Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

To, co nas łączy…

14-11-2018 20:28 | Autor: Mirosław Miroński
Przeglądając prasę i śledząc różne doniesienia medialne z ostatnich dni, trudno znaleźć takie, w których nie pojawiałyby się komentarze dotyczące obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Do tego dochodzą spektakularne zdjęcia, i filmy z marszów i imprez plenerowych, które pokazują ich skalę i przebieg.

Biorąc pod uwagę rangę wydarzenia wydawało się, że otrzyma ono należną mu oprawę. Tymczasem zabrakło jednolitego przekazu ze strony decydentów. Zamiast tego zostaliśmy zaproszeni na marsz, który miał się nie odbyć. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, ale nie tak powinno być to zorganizowane od samego początku. Marsz udał się dzięki szerokiemu udziałowi zwykłych obywateli, którzy zachowali się lepiej niż politycy. Obchody rocznicy w Warszawie przebiegły bez większych zakłóceń. Tu trzeba oddać szacunek uczestnikom. Dzięki postanowieniu Sądu Okręgowego, uchylającego zakaz marszu wydany przez warszawski ratusz, mógł on się odbyć podobnie, jak miało to miejsce w innych miastach, ale stało się tak przede wszystkim dlatego, że dosłownie w ostatniej chwili w całe przedsięwzięcie włączył się wreszcie na całego prezydent RP, rząd i służby specjalne, które już na granicach powstrzymały nadjeżdżających do Polski ekstremistów, mogących zakłócić przebieg patriotycznej manifestacji. No i last but not least – po uzgodnieniu podwyżek dla policji udało się powstrzymać „epidemię psiej grypy”, czyli nieoficjalny strajk funkcjonariuszy, którzy w efekcie bardzo dobrze zabezpieczyli w Warszawie narodowe święto. Biało-czerwony pochód Polaków, chcących zademonstrować swój patriotyzm, okazał się wydarzeniem niemającym odpowiednika, jeśli chodzi o swój przebieg i skalę.

Imprezy związane z odzyskaniem niepodległości przez Rzeczpospolitą w dużej mierze były oddolną reakcją społeczeństwa. Marsz, który przeszedł ulicami stolicy, pokazał milionom Polaków, że patriotyzm wcale nie jest kierowany przeciwko komukolwiek, ani też nie jest już „obciachem” – mówiąc kolokwialnie. Okazuje się że patriotyzm może być i jest fajny, cool, czy jak tam ktoś to nazwie… Wszystkie te określenia oddają to, co zobaczyliśmy w ostatni weekend. Oczywiście, zależy kto, w którą stronę spoglądał i czego szukał zarówno w marszu, jak i w uroczystościach towarzyszących setnej rocznicy odzyskania niepodległości.

Zostawiając na boku przepychanki polityczne wokół obchodów rocznicowych, należy podkreślić, że objęcie ich patronatem prezydenta RP i udział w nich premiera wytrąciło argumenty przeciwnikom. Marsz odbył się bez większych ekscesów (rzucono tylko trochę rac i ktoś spalił flagę Unii Europejskiej), a jednocześnie stał się wydarzeniem konsolidującym Polaków. Jak wiadomo, uczestniczyli w nim nie tylko warszawiacy, ale również wielu przyjezdnych z różnych stron Polski. O dziwo, byli też obcokrajowcy, i obywatele polscy obcego pochodzenia, nawet z tak odległych krajów jak Japonia. Udział władz państwowych nadał marszowi ogólnopolską rangę. Niestety, pojawiają się narzekania ze strony środowisk organizujących dotychczasowe marsze. Na szczęście argument, że został im odebrany, czy też zawłaszczony przez innych nie znajduje zrozumienia w opinii społecznej. Spór o to, do kogo Święto Niepodległości, czy też marsz w ogóle – nie powinien mieć miejsca. Jest to bowiem święto wszystkich Polaków.

Przywrócenie Polski na mapy ma swoje odniesienia także dziś. I choć historia podobno nie lubi się powtarzać należy pamiętać, że wolność i niezależność nie są dane raz na zawsze. Geopolityczne otoczenie i układ sił dookoła zmieniają się stale. Dlatego, wszelkie działania mogące jednoczyć nas, obywateli zwiększają bezpieczeństwo. Tak, jak nasi dziadowie potrafili połączyć się na rzecz wyzwolenia spod wieloletniego jarzma, tak my powinniśmy mówić jednym głosem w obliczu zewnętrznych zagrożeń.

Dla większości z nas bliższe są wszakże sprawy codzienne m. in. zakorkowane ulice, brak miejsc parkingowych, rosnąca liczba pojazdów i towarzyszące temu zanieczyszczenie atmosferyczne, śmieci wysypujące się z pojemników, których firmy zobowiązane do ich wywożenia nie zabierają na czas, ale powinniśmy być świadomi tego, co dzieje się nie tylko w najbliższej otoczeniu.

Problemów trapiących warszawiaków jest wiele. Mimo zapowiedzi, że nasza stolica będzie przyjazna pieszym i rowerzystom nagminnie na chodnikach i ścieżkach rowerowych są ustawiane rozmaite przeszkody, poczynając od znaków drogowych po donice, kosze, latarnie etc. Pozostawiane są drzewa, których zdecydowanie nie powinno tam być. Każdy pieszy i rowerzysta trafił nieraz na pofałdowaną nawierzchnię asfaltową lub wypchnięte przez korzenie kostki brukowe. To tylko niektóre problemy, o które my, warszawiacy potykamy się codziennie. I to dosłownie. Jednak musimy pamiętać o naszych świętach narodowych. Mamy prawo oczekiwać od decydentów abyśmy mogli uczcić je w sposób godny.

Niedawne święto zmarłych pokazało, że wielu zwłaszcza starszych mieszkańców stolicy i okolic niepotrafiących korzystać z nowoczesnej nawigacji satelitarnej miało problem z dotarciem na cmentarze. Docierały do mnie sygnały od mieszkańców Ursynowa, że ludziom tym przydałyby się tradycyjne mapy miasta z uwzględnieniem zmian w komunikacji dzielnicy. W czasie, kiedy w stolicy przybywa nowych dróg i ulic ludzie starsi potrzebują jasnych wskazówek jak przemieszczać się w zmieniającej się szybko Warszawie. Taka mapa mogłaby być dodatkiem do gazety.

Wróć