Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ursynowski Matrix

29-08-2018 21:18 | Autor: Jan Mieczysław Ławrynowicz
Czasy się zmieniają w zastraszającym tempie. Znakiem tej zmiany są m. in. zmieniające się formy komunikacji. Gazety, telewizja i radio ulegają nowszym technologiom, oddając im prym w komunikowaniu się na płaszczyźnie publicznej. Dziś nawet ministerstwa posiadają własne strony na portalach społecznościowych. Nie każdy jednak dostrzega, z jakim zagrożeniem wiąże się przenoszenie komunikacji do czeluści Internetu, w którym, niestety, powstaje alternatywna rzeczywistość.

Internet rządzi się własnymi prawami. Tutaj nie trzeba się legitymować dowodem osobistym, człowiek zyskuje anonimowość, a ta pozwala mu na wypisywanie treści, pod którymi mało kto chciałby się otwarcie podpisać. Jest to idealne pole do działania w celu poprawy lub niszczenia wizerunku i choć brzmi to jak kolejna odsłona kultowego filmu pt. Matrix, to niestety wpływanie na odbiorcę za pomocą manipulacji jest w Internecie popularną praktyką.

Metod jest całe mnóstwo, ale opierają się one na jednym podstawowym założeniu – są nieetyczne. W ostatnim czasie najbardziej modną praktyką wpływania na odbiorcę treści w Internecie jest posługiwanie się tzw. fake-kontem. Czyli internetowym profilem postaci, która nie istnieje w świecie rzeczywistym. „Fejki” mogą komentować anonimowo i bez limitu na prawie każdej witrynie internetowej. Natomiast na Facebooku posiadają już imię i nazwisko oraz cudze życie kogoś z drugiego krańca świata, co ma dodać im wiarygodności. Fejsbukowe „fejki” tworzy się na masową skalę, a ponieważ są one niemalże niewykrywalne, mają bardzo duży wpływ na odbiorców. Wystarczy dodać kilka negatywnych lub pozytywnych komentarzy, by przeciętny czytelnik na ich podstawie wyrobił sobie pogląd, co jest fajne, a co nie.

Zjawisko to można zaobserwować na żywo w wirtualnym odbiciu naszej dzielnicy, czyli w grupie na Facebooku, która nazywa się Obywatele Ursynowa. W grupie tej toczy się po części życie publiczne. Promują się politycy, mieszkańcy mają okazję do krytyki, pojawia się też wiele dyskusji o codziennych sprawach lokalnych. Ponieważ dyskusje te odbywają się na płaszczyźnie wirtualnej, łatwo o pewne nadużycia. Doskonałym tego przykładem jest fala negatywnych komentarzy wypisywanych pod każdą informacją od Piotra Guziała, dawnego burmistrza Dzielnicy, a obecnie jednego z najaktywniejszym komentatorów spraw związanych z Ursynowem. Piotra Guziała można lubić lub nie, ale większość ludzi potrafi przekazać krytyczne zdanie w sposób kulturalny. Tymczasem wyziewy nienawiści, które są lokowane w każdym możliwym komentarzu dotyczącym osoby dawnego burmistrza, każą podejrzewać, że ich autorami są osoby nieprawdziwe. I tak też się okazuje po bliższym zbadaniu sprawy.

Jak dowodzi na swojej stronie internetowej Stowarzyszenie Miasto Ursynów, konta te są w większości fałszywkami, posługującymi się kradzionymi zdjęciami, często przedstawiającymi prawdziwe osoby z innych regionów Polski lub świata. Zjawisko to jest niezgodne z prawem, narusza prawa autorskie oraz ochronę danych osobowych. Również podszywanie się pod inną osobę jest karalne. Można próbować z tym zjawiskiem walczyć, ale nie ma żadnej gwarancji na zwycięstwo, bo tak jak wspomniałem na wstępie, w Internecie nie korzysta się z dowodu osobistego przy tworzeniu profilu chociażby na Facebooku. Nie chciałbym sączyć tutaj teorii spiskowych, ale pączkowanie sztucznych postaci jest na ursynowskim forum faktem dokonanym. Jasno należy przekazać czytelnikom informację, że posługiwanie się różnymi nieetycznymi metodami w celu manipulowania opinią publiczną jest na porządku dziennym również w naszej dzielnicy, nawet w wyborach tak niskiego szczebla, jak samorządowe. Warto zachować dystans do treści wypisywanych w wirtualnych komentarzach osób prywatnych i Państwa namawiam do tego samego. Zdecydowanie lepiej czytać PASSĘ, gdzie autorzy tekstów korzystają ze swojego imienia i nazwiska, dbając tym samym o jakość przekazywanych informacji.

Wróć