Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Świadome Dni Młodzieży

05-10-2016 21:55 | Autor: Maciej Petruczenko
Zapomniana już forpoczta Telewizji Polskiej, czyli Polska Kronika Filmowa, wyśmiewała kiedyś dwuznaczne sformułowania napuszonego języka prasowego, takie jak: „w reformach (albo w rajstopach) coś drgnęło”. Małoletnim wyjaśniam, że słowem „reformy” określano kiedyś obszerne majty damskie – i po tym wyjaśnieniu można już bez trudu pojąć, na czym polegała owa dwuznaczność.

Dziś przyszło mi jednak do głowy, że podobnym sformułowaniem warto się na powrót posłużyć. Bo w poniedziałek 3 października można się było naocznie przekonać, iż najwyraźniej coś drgnęło nie tylko w reformach i rajstopach, lecz również w stringach.

Zaświadczyły o tym masowe marsze protestacyjne młodych kobiet – jak Polska długa i szeroka. Co ciekawe, bodaj głównym celem tych marszów wydawało się pogłębienie rozdźwięku w Świętej Rodzinie Narodu Polskiego. Maszerujące młódki były bowiem całym sercem za Martą K., burząc się jednocześnie przeciwko jej ukochanemu stryjowi Jarosławowi K. Stryj otóż już jakiś czas temu zapowiedział, że poprze całkowity zakaz aborcji, czemu zdecydowanie przeciwstawiła się jego bratanica, podobno wyjątkowa luzaczka, jeśli chodzi o dobór partnerów do czynności rozrodczych i w kwestiach aborcyjnych nieodrodna córka swojej mamy, kobiety na pewno mądrej i szlachetnej, którą lubiący sięgać do wyszukanej terminologii duszpasterskiej ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk nazywał pieszczotliwie czarownicą.

Równie wyszukane wyrażenia dało się odczytać na transparentach, jakie poniedziałkowe protestantki niosły chociażby maszerując w Warszawie na trasie od Zamku do Sejmu.

Sam z siebie nie śmiałbym zacytować tak górnolotnych wyrażeń, ale zobaczywszy ekspresyjny napis na zdjęciu opublikowanym na portalu „wpolityce.pl”, odważę się te słowa w moim tekście powtórzyć. A brzmiały one: „Pocałujcie mnie w PISdę”. Prawda, że Wersal to przy tych słowach po prostu obora?

W mediach zaczęto się zastanawiać, czy protestujące dzierlatki miały prawo aż tak się wnerwić akurat na jedną partię obecnego establishmentu, żeby posuwać się do dość dawno zużytych i cokolwiek prostackich wulgaryzmów. No i wygląda na to, że tak. Partia ta przymierzała się wszak do ewentualnego zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych niczym ochotna, lecz trochę zawstydzona dziewica do defloracji, dając do zrozumienia: chciałabym, lecz boję się...W rezultacie głównie dzięki tej partii udało się przepchnąć do odpowiedniej komisji sejmowej skrajnie rygorystyczny „projekt obywatelski”. Tłumaczenie, że nie jest to projekt PiS, skoro się go w celu przepchnięcia przegłosowało, odrzucając jednocześnie inny, liberalny projekt – zakrawa po trosze na kpinę. Równie dobrze można byłoby się usprawiedliwiać twierdzeniem: zabiłem Janka, ale nie własną siekierą, tylko tą, którą podrzucił mi Franek.

Oczywiście, smarkulom narazili się nie tylko posłowie Prawa i Sprawiedliwości. W sejmowej operacji, zmierzającej do zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, wzięli też udział politycy lub – jak kto woli – politrucy innych partii, w tym Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Kukiz15 i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Wprawdzie głosy w poszczególnych partiach były podzielone, to jednak liczyła się ich ogólna suma. Gdy do świadomości Polek w wieku rozrodczym dotarło w końcu, że do kłopotów ze znalezieniem pracy władza chce im dołożyć jeszcze jeden problem i że niektórzy fanatycy proponują, by za aborcję groziła kobietom kara więzienia, jednemu zaś marzy się za powodujący często aborcję seks pozamałżeński – kara śmierci, w młodym pokoleniu dosłownie zawrzało. W reakcji na dążenia naszych rodzimych ajatollahów Facebook rozgrzał się do czerwoności. Kobitki skrzyknęły się w okamgnieniu, udowadniając wreszcie, że młodzież potrafi przeciwstawić się politycznym uzurpatorom, jawnie inspirowanym przez coraz częściej wypowiadających się w sprawach „ginekologicznych” kościelnych hierarchów, którzy zdaniem liberalnej części społeczeństwa brutalnie wsadzają kobietom łapy w majtki i bardziej interesują się kroczem niewiast niż ich stanem duchowym. Zdaniem warszawskiego arcybiskupa Henryka Hosera, kobiety nie muszą się obawiać niechcianej ciąży po gwałcie, bo związany z nim stres z reguły uniemożliwia dojście do zapłodnienia... Tego rodzaju pogląd powoduje, że młodzież zaczyna patrzeć na episkopat i jego wystąpienia niczym na Kabaret Starszych Panów – więc przypomnę tylko, iż w roku 1996 Jan Paweł II w jakimś sensie przypomniał księżom, że poprzez samo głoszenie dogmatów nie stają się naukowcami i po kilkuset latach odwołał dyskwalifikację potępionego przez Kościół Galileusza. Lepiej więc znać swoje miejsce w szyku.

Wybrałem się 3 października w rejon Uniwersytetu i muszę przyznać, że od czasu, gdyśmy w 1968 wadzili się z władzą ludową w ramach tamtoczesnych strajków studenckich, nie czułem  na Krakowskim Przedmieściu tak rewolucyjnej atmosfery. Wbrew kłamliwym informacjom w niektórych mediach – w czarnym proteście poniedziałkowym maszerowały nie stare rozpustnice czy też lewacki pomiot, tylko tysiące kilkunasto- i dwudziestokilkuletnich dziewczyn. A ten marsz przy surowym dźwięku werbli robił niemałe wrażenie, zwłaszcza gdy widziało się spontaniczne hasło: „Jeszcze Polka nie zginęła!”. Nie da się ukryć, że na obecną władzę padł blady strach i pani premier – jak najsłuszniej zresztą – kazała przymknąć dziób obrażającemu kobiety ministrowi spraw zagranicznych Witoldowi Waszczykowskiemu. Jego zdaniem, w Warszawie protestowała nic nieznacząca garstka niewiast (a było ich podobno około 20 tysięcy). W całym kraju czarny marsz zgromadził 100 tysięcy uczestniczek (i uczestników). Czy to mało, skoro PiS ma – jeśli się nie mylę – 30 tysięcy członków, PO – bodaj siedemnaście, a PSL 140 tysięcy? Dyktatorom, próbującym za wszelką cenę cofnąć czas, ktoś nagle bardzo ostro powiedział: nie igra się z młodością...

Wróć