można doszukać się w koligacjach z wymienionymi przybyszami. Świadczą o nich m.in. takie nazwy miejscowe, jak: "terpy" /sztuczne, uformowane na bagnach miejsca na podwórza i budynki/, "szot" /taniec pochodzący od osiadłych tu Szkotów/, "olęder" /taniec pochodzący od Holendrów i przedstawicieli innych narodowości/, "flisacki" /taniec przyniesiony przez wiślańskich żeglarzy/. Wymieszały się one z rodzimymi mazurkami i oberkami. W urzecki folklor wmieszały się także granatowe sukmany, niskie półcylindry, czarne hafty i wiele innych elementów.

Najstarszy - jak dotychczas - zapis o Urzeczu pojawił się w 1737 r. Dotyczy on Powsina, należącego wówczas do dóbr wilanowskich. Według anonimowego korespondenta "Gazety Warszawskiej" z 1868 r.: "Mało kto wie o tym kawałku Powiśla, które tak odróżnia się przymiotami ziemi i zwyczajami mieszkańców od reszty kraju. W tym powiślanym kraiku lud odróżnia się od innych okolic mową, ubraniem, zwyczajami, a nawet sposobem uprawy ziemi /.../ Z jednej strony Wisła, z drugiej wielkie lasy, które niegdyś nazywały się puszczą, odcinają tę oazę od dalszej okolicy..."  W tekście pochodzącym z 1884 r. informowano: "Tamtych zaś olbrzymów nadwiślańskich nazywano Urzycami, to jest mieszkańcami u rzyki /rzeki/ lub też Powiślakami, to jest mieszkającymi po Wiśle. Mówią więc Urzycanin i Urzycanka lub Powiślak i Powiślanka".  W XIX w. tutejszy folklor znalazł wyraz w dziełach twórcy folklorystyki polskiej i światowej Oskara Kolberga, który swoje wędrówki badawczo-pisarskie rozpoczął od Wilanowa w kierunku południowym. Kulturą Urzecza zajmowali się także Kornel Kozłowski, Stefania Ulanowska i inni.

Ostatnio problematyka Urzecza stała się treścią publikacji książkowych pt. "Na Łużycu. W zapomnianym regionie etnograficznym nad Wisłą" /wydanie Tow. Opieki nad Zabytkami Oddział w Czersku, Muzeum Archeologiczne w Warszawie, 2012/, "Nadwiślańskie Urzecze" /Warszawa, Czersk, 2014/, "Ze śpiewem i tańcem na Urzeczu" /gmina Konstancin-Jeziorna, 2015/. Autorem dwu pierwszych pozycji jest Łukasz Maurycy Stanaszek, dr antropologii, dyplomowany kustosz w Muzeum Archeologicznym w Warszawie, autorami trzeciej są dr Stanaszek i Małgorzata Zarzycka, łurzyczanka z Wilanowa związana z Gassami, gdzie mieszka od 2000 r., w latach 2004-2009 była sołtysem wsi Gassy, tropicielka i propagatorka tradycji Urzecza.

To ostatnie dziełko referuje historyczne uwarunkowania gospodarcze, ludnościowe i kulturowe Urzecza, prezentując także - wraz z zapisami nutowymi - szereg pieśni ludowych właściwych tej małej krainie.

Oto ich próbki:

 

Od Łużyca jadę, stoi dziewczę w sadzie,

Czerwone jabłuszka do fartuszka kładzie,

A ja jej się pytam, po ile sprzedaje,

Ona odpowiada, że za darmo daje.

 

Za las, Łurzycoki, bo za lasem grają,

Bo mi się za lasem panny podobają.

 

Leci ptaszek, leci, szare piórka gubi,

Łurzyckie piosenki, kto słucha, polubi.

 

Mama mi mówiła, żeby ładnie śpiewać,

Wszystkie smutne serca śpiewaniem rozgrzewać.

 

Według współautorki dziełka Małgorzaty Zarzyckiej, ciekawy folklorystycznie repertuar i wysoki poziom artystyczny zespołów z Gassów, Łęgu, Czernideł, zespołów ludowych przy Kołach Gospodyń Wiejskich - Łużycanki, Gassowianki, Łęgonianki oraz zespołu z Bielaw, objętych patronatem Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Konstancinie-Jeziornie, stały się wizytówkami tutejszego artyzmu nie tylko na Mazowszu. A - zdaniem dr Stanaszka - gmina Konstancin-Jeziorna ma szansę stać się sercem całego nadwiślańskiego regionu.

Twórczy trud autorów wymienionych tu publikacji książkowych przyczynia się znacząco do aktywności artystycznej mieszkańców Urzecza i pobudza troskę Urzędu Miejsko-Gminnego w Konstancinie-Jeziornie o cenne tradycje. Trud ten jest godny uznania i kontynuacji. Trzeba jednak ponownie zwrócić uwagę na zaistniałe już zniszczenia i nasilające się zagrożenia bytu - dokumentujących naszą tożsamość historyczną, należących do dziedzictwa narodowego i światowego - wartości architektoniczno-kulturowych i przyrodniczych na wilanowskiej części Urzecza. Ulegają one bowiem ewidentnie zachłannej, często bezmyślnej, niezrównoważonej urbanizacji, powodującej ich dewastację i wielorakie zatrucia. Wynika stąd konieczność odwrócenia tego destrukcyjnego procesu na rzecz rozwoju zrównoważonego, stwarzającego optymalne warunki dla zdrowia i życia ludzi, przyrody i kultury.

Trafne i warte zapamiętania są w tym kontekście ostrzeżenia dyrektora Muzeum Pałac w Wilanowie, Pawła Jaskanisa: "Od podejmowanych teraz decyzji zależy, czy to miejsce - uznawane za dziedzictwo polskie, europejskie, a przez turystów z Azji za światowe - będzie nim za 20-40 lat, czy też stanie się płachetkiem terenu z pałacem w środku. Nasze działania /to jest działania dyrekcji Muzeum Pałac w Wilanowie - uzup. SA/ nie zastąpią działań organów administracji odpowiedzialnych za dbanie o środowisko i ściganie tych, którzy mu szkodzą".

Foto: wikipedia

Wróć