Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Światełko w cieniu pandemii

27-01-2021 21:09 | Autor: Mirosław Miroński
Choć temat pandemii nie schodzi z ust ludzi na całym świecie, u nas powiało optymizmem. Umiarkowanym wprawdzie, ale zawsze to coś. Liczba zachorowań na COVID-19 w naszym kraju ustabilizowała się. Stabilizacja zwykle kojarzy się z czymś pozytywnym. Jest przecież przeciwieństwem chaosu. W tym przypadku oznacza ona, że nie mamy do czynienia z gwałtownym wzrostem liczby chorych, co oznaczałoby zakorkowanie służby zdrowia, a w konsekwencji tragedię dla osób zakażonych koronawirusem i nie tylko. Właściwie, należałoby dodać – wieloma mutacjami SARS-CoV-2. Taką bowiem nazwę nosi koronawirus, który nęka naszą planetę. Przysporzył niezliczonych problemów, a niektórzy przegrali spotkanie z nim.

Dziś nie ma chyba nikogo, kto by jeszcze o nim nie słyszał. Paradoksalnie, nie może on namnażać się poza żywym organizmem i rozprzestrzeniać się bez jego udziału. Jeśli zabrakłoby mu tego „środka transportu”, epidemia skończyłaby się szybko. Takie to proste, a jednocześnie takie skomplikowane i trudne do zastosowania. Praktyka pokazuje, że to proces bardziej złożony, niż by się wydawało w teorii. Mimo że już wiele na temat wirusa SARS-CoV-2 wiadomo, wciąż nie odsłonił on wszystkich swoich tajemnic. Wydaje się dość chimeryczny i wykazuje skłonność do zmian. To, co odsłonił, to słabość niektórych relacji międzyludzkich i międzypaństwowych. Pokazał, że na świecie toczy się gra o interesy, przy których na dalszy plan schodzą takie piękne slogany jak solidarność

i wspólna walka z pandemią. W grę wchodzą wielkie pieniądze, przy których życie poszczególnych obywateli może zejść na plan dalszy. Tu zaś żadne względy się nie liczą poza obroną za wszelką cenę. Także za cenę łamania zasad i nieprzestrzegania umów. Tworzą się podziały na równych i równiejszych, a prawa rynku i polityka zastępują ideały, które stają się nic nieznaczącym pustosłowiem. Choć ładnie brzmią, w trudnych czasach zaczynają odgrywać role drugorzędną.

Pochodzące z czasów starożytnego Rzymu określenie – lwia część – określa relacje pomiędzy partnerami partycypującymi w zyskach jak i stratach. W czasie pandemii nabiera ono nowego znaczenia. W efekcie większy i silniejszy ma prawo robić to, co mu się podoba. W dodatku bezkarnie. Silniejsi czerpią zyski, a straty pozostawiają słabszym. No cóż, może to tylko chwilowy kryzys natury etycznej w relacjach międzypaństwowych? Choć powoduje brak zaufania do partnerów stosujących takie praktyki, nie należy tracić nadziei na powrót do relacji równoprawnych. Od tego właśnie są politycy, by korygować kurs w stosunkach bilateralnych. Problem w tym, że w naprawdę ekstraordynaryjnej, czyli mówiąc prościej nadzwyczajnej sytuacji, spowodowanej koronawirusem SARS-CoV-2, czas bardzo ponagla. Wirus nie będzie czekał, aż ułożymy sobie partnerskie i równoprawne stosunki z instytucjami międzynarodowymi. Te bowiem dbają przede wszystkim o własny interes, w dużej mierze zależny od poparcia swoich obywateli. Dżentelmeńskie umowy są godne pochwały, jeśli jednak jedna ze stron umowy je zrywa, przestają one być dżentelmeńskie.

Może trzeba szukać szczepionki przeciwko koronawirusowi także poza unijnymi umowami, na własną rękę. Tym bardziej, jeśli lwia spółka nie gwarantuje odpowiednich dostaw.

Faktem bezspornym jest to, że walka z pandemią to czas niebotycznych dochodów dla firm farmaceutycznych. Produkcja szczepionki jest biznesem wprost wymarzonym. Szczepionka to „towar” poszukiwany i reglamentowany. Nic dziwnego, że na naszych oczach trwa walka o jego zdobycie. Do rywalizacji może więc dochodzić pomiędzy poszczególnymi producentami. Na razie to wielkie firmy, dysponujące cudownymi preparatami „nadziei dla ludzkości”, decydują, komu je sprzedać i za jaką cenę. To one dyktują warunki na rynku. Nam pozostaje te warunki przyjąć. Być może, z czasem pojawią się kolejni producenci i rynek się nasyci. To jednak kwestia czasu, a ten jest bezcenny w walce o życie i zdrowie.

Już wiele wiadomo na temat czynników powodujących zakażenia koronawirusem. Wiele na to wskazuje, że zostanie on z nami na lata, choć nikt nie wie na jak długo. Nie jest to pierwszy koronawirus, z jakim ludzkość musi się uporać, żeby przetrwać. Jest groźny zarówno ze względu na śmiertelność zakażonych, jak i na łatwość przenoszenia się. Nie wiemy, z iloma jego mutacjami mamy do czynienia ani ile jeszcze pojawi się w przyszłości i w jakim stopniu będą się one różnić od początkowej wersji patogenu z Wuhan. Czy nowe wirusy będą wywoływały tylko COVID-19, czy może coś jeszcze. Wiadomo tylko na pewno, że na zdrowiu nie można oszczędzać. Trzeba wykorzystać każdą okazję do zdobycia szczepionek dla ochrony obywateli przed zabójczym patogenem.

Wróć