Żyją jeszcze świadkowie wydarzeń sprzed 77 lat. Byli wtedy dziećmi, nastolatkami, a musieli podejmować dojrzałe, czasem najważniejsze decyzje w ich życiu. Sytuacja wymagała od nich heroizmu i poświęcenia dla ojczyzny. Zdecydowali się chwycić za broń, by walczyć z Niemcami na ulicach stolicy lub wspomagać walczących. Do dziś wielu z nich towarzyszy trauma związaną z tymi wydarzeniami, jak też z całą okupacją. Powstanie było aktem odwagi i desperacji potęgowanej nasilającymi się aktami terroru niemieckiego wobec mieszkańców Warszawy, a także zbrodni, których okupant dopuszczał się wobec ludności cywilnej bezkarnie. Łapanki, wywózki do obozów zagłady, do przymusowej pracy stały się codziennością pod rządami III Rzeszy. Nastroje społeczne sprzyjały potrzebie stawienia oporu okupantowi. Znaczna część warszawiaków popierała ideę walki z najeźdźcą. Klęski Niemców na wschodzie na froncie wschodnim i wycofywanie ich oddziałów przed nadciągającą Armią Czerwoną zachęcały mieszkańców stolicy do podjęcia walki zbrojnej.
Na wieść o powstaniu Niemcy rzucili na Warszawę siły Wermachtu, które wraz Luftwaffe miały je szybko zdusić, jednak pozostawione w stolicy urzędy niemieckie uniemożliwiały bombardowanie miasta.
W walce z Polakami wspomagały Niemców wielonarodowościowe oddziały, rekrutowane spośród koalicjantów III Rzeszy. Sprowadzono grupę policyjną z Kraju Warty, dowodzoną przez SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha; pułk specjalny SS „Dirlewanger” dowodzony przez SS-Oberführera Oskara Dirlewangera, który zasłynął z bezwzględnych akcji pacyfikacyjnych na tyłach frontu wschodniego. Pułk ten rekrutował się m.in. z niemieckich kryminalistów, którym obiecano ułaskawienie, jeśli wykażą się w walce dla III Rzeszy. Ściągnięto też brygadę szturmową SS RONA (Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa), dowodzoną przez SS-Brigadeführera Bronisława Kaminskiego. Była to formacja kolaboracyjna, złożona w większości z Rosjan i Białorusinów. Z żołnierzy brygady sformowano pułk pod dowództwem majora Iwana Frołowa. Do tłumienia powstania skierowano też 608. pułk ochronny, dowodzony przez pułkownika Willi Schmidta, a także dwa bataliony azerbejdżańskie (batalion „Bergman” i I batalion 111. pułku).
Stłumienie powstania powierzono SS-Obergruppenführerowi Erichowi von dem Bach-Zelewskiemu, mającemu doświadczenie w walce z partyzantką w okupowanej Europie. Otrzymał on z rąk Hitlera dowództwo nad tzw. „siłami odsieczy” i nominację na stanowisko „generała dowodzącego w obszarze Warszawy”. To jemu podporządkowane były jednostki Wehrmachtu, SS i policji niemieckiej na terenie stolicy.
O Powstaniu powiedziano i napisano już wiele. Mimo to, wciąż pojawiają się kontrowersje i dyskusje. Wybuchają one przy okazji każdej rocznicy Powstania. W opinii znacznej części historyków, publicystów, a przede wszystkim samych powstańców wszelkie dywagacje dotyczące słuszności bądź niesłuszności decyzji o jego wybuchu są pozbawione sensu. Nie znaczy to, że nie należy na ten temat rozmawiać. Nie można jednak oceniać czegoś, zwłaszcza tak bolesnego doświadczenia jak powstanie, bez uwzględnienia całego kontekstu społecznego i politycznego. Nie można patrzeć na powstanie, widząc jedynie aspekty militarne, strategiczne, nie dostrzegając złożoności sytuacji, w jakiej znaleźli się wtedy warszawiacy i cała Polska.
Zapytałem kiedyś uczestniczkę powstania, czy teraz, po kilkudziesięciu latach, nie żałuje swojej decyzji, czy nadal uważa że było warto? Odpowiedziała, że dla niej było to oczywiste. Nie, nie żałuję niczego - odpowiedziała. Sytuacja tego wymagała. To był obowiązek wobec ojczyzny...