Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Talibowie są wśród nas?

18-08-2021 21:14 | Autor: Maciej Petruczenko
Niektórzy zastanawiają się, co było w ostatnim 30-leciu gorsze, jeśli chodzi o awantury na Bliskim Wschodzie: wojny o Irak, Syrię, Liban, czy wojna, jaką w Afganistanie stoczył z zachodnimi siłami taliban. Bo może jeszcze gorszy w tym rejonie świata jest konflikt izraelsko-palestyński? My – niby – możemy sobie powtórzyć perorę Dziennikarza w „Weselu” Wyspiańskiego: „niech na całym świecie wojna, byle nasza wieś spokojna”. Z tym spokojem wszakże może wkrótce być nie najlepiej. Nie tylko dlatego, że braliśmy udział w operacjach w Iraku i Afganistanie i że nad naszą granicą z Białorusią gromadzi się coraz większy tłum szukających schronienia uchodźców. Na dodatek rząd Izraela opiernicza nas jak burą sukę, a rząd Polski z kolei stawia się hardo Unii Europejskiej, Amerykanom, Rosjanom, Niemcom, Francuzom... Generalissimus Józef Stalin pytał kiedyś z lekceważeniem i ironią: ile dywizji pancernych ma papież? Aż strach zapytać dzisiaj, ile dywizji ma w takim razie prezes Polski Jarosław Kaczyński z naczelnym wodzem naszych sił zbrojnych na spółkę, skoro wszystkich dookoła traktują z wyższością, a ich dworzanie to sami besserwisserzy, mądrzejsi od prawników unijnych i od naukowców PAN. Złośliwcy komentują z ironią, że z pancernych pozostały nam jeno łby zakute. Ale kto by tam wierzył złośliwcom...

Gdy w 1944 ofiarami zespolonego bestialstwa niemiecko-ukraińsko-ruskiego stali się nie tylko powstańcy warszawscy, lecz także stołeczna ludność cywilna, wydawało się, że już nie może być straszniejszej hekatomby, chociaż świat wiedział o tym, jakich okrucieństw na terenie Chin dopuszczali się Japończycy. Oni sami zresztą przekonali się wkrótce, iż są całkowicie bezsilni wobec bomby atomowej, jaką Amerykanie rzucili na Hiroszimę i Nagasaki, a mogli rzucić również na Tokio. Z czasem przyszły straszne wojny w Korei i Wietnamie, raczonym napalmem przez US Army, przyszła też wprost niewiarygodna zbrodnia ludobójstwa w Kambodży, gdzie Czerwoni Khmerzy wymordowali jedną czwartą tamtejszej populacji; doczekaliśmy się też niemieszczących się w głowie zbrodni reżimu Augusto Pinocheta w Chile, a także idących w miliony ofiar konfliktu Hutu – Tutsi w Rwandzie. Teraz należy oczekiwać, że po kolejnej „misji stabilizacyjnej”, przeprowadzonej w Afganistanie przez siły NATO i odrębnie USA, a zakończonej również kolejnym fiaskiem, talibowie, którzy w okamgnieniu opanowali cały kraj, dopiero dadzą miejscowej ludności popalić.

Zastanówmy się jednak, czy i nam nie zagraża zbrojny wprawdzie tylko we władcze uprawnienia, ale nie mniej groźny taliban. Tak jak afgańskie miasta ze stolicą włącznie, tak wszelkie agendy władzy w Polsce opanowali już w zasadzie ludzie wierni jednemu wyznaniu politycznemu, narzucający wszystkim swój wizerunek świata i Polski, swoją wizję nauki i kultury, jak również swoją wizję pozornej demokracji. Dla wielu osób punktem zwrotnym mogło być butne zachowanie sędziego Trybunału Konstytucyjnego Stanisława Piotrowicza, dla którego pełnomocnik rzecznika praw obywatelskich był jak hetka-pętelka. Obywatel Piotrowicz potraktował go jak uczniaka, pouczając w dodatku, że to on sam decyduje, czy wykładający swoje racje prawnik mówi na temat. Tym sposobem przecież można przerwać przemowę każdemu i nie dać szans na doprowadzenie wywodu do końca. A polityczny terror zaczął się przecież w Sejmie – od wyłączania mikrofonu posłom albo niedopuszczania ich do mównicy.

Na razie trwają starania o wyłączenie możliwości nadawania telewizji TVN w jej różnych konfiguracjach z TVN-24 włącznie. Z jednej strony Krajowa Radia Radiofonii i Telewizji sprytnie gra na czas, nie podejmując decyzji w sprawie przedłużenia koncesji dla TVN-u, choć odpowiedni wniosek został złożony bodaj półtora roku temu – a ważność dotychczasowego zezwolenia zasadniczego kończy się już we wrześniu; z drugiej zaś – z całą perfidią zaatakowali firmę z Wiertniczej od dawna wierni lub świeżo pozyskani przez obecną władzę posłowie, a poglądy tych ostatnich jakoś dziwnie zmieniły się po „reasumpcji” głosowania. Mówiąc wprost, można sądzić, że Prezesowi Polski nie podoba się to, co gadają o polityce w TVN i radby zapewne stworzyć taką sytuację, w której komentatorzy tej stacji będą musieli zmienić platformę występów albo zwyczajnie przymknąć dziób. Władza dąży do tego, żeby pakietu większościowego w TVN nie miała spółka amerykańska, o co ta ostatnia (Discovery) zamierza się prawować. Tymczasem firma ta piorunem wystarała się o koncesję holenderską, tylko że to nie jest w pełni zadowalające rozwiązanie. Można wprawdzie przypuszczać, że TVN jest i będzie, w jakiej jednak formule uda mu się kontynuować działalność na dłuższą metę, nie wiadomo. Być może, Amerykanie pozbędą się części udziałów lub całkiem sprzedadzą ten interes. Poza wszystkim, nie da się ukryć, że wobec jawnego tłumienia wolności słowa w Polsce rząd Stanów Zjednoczonych zamierza ponoć uruchomić na powrót rozgłośnię polską Radia Wolna Europa...

Innego rodzaju problemy ma natomiast ursynowski SEMP (Stowarzyszenie Edukacji Młodych Piłkarzy). Rozwój tego klubu hamuje brak pełnowymiarowego boiska. Jeszcze za czasów trenera Rudolfa Kapery sempy zaczęły rozgrywać mecze na boisku wyścigów konnych, korzystając z gościnności dżokejów. Podstawowe treningi (i mecze juniorów) wciąż odbywają się na sztucznej nawierzchni przy Koncertowej, a od pewnego czasu piłkarze z Ursynowa grywają też na naturalnej trawie przy ul. Literatów w Konstancinie. Wciąż jednak pozostają w roli ubogich krewnych. Dlatego środkiem zaradczym ma być wynajmowanie przez trzy lata trawiastego terenu przy ul. Pileckiego obok Areny, gdzie tymczasowo klub zamierza za własne pieniądze (i pieniądze sponsorów) urządzić regularne boisko, a nawet postawić prowizoryczne trybuny. No cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma...

Wróć