Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Szczepionka na lepsze samopoczucie

09-12-2020 20:19 | Autor: Mirosław Miroński
W cieniu pandemii pojawił się promyk światła. Rozjaśnił nieco mroczną rzeczywistość. Razem z nim pojawiła nadzieja na zakończenie panowania groźnego koronawirusa. Tę nadzieję daje zapowiedź wprowadzenia szczepień. Polska zakupiła ponad 60 mln dawek cennego medykamentu. Jego dobroczynne działanie będziemy mogli odczuć już na przełomie stycznia i lutego przyszłego roku. Wprawdzie Brytyjczycy już rozpoczęli akcję szczepień, ale robią to nie w ramach Unii Europejskiej, tylko na własną rękę. Załatwili sobie szczepionki szybciej niż decydenci nieruchawej i zbiurokratyzowanej UE.

Wyspiarze, jak to wyspiarze – dbają o własne interesy. Nie powinno to nikogo dziwić, podobnie jak to, że zaszczepili na koronawirusa Szekspira. Liczący sobie 81 lat William Shakespeare stał się tym samym drugą osobą zaszczepioną w Wielkiej Brytanii, a także na świecie i przejdzie zapewne do historii. Podobnie, jak 90-letnia Margaret Keenan mieszkanka Irlandii Północnej, której przypadła rola pierwszej zaszczepionej. To jej zaaplikowano preparat opracowany wspólnie przez dwie firmy Pfizer i BioNTech.

Perspektywa szczepień w naszym kraju jest na szczęście nieodległa. Cieszmy się faktem, że powinno to znacznie ograniczyć inwazję koronawirusa. Cieszmy się, że taka możliwość jest już realna i wkrótce będziemy mogli z niej skorzystać. Sprawa wcale nie jest prosta, bo te 60 mln dawek to teoretycznie za mało na kraj o prawie czterdziestomilionowej liczbie ludności. Zważywszy że szczepionka może być skuteczna po podaniu jej dwa razy w odstępie trzech tygodni, oznacza to, że wystarczy jej dla 30 mln Polaków. Tak więc jest to za mało i dla wszystkich może nie wystarczyć. I tu w sukurs rządzącym idą sami obywatele. Wielu deklaruje, że się nie zaszczepi, więc wiele szczepionek pewnie zostanie. Co zrobić z taką ilością niewykorzystanych dawek? Dobre pytanie. Będzie można sprzedać. I kto wie, może jeszcze da się na tym zarobić. Tak czy inaczej poprawia to samopoczucie wielu Polaków.

Potrzebna jest szeroko zakrojona akcja uświadamiająca potrzebę szczepień, bo żeby efekt był osiągnięty, powinno zostać wszczepione 70 procent obywateli.

Sprawy związane z pandemią w dużej mierze zajmują znaczną część naszego życia. Aby się od nich nieco oderwać, proponuję zmianę tematu. W poprzednim felietonie wspomniałem, że Polacy to naród pomysłowy. Niektórzy z nas prześcigają się w pomysłach. Niedawno jechałem rowerem wzdłuż ul. Przyczółkowej. Było to po zmierzchu. Mimo że mam mocne światło przednie, o mało nie wpadłem na kosz betonowy, który stał wprost na ścieżce rowerowej będącej także trotuarem dla pieszych. Do głowy by mi nie przyszło, że ktoś przy zdrowych zmysłach postawi tam tak niebezpieczną przeszkodę. Nawet w biały dzień można na nią wpaść. Łatwo sobie wyobrazić, jakie mogłyby być tego skutki. Pomyślałem o tym, by przesunąć go na pobliski trawnik, gdzie nikomu by nie zagrażał. Później zauważyłem, że wszystkie kosze na tej trasie są ustawione w taki sam sposób. W dodatku, przy znajdujących się tam ławkach i są bardziej wysunięte do środka drogi niż same ławki. Widać, że to nie przypadek ani wybryk chuliganów, a planowe działanie. Trzeba przyznać, że ktoś miał świetny pomysł. Każdy, kto zechce usiąść na ławce, nie będzie już szukał kosza na śmieci, bo będzie go miał przed nosem. Wiadomo, jaka to przyjemność relaksować się na ławeczce i wdychać unoszące się nad koszem „zapachy”. Dlaczego nie pójść dalej? Można kosze ustawić na środku drogi. Wtedy rowerzyści, biegacze i spacerowicze czy jadący na rolkach mogliby wyrzucać śmieci jeszcze łatwiej. Można też zastawić drogę koszami, żeby nikt nie mógł przecisnąć się pomiędzy nimi i umieścić tam hasło: Wrzuć coś, bo nie przejdziesz ani nie przejedziesz! Pomysłów jest wiele. Na pewno jakiś geniusz prędzej czy później wpadnie na coś, co ułatwi nam życie.

Trwa akcja zachęcania do zakupów produktów polskich. Jestem jej gorącym zwolennikiem, chociaż wolałbym wybierać produkty według kryterium jakości, a nie tylko dlatego ze względu na kraj jego pochodzenia. Ot, choćby polska wódka. Kiedyś tego rodzaju rodzimych wyrobów było wiele. Dziś, niestety, większość jest produkowana przez zagraniczne firmy. Nie, żebym zachęcał kogokolwiek do picia, ale skoro już… Warto wybrać taką, która jest oznaczona znakiem – produkt polski, choćby po to, żeby wesprzeć naszą gospodarkę. Niestety, cóż z tego że to produkt polski, skoro potem nie można go otworzyć. Maleńka nakrętka na cienkiej szyjce nawiązującej do butelek z lat 50. obraca się niczym zakrętki butelek z lekami, mające chronić je przed dziećmi. Ktoś wymyślił dla polskiej wódki nakrętkę, składającą się z dwóch warstw plastiku i czegoś jeszcze, co przypomina metal (wygląda na aluminium). Tej zakrętki nijak nie da się odkręcić. Zewnętrzna warstwa obraca się na wewnętrznej i tyle. A może aż tyle, bo towar kupiony, zapłaciliśmy za niego, a do zawartości w żaden sposób nie można się dobrać. Kręcenie nakrętką nic nie daje. Cóż na to klient? Jeśli zrezygnuje, wyjdzie mu to na zdrowie. Aby dobrać się do zawartości, będzie musiał użyć jakiegoś ostrego narzędzia. A może nie będzie żadnego pod ręką… Zębami lepiej nie próbować, bo można sobie coś uszkodzić. Zbyt duże ryzyko. Bezpieczniej jest nie pić. Trzeba przyznać, że to prosty i skuteczny sposób, aby zniechęcić jednego z drugim amatora wyskokowego napoju. To już nie producenta problem. Trudno odmówić pomysłowości temu, kto to na to wpadł.

Jeśli kogoś moje spostrzeżenia zachęciły do sprawdzenia, czy z tą zakrętką tak jest, jak piszę, niech pamięta, że dystans i dobry humor mogą pomóc w każdej sytuacji. Nie tylko przy otwieraniu butelki. To one właśnie pozwoliły nam, Polakom, przetrwać niejedną dziejową zawieruchę. Może pomogą przetrwać i tę spowodowaną epidemią. Śmiech to równie dobre lekarstwo, co szczepionki.

Wróć