Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ukraińska Arkadia polskich analfabetów

03-03-2021 21:21 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Znaczne fragmenty dzielnicy Ursynów w dawnych wiekach należały do magnackich rodzin, m.in. Lubomirskich, Czartoryskich, Potockich i Branickich. Ich dobra w rejonie Warszawy były związane z uczestnictwem właścicieli we władzach Rzeczypospolitej Szlacheckiej, a następnie we władzach Księstwa Warszawskiego, a potem Królestwa Polskiego. Podstawowe (główne) majątki wymienionych rodów znajdowały się na Kresach Wschodnich, w większości na Ukrainie, gdzie prawie do pierwszej wojny światowej większość ziem należała do stosunkowo nielicznej grupy wielkich polskich posiadaczy oraz ok. 70 tys. tzw. szlachty legitymowanej, tj. mającej potwierdzone szlachectwo oraz majątek ziemski.

Daniel Beauvois, na podstawie tajnego memoriału generał-gubernatora kijowskiego z 17 września 1849 roku, podał, że 200 polskich rodzin posiadających majątki z 1000 i więcej chłopami pańszczyźnianymi, było właścicielami 1/8 ludności ukraińskiej. Memoriał generał-gubernatora Bibikowa sporządzony został przez carską administrację na podstawie szczegółowych badań tej grupy ludności guberni wołyńskiej, podolskiej i kijowskiej. Badania przeprowadzone były w związku z przygotowaniami do wciągnięcia polskiej szlachty do rosyjskiej służby państwowej. Do tego czas (1850 r.) polscy posiadacze ziemscy na Ukrainie prawie nie włączali się do, bardzo nieśmiałych, polskich ruchów niepodległościowych, ale także starannie omijali możliwość kariery w rosyjskim wojsku oraz rosyjskiej administracji. Na Ukrainie stworzyli swoją Arkadię. Nic nie musieli; wiedli dostatnie i próżniacze życie. Alexander Przeździecki w dwutomowej pracy: Podole, Wołyń, Ukraina (Wilno 1841) napisał m.in.: „Mężczyźni na pozór gospodarstwem zajęci, ale istotnie zostawiają starania o nie rządcy. Sami procesami chyba się trudnią lub sprzedażą produktów. Zabawą ich polowanie, odwiedziny po sąsiedztwie, jarmarki, a nade wszystko karty przy fajkach. Te rozrywki ojców są jedynym zatrudnieniem synów, którzy nie myślą jeszcze o procesach, a naukowe zatrudnienia następcom swoim w szkołach zostawili. Od wszelkiej służby, nawet wyborowej, stronią, lękając się w mieście zamieszkać … wszystko to ginie marnie bez pożytku dla kraju (...)”. Henryk Rzewuski w „Pamiętniku Soplicy” stwierdził, „że pozbawiona perspektyw szlachta dobrowolnie butwieje”.

Interesujące, a zarazem przerażające jest sporządzone przez marszałków szlachty (na rosyjskie żądanie) zestawienie informacji o wykształceniu szlachty ziemiańskiej w wieku 16-30 lat, według stanu na 1850 r. w trzech guberniach prawobrzeżnej Ukrainy. Ocenie podlegało 6389 osób z ówczesnej polskiej elity społecznej. W badaniu ustalono, że w grupie tej 205 osób ma wykształcenie wyższe, co stanowi 3,2%; wykształcenie średnie – 623 osoby, tj. 9,7% Ustalono także, iż w badanej grupie 4088 osób to analfabeci, którzy stanowili aż 63,98% tamtejszej szlachty ziemiańskiej. Obraz jest przerażający, albowiem dotyczy ludzi, których było stać na każdą naukę i każde studia. Ludzie ci, ale także ich rodzice, nie widzieli jednak takiej potrzeby! Tak więc przytoczona wyżej opinia Rzewuskiego o dobrowolnym butwieniu tej grupy społecznej ma uzasadnienie w faktach i liczbach. Beauvois przytoczył też kilka opinii (z epoki) o stosunku tej grupy do ludzi wykształconych. Lekarz, Władysław Matlakowski, stwierdził, m.in.: „Dyrektor cukrowni, człowiek, co skończył uniwersytet, Próchnicki, Wacker, wyborny administrator, również z uniwersyteckim wykształceniem, choć obaj szlachta z urodzenia, zdaniem pani Marii Kruszczyńskiej »nie są z naszego towarzystwa«, ponieważ oddają się pracy zawodowej i nie są bogaci”. Niejaka Janina Żółtowska twierdziła natomiast, „że w rezydencjach szlacheckich traktowano profesorów lub lekarzy tak jak dawniej, zgodnie z duchem patriarchalnym, jako rezydentów albo karłów lub błaznów”.

Należy także podkreślić, iż (przytoczone) wielkości liczbowe w rosyjskich dokumentach powstały na bazie danych zebranych przez polskie samorządy szlacheckie, które w szczątkowej formie istniały jeszcze wówczas na Ukrainie. Z przepastnych archiwów rosyjskich i ukraińskich wydobył je na światło dzienne Francuz, którego bezstronność i warsztat naukowy nie budzą wątpliwości. Dla wielu Polaków ustalenia poczynione przez Daniela Beauvois’a są bolesne, ale nie są nieprawdziwe. Krytyczny pogląd na funkcjonowanie polskiej elity szlacheckiej na Ukrainie – przytoczone powyżej – pochodzą od osób (H. Rzewuski i A. Przeździecki) kompetentnych, albowiem należącym do tego środowiska i w nim działających.

Dymitr Bibikow, rządzący prawobrzeżną Ukrainą od 1837 do 1852 roku, z niebywałą konsekwencją, uporem i przebiegłością walczył ze wszystkim, co polskie. 340 tysięcy polskiej „szlachty-gołoty” przekształcił w „jednodworców”, tj. sprowadził do poziomu chłopów pańszczyźnianych. Beauvois napisał: „… rewizja tytułów szlacheckich znacznie bardziej, niż sądziłem, odpowiadała interesom bogatej szlachty”. Bibikow nie odpuścił także najlepiej urodzonym. 15 stycznia 1852 r. zarządził, aby podlegli mu marszałkowie szlachty przeprowadzili weryfikację tytułów książęcych, hrabiowskich i baronowskich.

W tajnym memoriale dla Mikolaja I – Bibikow napisał m.in.: „Uważam za swój święty obowiązek donieść pokornie Waszej Cesarskiej Mości, iż wedle mego zdania, ta część stanu szlacheckiego, która posiadając chłopstwo pańszczyźniane i ciągnąc z niego zyski, pomnaża swoje bogactwa i zaszczyty, nie powinna pozostawać całkiem bezpożytecznie bez służby dla W.C.M. jak i służby dla własnego dobra, nie podejmując się żadnego obowiązku ni zadania, oddając się wyłącznie pasożytnictwu, rozpuście ...”.

Car Mikołaj I ukazem z 21 kwietnia/3 maja 1852 r. przymusił polską szlachtę, (posiadającą minimum 100 chłopów pańszczyźnianych), do podjęcia służby w rosyjskim wojsku lub rosyjskiej administracji. Car zarządził, aby młodzieńcy po ukończeniu 18 lat i po zdaniu nakazanego egzaminu wstępowali do wojska w stopniu podporucznika lub junkra. Jeżeli natomiast nie zdołają zdać egzaminu, byli wcielani do wojska jako zwykli żołnierze (z zachowaniem praw szlacheckich). Osoby, które wybiorą służbę cywilną, muszą ją podjąć w tzw. guberniach wielkoruskich. Zarządzeniem tym rosyjski monarcha włączył polską szlachtę z tzw. ziem zabranych, do masowego uczestnictwa w rosyjskim systemie władzy.

Przymus służby, głównie w wojsku, spowodował wzmożone zainteresowanie szlachty przygotowaniem swoich synów do zajęcia należnego im miejsca w strukturze armii. Stąd wielkie zapotrzebowanie na kształcenie dzieci w kijowskim korpusie kadetów im. św. Władimira. Utrzymanie tej instytucji, zgodnie z ukazem Mikołaja I z 2 grudnia 1854 r., opierało się na obowiązkowych „darach” szlachty z omawianych trzech guberni. Tak więc Bibikow zmusił szlachecką elitę Ukrainy nie tylko do służby na rzecz cara, lecz także do finansowania rozwoju rosyjskiej armii.

Powstanie styczniowe na Ukrainie praktycznie nie zaistniało. Kilka potyczek nie miało żadnego znaczenia militarnego, niemniej było znakomitym pretekstem dla wszczęcia antypolskiej nagonki, która trwała co najmniej do 1875 roku. Celem, który przyświecał rosyjskiej biurokracji, było przejęcie polskich majątków. W styczniu 1864 r. wprowadzono np. wymierzoną w polskich ziemian karę zbiorową (kontrybucję) w postaci przejmowania przez rosyjski skarb 10% przychodu w majątku, w celu pokrycia wszelkich kosztów związanych z utrzymaniem polskich więźniów, ich deportacją, wynagrodzeniem personelu w tym uczestniczącego. Po roku 1868 kontrybucję tę obniżono do 5%, ale utrzymano ją do 31 grudnia 1895 r. Od 1 stycznia 1896 r. obowiązywała natomiast stawka od 2 do 3%, zarządzona przez Mikołaja II. Przymus przekazywania 10% przychodu miał na celu doprowadzenie do bankructwa ich właścicieli (przychód ustalały „komitety do badania, sprawdzania i wyceny dochodów majątkowych”, a kontrybucja ściągana była przez policję). O prawdziwym zamiarze władz świadczy m.in. równolegle wprowadzone prawo o rządowych pożyczkach na zakup dóbr ziemskich przez Rosjan z jednoczesnym, natychmiastowym umorzeniem długów obciążających majątek, oraz zakaz nabywania (od 10 grudnia 1865 r.) zbankrutowanych majątków „przez osoby polskiego pochodzenia”.

Rosyjski budżet nie mógł jednak sprostać zadaniu. Od chwili wydania ukazu 5 marca 1864 r. nie udało się Rosjanom przez dwa lata stworzyć funduszu pomocy finansowej dla kupujących. Powołany wreszcie (fundusz) po roku przestał działać. Powstały natomiast wspaniałe warunki dla wielkich nadużyć finansowych, związane w wyceną majątków i znajdującego się w nich mienia. Inicjatorem antypolskich działań była utworzona w Petersburgu „Komisja poszukiwania sposobów zasiedlenia elementem rosyjskim ziem zachodnich”. Najatrakcyjniejsze polskie majątki przeszły m.in. na własność ówczesnego generał-gubernatora kijowskiego A.P. Bezaka, najwyższych rosyjskich funkcjonariuszy na Ukrainie, a także arcybogatego zarządcy uralskich hut – A. Demidowa, księcia San Donato, który przejął latyfundium Ilińce w powiecie lipowieckim, zabrane Konstantemu Platerowi. W imieniu księcia, administrował nimi gen. Sokrates Starynkiewicz, późniejszy prezydent Warszawy. Rosyjski minister spraw wewnętrznych w czasach Aleksandra II – Piotr A. Wałujew – działania władz rosyjskich na prawobrzeżnej Ukrainie po wybuchu powstania styczniowego określił mianem „tatarsko-policyjnych”. Jednym z najbardziej aktywnych w dziele grabieży był późniejszy generał-gubernator warszawski Michaił I. Czertkow.

Pomimo ogromnych oczekiwań i ogromnego nakładu pracy rosyjskiej administracji, rezultaty antypolskiej akcji w postaci wywłaszczeń okazały się skromne. Winą obarczono polsko-żydowski alians. Przeciwdziałać temu miało tzw. prawo majowe z 1882 r., które stawiało przed Żydami bardzo wiele zakazów. Zakazano także sprzedawania i wydzierżawiania ziemi Żydom i Polakom (Polaków zakaz obowiązywał do 1 maja 1905 r.). W latach 80. XIX w. 1/5 powierzchni majątków (zarówno polskich, jak też rosyjskich) wydzierżawiona była Żydom. Płacili oni od 2,6 do 7 rubli czynszu za dziesięcinę (ok. 1,1 ha) i jak ustalił to D. Beauvois – podnajmowali grunt chłopom ukraińskim, podwajając stawkę. Zakaz nabywania ziemi przez Polaków był często obchodzony w ten sposób, że majątki nabywali obywatele Austro-Węgier lub Prus w państwie Romanowów bardzo mile widziani – a w rzeczywistości byli to często Polacy z Galicji i Poznańskiego, ale także Niemcy i Czesi. Rosjanie szybko się jednak zorientowali, tym bardziej, że gasła ich miłość do Niemców w miarę zbliżania się I wojny światowej. Prawem z marca 1891 r. postanowili, że majątki ziemskie mogą nabywać tylko obywatele rosyjscy. Jednym z ostatnich rosyjskich działań prawnych był zakaz dzielenia spadku pomiędzy spadkobiorców, jak to miało miejsce wśród Polaków, a co wzmacniało polską własność, odmiennie od rosyjskiego zwyczaju, prowadzącego do rozdrobnienia majątków (projekt gen. gub. kijowskiego A.P. Ignatiewa z 14 marca 1893 r.).

W wyniku prawie stuletniej presji władz rosyjskich, dopiero w 1896 r. własność ziemska należąca do Rosjan przekroczyła 50% (51,31%) i ten stan utrzymał się do I wojny światowej.

Opisujący dzieje polskiej szlachty na Ukrainie w latach 1793-1914 Daniel Beavois stwierdził, że zrealizowane przez carską administrację przekształcenia, były najbardziej rozległą „manipulacją społeczną” w Europie przed wiekiem XX. Działania Paskiewicza i jego następców w Królestwie Polskim, a szczególnie Bibikowa i kolejnych generał-gubernatorów kijowskich świadczą o dużej sprawności carskiej administracji. Uważny i życzliwy ich obserwator, jakim był Honoré de Balzac, mąż Eweliny Hańskiej (z d. Rzewuskiej), ziemianki spod Berdyczowa, mógł napisać: „Polak nie może ścierpieć nakazu. Chce rozkazywać, a nie słuchać… Ta jego cecha jest prawdziwą przyczyną upadku Polski. Kraj zdyscyplinowany, Słowianin posłuszny powinien zapanować nad Słowianinem niekarnym, krajem drżącym ze zgrozy na myśl o posłuszeństwie… i jeśli kiedyś Rosja opanuje świat, zawdzięczać to będzie swemu duchowi posłuszeństwa… żaden naród na świecie nie jest lepiej przygotowany do podboju”.

Jak z powyższego widać, osiągnięcie przez Rosję po II wojnie światowe pozycji jednego z dwóch światowych supermocarstw, niektórzy przewidywali już prawie sto lat wcześniej!

Przypisy:

Beauvois Daniel, Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914; z języka francuskiego przełożył Krzysztof Rutkowski, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, wyd. czwarte, Lublin 2018, s. 448; w 1850 r. rodzina Branickich posiadała na Ukrainie 83 328; Potoccy - 22 250; Lubomirscy – 2 187; Czartoryscy – 3 017 chłopów pańszczyźnianych– s. 445-447.

Wróć