Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ulica Belgradzka-bis ciągle budzi emocje

06-06-2018 21:32 | Autor: Bogusław Lasocki
Ulica Belgradzka na Ursynowie od dawna zapewniała spokojny dojazd do skrzyżowania z ul. Stryjeńskich, i dalej na północ – do ul. Płaskowickiej lub na południe – do Wąwozowej. Już poza ulicą Stryjeńskich, obok kościoła Ofiarowania Pańskiego, były tylko ruiny zabudowań moczydłowskiego folwarku, krzewy, akacje i topole oraz wydeptane dróżki prowadzące w kierunku Górki Kazurki. Stabilna sytuacja nie trwała jednak długo.

Korzenie problemów

W czerwcu 2014 r. – w wyniku głosowania na projekty do Budżetu Partycypacyjnego w Dzielnicy Ursynów na rok 2015 – zwyciężył projekt „Utworzenie ośrodka wsparcia jako pierwszego modułu integracyjnego centrum aktywności”, uzyskując 6534 głosy mieszkańców. Jak przytacza portal ursynow.pl – ,, zgodnie z założeniem autorki projektu ośrodek miał być zlokalizowany na działce będącej we władaniu m. st. Warszawy, u zbiegu ulic Stryjeńskich i Moczydłowskiej, "stanowiącej dobrze skomunikowaną lokalizację, nie generującą dodatkowych kosztów transportu". Projekt ten całkowicie wyczerpał kwotę 3 mln złotych Budżetu Partycypacyjnego. Pikanterii dodaje fakt, że projekt miał istotne wady.

Dokładniej przedstawił to Antoni Pomianowski w Haloursynów z dnia 22.07.2014 r. Przypomniał otóż, że projekt początkowo uzyskał negatywną opinię Wydziału Infrastruktury, ze względu na realizację w ciągu 18,5 miesiąca, co jest niezgodne z najwyżej rocznym terminem realizacji, wymaganym przez regulamin Budżetu Partycypacyjnego. Na skutek osobistej interwencji jednej z radnych Naszego Ursynowa projekt został przekazany do ponownej weryfikacji. Tym razem opinia Wydziału Infrastruktury była pozytywna ("jest możliwy do realizacji w ciągu jednego roku kalendarzowego"), mimo że w projekcie nie wprowadzono żadnych korekt. Teraz już projekt mógł być wpisany do załącznika budżetowego Dzielnicy Ursynów na rok następny, co nastąpiło w lipcu 2014 roku. Na nieszczęście – dla pomysłodawców i promotorów projektu – jesienne wybory samorządowe 2014 r. całkowicie zmieniły układ sił w Dzielnicy. Władzę Naszemu Ursynowowi i PiS odebrała PO z koalicjantami, w Radzie nie znalazła się również część dotychczasowych liderów NU. Dla projektu rozpoczął się nowy rozdział.

Czteropasmówką do ośrodka wsparcia

Korzystanie z ośrodka wsparcia wymaga istnienia dróg dojazdowych, a te nie znalazły się w zwycięskim i przeznaczonym do realizacji projekcie. Powstało zatem kolejne źródło kontrowersji. Realizowane obecnie rozwiązanie budowy dojazdu poprzez przebudowę skrzyżowania Belgradzkiej i Stryjeńskich opiera się na wymaganym przez przepisy "odbiciu lustrzanym" istniejącego dojazdu ul. Belgradzką do skrzyżowania. Powstaje więc niezrozumiałe na pierwszy rzut oka rozwiązanie budowy czterojezdniowej ulicy, prowadzącej do ośrodka wsparcia i dalej kończącej się ślepo. Jednak droga dojazdowa jest niezbędna, inaczej nie zostałyby wydane w tym miejscu zezwolenia na budowę. Szczegóły wyjaśniał jeszcze w grudniu 2016 r. burmistrz Robert Kempa w wywiadzie dla Haloursynów:

„Na początku 2015 roku informacja z Wydziału Architektury była taka, że nie ma możliwości uzyskania pozwolenia na budowę w tej lokalizacji. Jedną z bolączek Ursynowa jest brak gruntów miejskich i lokali komunalnych. Była jedna działka na Zielonym Ursynowie, ale okazała się za mała. Wobec tego podjęliśmy decyzję o postawieniu ośrodka przy Belgradzkiej. Uważam do dziś, że ta decyzja poprzedników była błędna. Gdyby należycie w 2014 roku przeprowadzono weryfikację w urzędzie, to ten projekt z pierwszej edycji Budżetu Partycypacyjnego nie zostałby poddany pod głosowanie mieszkańców! W połowie 2014 roku nikt nie zapytał Wydziału Architektury, jakie są możliwości i czy pozwala na to plan miejscowy" – zauważa burmistrz.

No więc trzeba było budować drogę. Jednak bez konsultacji z mieszkańcami, z czego zresztą uczyniono burmistrzowi zarzut. Na to również odpowiedział burmistrz Robert Kempa: " To kwestia niemożności konsultowania spraw, które wynikają z przepisów. Jeśli inżynier ruchu nie dopuszcza jakiegoś rozwiązania, albo nie dopuszczają go przepisy, to ja nie mogę pytać mieszkańców. Czy Wy tego, drodzy mieszkańcy, chcecie?. Jeśli mamy kategorię drogi i określoną przez zarządcę drogi kwestię wlotów, to mamy przepisy".

Połączą Belgradzką z Pileckiego?

Do wszystkich wątpliwości dochodzą jeszcze inne niepokoje mieszkańców. Już w momencie przedstawienia pomysłu przedłużenia Belgradzkiej poza Stryjeńskich internauci zwrócili uwagę na możliwość połączenia w przyszłości tej ulicy z Pileckiego. I przypomnieli również, że w planach zagospodarowania Warszawy z 1992 r. takie połączenie było przewidywane – poprzez ul. Welwetową, biegnącą pomiędzy Górką Kazurką a zabudową mieszkalną. Co prawda, pojawiły się wyjaśnienia, że te plany są już nieaktualne i zmienione, ale wątpliwości pozostały. Skomentował to filozoficznie internauta Piotr na forum Obywatele Ursynowa "Podczas tworzenia Studium wykreślono też ul. Ciszewskiego na wschód od Kiedacza. A (jednak obecnie) prace projektowe są w toku...".

Że coś jest jakby na rzeczy, wskazują również inne, "neutralne" źródła. W "Opracowaniu z zakresu Analizy i Prognozy Ruchu" dotyczącej POW, wykonanej dla GDDKiA przez biuro Arcadis w 2014 r. – połączenie Belgradzkiej z Pileckiego występuje we wszystkich prognozach przepustowości. I tak np. prognozy ruchu w 2020 r. w szczycie porannym przewidują od Belgradzkiej przez Pileckiego 680 pojazdów na godzinę, zaś w kierunku przeciwnym 260 pojazdów na godzinę. Natomiast dla ul. Stryjeńskich od Belgradzkiej do Płaskowickiej prognozy wynoszą odpowiednio 360/150 pojazdów. To zestawienie wskazuje, że nie ma tu jakiejś przypadkowości, gdyż faktycznie Belgradzka-bis w tym przykładzie odciążałaby tranzyt przez Stryjeńskich.

Burmistrz Kempa cały czas jednym głosem zaprzecza istnieniu pomysłu połączenia Belgradzkiej z Pileckiego, wręcz zapowiada, że na takie rozwiązanie nie wyraziłby zgody. Choćby podczas n niedawnych spotkań z mieszkańcami poszczególnych części Ursynowa kilkakrotnie stwierdzał, że dla wygody niewielkiej grupki przejezdnych tranzytowców szkoda wydawać kilka milionów zł na budowę takiej drogi i lepiej te pieniądze przeznaczyć na lepszy cel, np. budowę przedszkola czy innego obiektu. Brzmi to ładnie, nawet przekonywająco. Ale jesienią będą wybory samorządowe, i jeśli, nie daj Boże, pojawi się inny burmistrz, który zechce mieć inne zdanie niż poprzednik, to co wtedy?

Są minusy, są i plusy

Wątek "co by było, gdyby..." pojawia się ostatnio coraz częściej na forach internetowych Ursynowa. W dużej mierze atmosferę podgrzewają lokalni politycy i aktywiści, chcący zbić jakiś kapitał przed jesiennymi wyborami. Ale odsuwając tę specyficzną grupę, warto spojrzeć chłodnym okiem na najbliższą kilku- i kilkunastoletnią przyszłość. Kiedyś zostanie oddana do eksploatacji POW z rosnącym natężeniem ruchu. Pełną przepustowość uzyska również Rosnowskiego. Zmieni to całkowicie kierunki przepływów samochodów przez Ursynów i powiększy natężenie ruchu. Można się zastanawiać nie nad tym "jak będzie lepiej", ale "co jest mniejszym złem".

Jako pewnik można przyjąć, że żaden z decydentów nie odważy się puścić ruchu bezpośrednio pod oknami mieszkań – na północ od Kazurki. Objazd Kazurki od południa byłby dla mieszkańców na pewno mniej uciążliwy. Z drugiej strony chyba lepszy wydaje się taki wariant niż zapchana Stryjeńskich w kierunku Płaskowickiej. Rosnącego ruchu nie będzie w stanie wchłonąć i przekierować al. KEN i ul. Rosoła, tak więc w większym stopniu niż teraz będą wykorzystywane ulice jednopasmowe. Część osób powie – niech ci tranzytowcy jadą sobie przez Wilanów albo Puławską. To jednak się nie może sprawdzić, gdyż do czasu poprawienia wydolności komunikacji publicznej nie ma szans na zmniejszenie ruchu rosnącej (!!!) liczby samochodów osobowych. Zresztą takie zamknięcie dla tranzytowego ruchu naszego kochanego Ursynowa – nawet gdyby było możliwe – mogłoby spowodować analogiczną reakcję np. Mokotowa czy Czerniakowa. Co by było, gdyby powiedzieli nam: jedźcie sobie innymi ulicami, a nie naszą aleją Niepodległości, Puławską, Czerniakowską! Tam właśnie my ursynowianie tworzymy ruch tranzytowy w drodze do Śródmieścia czy innych dzielnic. Nie można zapominać, że w Warszawie ruch funkcjonuje jako system naczyń połączonych. Tranzyt musi przechodzić przez nas, bo my również tworzymy gdzieś tam ruch tranzytowy.

W tej chwili są to tylko wczesne spekulacje, niemniej warto być przygotowanym na różne warianty i nie stronić od dyskusji i poszukiwań optymalnych rozwiązań. A najważniejsze – nie dać się zwieść pięknym słówkom i obietnicom polityków w okresie przedwyborczym, gdyż te obietnice niekoniecznie staną się praktycznymi działaniami, korzystnymi dla nas.

Wróć