Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Tsipras nie zaskakuje. To cienias a nie gość.

13-07-2015 13:18 | Autor: Andrzej Celiński
Grecja nie powinna była wejść do strefy euro, kiedy tam wchodziła. Nie spełniała warunków. Oszukiwała partnerów. Jeśli jednak państwa Unii istnieją nie tylko na papierze – ich rządy, a tym bardziej i Rada Europejska, i Komisja powinny były w stosownym czasie to wiedzieć.

Choćby z analizy zeznań podatkowych banków, które finansowały to greckie oszustwo. Od służb dyplomatycznych. Mnogość hipotez na temat przyczyn, że mimo jawnych łgarstw Unia wpuściła Grecję do strefy euro jest oczywista. Od czystej urzędniczej korupcji po czystą europejską ideologię. Poprzez karygodne niedbalstwo, brak elementarnej odpowiedzialności, nijakość europejskich przywódców.

To zresztą zadziwiające, jak bardzo współcześni liderzy Europy nie dorastają do jej wielkości. Dlatego pewnie ona się zwija zamiast rozwijać. I wobec Ameryki, i, tym bardziej, Chin. Grecja w strefie euro, mimo niespełniania warunków, to nie tylko był fajny dla nich symbol, ale i wymierny komfort. Greckie wakacje! Jedziesz i płacisz tym, co masz w portfelu. Nie myślisz o kursach. Łatwo porównać ceny.

Dzisiaj nie ma już o czym mówić. Pisałem w ubiegłym tygodniu i dwa tygodnie temu, że Europa niewarta będzie swych moralnych fundamentów, całego dorobku pozytywizmu i odpowiedzialności, jeśli dalej pozwoli Tsiprasowi i jego Syrizie (wspieranej przez ogromną większość Greków) wodzić się za nos. To jest test odpowiedzialności Unii Europejskiej i jej najważniejszych aktorów: Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji. Komisji też. Jej, zdaje się, najtrudniej to pojąć.

Dzisiaj jest już po wszystkim. We wtorek 7 lipca premier Grecji jawnie zakpił sobie z europolityków. Język jego ciała pokazał to bardziej niż brak teczki w ręku z propozycją nowego stanowiska. Za to przyjechał do Brukseli ze świeżą pamięcią spotkania z Putinem. Nie można tego odebrać inaczej jak bezczelną próbę szantażu. Powinien to zrozumieć także prezydent Obama. Niechże w tej akurat sprawie zostawi Europę samą. To jej problem. Sama go stworzyła, niech sama go rozwiąże. Tu nie siła militarna, a siła rozumu i osobowości przywódców są potrzebne. Zadziwiające są te umizgi wobec Tsiprasa w chwili, kiedy wiadomo, że Rosja może co najwyżej w tej sprawie poklepać go po plecach dla dodania otuchy. Mówiąc wprost: Bosfor kontrolują Turcy a nie Grecy. Dzisiaj liczy się, także w różnych międzynarodowych grach i gierkach, siła gospodarek, pieniądz i, trochę, jasność przekazu. Godność i interes wymaga czasem, by gościowi powiedzieć „państwa nie ma w domu”. Premier Grecji zasłużył sobie, by to usłyszeć. Przynajmniej przez tydzień. Te jego 48 godzin, które obiecał Grekom, jeśli zagłosują „NIE”, było wystarczającym sygnałem dla zamknięcia przed nim drzwi. Czas powiedzieć: w kwestii naszych pieniędzy nadużyłeś naszej cierpliwości. Bo o zaufaniu w ogóle z tobą nie rozmawiamy. Nie rozumiesz człowieku tego pojęcia. Uśmiechaj się tam, gdzie twój czar jeszcze działa. Na nas już nie działa. Załóż skromniejszą marynarkę, zawiąż niewyzywający krawat, ubierz twarz w prawdziwą powagę, skompletuj oddające prawdę dokumenty, opracuj starannie tę część swojego przekazu, która dla sytuacji Grecji jest istotna, a dla Europy, jak przypuszczasz, może mniej oczywista i wtedy przyjedź. Bez greckiej telewizji. Bez pozy Salwatora Hellady. Bo żaden z ciebie gość. Cienias jesteś.

Są rządy, też demokracją stanowione, które stają się przekleństwem dla swoich narodów. Okazuje się to często po czasie. To jest właśnie sytuacja dzisiejszej Grecji. Facet wygrał wybory na kłamstwie. I brnie dalej w kłamstwo. Najwyraźniej podoba mu się ta Bruksela i ten jego luzik.

Piszę to z lękiem. Bo perspektywy polskiej zielonej wyspy jakoś nie najlepiej wyglądają na tle czerwonych: Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Dzisiaj u nas nie ma jeszcze czegoś na kształt Syrizy. Ale dziesięć lat temu nikt w Atenach i na pięknych greckich wyspach też o niej nie słyszał.

Wróć