Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Szaleńców będzie przybywać...

25-10-2017 21:13 | Autor: Tadeusz Porębski
Korki od butelek – wypełnionych gniewem, agresją i sadyzmem – będą strzelać coraz częściej. Wielokrotni i seryjni zabójcy to dzisiaj norma. Pojawili się masowi, przykłady to Anders Breivik czy Martin Bryant, anielskiej urody blondas z Australii, który w pół godziny zastrzelił 35 osób. Chcę powiedzieć, że roboty nam nie zabraknie. Ciężkiej roboty, bo oni nie mają rogów. Są diabłami w ciałach często zewnętrznie pięknych ludzi.

To fragment scenariusza thrillera psychologicznego "Ciemny odcień czerni" opartego w dużej części na faktach, który napisałem w 2011 roku. Kwestię wypowiada główny bohater, nadkomisarz Leszek Herman prowadzący skomplikowane wielowątkowe śledztwo w sprawie serii zabójstw połączonych z bezczeszczeniem zwłok. Skąd tytuł thrillera? Wyjaśnia to kolejna kwestia wypowiedziana przez nadkomisarza Hermana: "Mówi się, że zło kojarzy się z czernią. Czarne chmury to nieszczęście, czarny charakter to zły człowiek, czarne myśli to głęboka depresja... Jeśli zło rzeczywiście jest czarne, to monstrum, które tropimy, jest najczarniejszym odcieniem czerni, jaki tylko można sobie wyobrazić". Przywołuję "Ciemny odcień czerni" nie bez powodu. Od 2011 roku, kiedy włożyłem w usta nadkomisarza chyba prorocze słowa o coraz częściej strzelających korkach z butelek wypełnionych gniewem, agresją i sadyzmem, upłynęło ledwie sześć lat, a liczba ataków na niewinnych ludzi w miejscach publicznych wzrosła do zastraszającego poziomu.

Do Breivika i Bryanta dołączył ostatnio Amerykanin Stephen Paddock, który podczas koncertu muzyki country w Las Vegas zastrzelił 59 osób, a ponad 500 ranił. Swoją morderczą operację zaplanował w każdym szczególe. Jego celem było zabicie jak największej liczby osób zgromadzonych na koncercie. Wcześniej, 20 lipca 2012 roku w kinie Century 16 Theaters w miejscowości Aurora w stanie Kolorado, niejaki James Holmes zastrzelił 12 osób, a ponad 50 ciężko ranił. Pięć miesięcy później w szkole podstawowej Sandy Hook w Newtown w stanie Connecticut dwudziestoletni Adam Lanza zastrzelił 27 osób, w tym 20 dzieci w wieku 6 lub 7 lat, po czym popełnił samobójstwo. W grudniu 2015 roku w ośrodku pomocy niepełnosprawnym w San Bernardino w Kalifornii amerykańskie małżeństwo Syed Rizwan Farook i jego żona Tashfeen Malik zastrzeliło 14 osób, raniąc 21. W czerwcu 2016 r. w klubie nocnym w Orlando na Florydzie obywatel USA Omar Mateen strzelał do bawiących się tam gejów jak do kaczek zabijając 50 biesiadników, a 53 ciężko raniąc. Na przywołanie zaistniałych w okresie 2011– 2017 na terenie USA strzelanin z liczbą ofiar poniżej 10 zabrakłoby w tym felietonie miejsca.

Statystyki mówią, że wskaźnik ofiar śmiertelnych szkolnych masakr w USA wzrósł od 1990 roku ponad czterokrotnie i nadal rośnie. Kilkaset ofiar tygodniowo, ponad tysiąc miesięcznie. Według wyliczeń portalu "Huffington Post" krwawe strzelaniny, także między rywalizującymi ze sobą gangami, przybierają wręcz postać epidemii. W Europie jest lepiej, ale tylko trochę. Co chwila media donoszą o atakach nożowników na przechodniów w Niemczech, Francji czy Anglii, sprawcy często mają na podorędziu także maczety i siekiery. We wrześniu mężczyzna uzbrojony w nóż zranił dwóch oficerów policji przed Pałacem Buckingham. Sprawca dźgał na oślep i tylko odwaga policjantów, którzy szybko obezwładnili szaleńca, zapobiegła masakrze. Zaledwie kilka dni później nożownik zaatakował w centrum Brukseli trzech żołnierzy z patrolu wojskowego. Dwaj z nich zostali lekko ranni. Napastnik został postrzelony i zmarł w szpitalu. W tym samym dniu na Monmartre w Paryżu niezrównoważony psychicznie mężczyzna rzucił w tłum "koktajl Mołotowa", na szczęście nikt nie został poważnie ranny. Kilka dni temu nożownik atakował przechodniów w okolicach Rosenheimer Platz w śródmieściu Monachium. Zranił cztery osoby. W miniony weekend nożownik zadźgał wiceszefową radia Echo Moskwy, kobieta jest w stanie krytycznym. 

W porównaniu z Zachodem Polska jest stosunkowo bezpieczna, ale czasy beztroski na naszych ulicach mają się ku końcowi. W ubiegłym tygodniu w Stalowej Woli nożownik zaatakował klientów jednej z galerii handlowych zabijając jedną osobę i siedem raniąc. W Świętochłowicach nożownik w szale zranił stojących na przystanku autobusowym ojca i syna. Policjanci z Brzeszcz zatrzymali 35-letniego mężczyznę, który zaatakował nożem uczestników zabawy odbywającej się w remizie strażackiej w Dankowicach. W Rybniku 36-latek, grożąc nożem, uwięził ojca i chciał wyskoczyć z siódmego piętra wieżowca. W szpitalu w Legnicy siedzący w poczekalni mężczyzna nagle rzucił się na pielęgniarkę i zadał jej 14 ciosów nożem. Kobieta cudem uszła z życiem. W Łodzi na ul. Kilińskiego 21-letni student zaatakował nożem dwóch mężczyzn, jednego ugodził w plecy, drugiego w okolice klatki piersiowej. Obaj trafili do szpitala. W tym samym mieście w sierpniu nastoletni kibic Widzewa został czterokrotnie dźgnięty nożem. W ciężkim stanie trafił do szpitala. Ponownie Łódź – w tramwaju linii 2 jadącym w stronę Teofilowa nieznany sprawca zaatakował nożem młodego mężczyznę. Zadał mu dwa ciosy i zbiegł. Do łódzkiego szpitala trafiła 24-letnia studentka filologii polskiej, którą jej starszy o trzy lata kolega zaatakował nożem. Dziewczyna ma przebitą wątrobę i nerkę.

Najbardziej spektakularny jest przykład 27-letniego Samuela N., który w Kamiennej Górze zabił siekierą dziesięcioletnią dziewczynkę wchodzącą z mamą do księgarni. Sprawca wyjaśnił, że narastał w nim gniew, ponieważ w urzędzie pracy odmówiono mu przyznania zasiłku. Siekierę przygotował na urzędników, ale frustrację wyładował na dziewczynce. To, co się dzisiaj dzieje, to dopiero trailer tego, co czeka nas w najbliższej przyszłości. Nie będzie lepiej, z każdym rokiem będzie coraz gorzej. Uporczywie powracam do początku felietonu: "Korki od butelek wypełnionych gniewem, agresją i sadyzmem będą strzelać coraz częściej". Przyczyną  są ogólnie dostępne dopalacze i inne używki oraz konglomerat zjawisk potęgujących się w codziennej egzystencji dzisiejszego człowieka – zwiększający się systematycznie pęd życia, brak stabilizacji, bojaźń o jutro, poczucie odrzucenia, niedowartościowanie oraz bezwzględna walka o byt, co rodzi depresję i kompleksy, które skumulowane uwalniają gniew oraz agresję.

W zastraszającym tempie rośnie w Polsce liczba osób zaburzonych. A zaburzenia osobowości mogą pojawiać się w relacjach z rodziną, przyjaciółmi, w pracy, w kontaktach z osobami pełniącymi funkcję opiekuńczą, a często we wszystkich relacjach społecznych łącznie. Prof. Janusz Heitzman, dyrektor Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie: "W Europie z powodu zaburzeń psychicznych cierpi około 50 mln ludzi, to 11 proc. populacji. Nie ma powodu myśleć, że w Polsce jest inaczej. W ciągu ostatnich 10 lat liczba przyjęć do szpitali związanych z zaburzeniami po spożyciu substancji psychoaktywnych wzrosła o 800 proc. W lecznictwie ambulatoryjnym liczba przyjęć z powodu zaburzeń psychicznych zwiększyła się o około 130 proc., a hospitalizacji o 45 proc. Tylko psychoz leczonych ambulatoryjnie przybyło nam 220 proc. To jedynie przykłady, wiele dolegliwości o charakterze psychicznym wymyka się statystykom... Z ogólnej puli NFZ na leczenie, na psychiatryczną opiekę (bez kosztów leków) przypada tylko około 3,4 procent. Średnia europejska to 5-6 proc., ale są kraje, w których na psychiatrię przeznacza się 10-12 proc. środków".

Ostatnie dwa zdania profesora dają dużo do myślenia. Mimo rosnącej w zastraszającym tempie liczby osób dotkniętych zaburzeniami psychicznymi resort zdrowia nie zwiększa środków na ich leczenie. Jakby kierujący nim decydenci w ogóle nie dostrzegali narastającego problemu, który ściśle wiąże się z bezpieczeństwem obywateli. Jaki będzie tego skutek? Taki, że wkrótce pojawią się następcy nożownika ze Stalowej Woli, a ich czyny będą coraz bardziej przerażające. Już dziś nie wiemy kogo mijamy na ulicy i przy kim siedzimy w środkach komunikacji miejskiej. Pocieszamy się: krwawa jatka, owszem, może się przytrafić, ale innym, nie mnie. Tak sądziły wszystkie ofiary szaleńców, kiedy wychodziły z domu na ulicę. Przypadek zrządził jednak, że znalazły się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Taki los może spotkać każdego dnia każdego z nas.

Wyjście jest tylko jedno: przyjęta ostatnio przez Sejm specustawa powoduje, że do systemu opieki zdrowotnej ma trafić dodatkowe 281,8 mln zł dla ośrodków onkologicznych oraz 323,7 mln zł na zakup aparatury i sprzętu medycznego dla szpitali. Z  tego ponad pół miliarda dodatkowych środków należy wykroić stosowną kwotę na radykalne wsparcie polskiej psychiatrii, bo inaczej marny nasz los.

Wróć