Wyszło przy tym na jaw, że Kościół Rzymskokatolicki, mający niekwestionowane zasługi na różnych etapach rozwoju (czasem zastoju) Polski – zapomniał u nas nagle o swojej podstawowej funkcji, czyli głoszeniu Dobrej Nowiny i działanich charytatywnych pro publico bono, stając się jawnym współuczestnikiem walki o władzę, no i oczywiście – o pieniądze (dla siebie). Dobrze uświadomione społeczeństwo, a zwłaszcza jego młoda część, czerpiąca błyskawicznie wiedzę z Internetu, oznajmiły zdemoralizowanym do cna hierarchom, zblatowanym z równie zakłamanymi politykami, że mają natychmiast „wypier.....ć”. Zamiast całować biskupów w pierścienie, ludzie poprosili, by ci całowali ich w d...pę.
Takie są skutki monopolizowania władzy i wpływów, a zwłaszcza nadużywania imienia Jezusa Chrystusa. On sam kiedyś się nie patyczkował, wyganiając przekupniów ze świątyni, więc niech teraz przekupnie nie narzekają, gdy się ich w świątyniach grzecznie prosi, żeby się wynieśli i przestali robić dobrą minę do złej gry. W sytuacji, gdy lubiący szermować epitetami publicysta Rafał Ziemkiewicz określił strajkujące kobiety jako „agresywne, wulgarne kurewki”, niezwykle ekspresyjnym rapem odpowiedziała mu na YouTube piękna i bardzo subtelna dziewczyna z Makowa Podhalańskiego, powtarzająca z wdziękiem refren „wypier....ć”. Onaż to z delikatnym uśmiechem na twarzy zaśpiewała słodkim głosem: „Podmiot nie zgadza się z orzeczeniem, podmiot się wkur....ił na wasze życzenie”. Oczywiście, podmiot czyli suweren wkur....ił się na znane powszechnie, a wsparte kościelną ideologią orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Chociaż nie tylko na to.
Dzisiejszy lud i tak ma łaskawe podejście do osób mieniących się ambasadorami Pana Boga, bo przecież nie chce ich wieszać, tak jak podczas powstania kościuszkowskiego w 1794 roku wieszał w Warszawie zaprzedanych Targowicy, a sprzyjających Rosji biskupów. Swego czasu szczegółowo opisał ową biskupią hańbę Jarosław Marek Rymkiewicz, który dziś stał się – o dziwo – apologetą współczesnego sojuszu tronu z ołtarzem i jest za to przez ten sojusz nagradzany. Tymczasem znaczna część osób, które zapewne przez długie lata kornie schylały głowy wobec kościelnych hierarchów, teraz czuje się przez nich zdradzona i jawnie lub konspiracyinie demonstruje swoją niechęć – nawet do nieżyjącego od 15 lat jedynego w historii polskiego papieża. Stąd nawet na Ursynowie napisy na jego cześć próbowano niedawno pozmieniać na hańbiące sformułowanie, mające upamiętniać „ofiary Jana Pawła II”. Chodzi oczywiście o ofiary księżego molestowania seksualnego i pedofilii, jakiej dopuszczali się nie tylko prości duszpasterze, lecz również biskupi i kardynałowie za rządów Karola Wojtyły w Watykanie. O ile społeczna krytyka pod adresem hierarchów ma pełne uzasadnienie, potwierdzane coraz liczniejszymi filmami dokumentalnymi, o tyle mieszania z błotem naszego niedawnego bohatera narodowego nie popieram. Jan Paweł II – jak każdy człowiek – miał swoje wady i zalety. W kwestiach religijnych był akurat skrajnym konserwatystą, a w Watykanie pozwalał, żeby mu jeździła po głowie „lawendowa mafia”, czego opłakane skutki poznajemy w pełni dopiero dzisiaj. Ja jednak zawsze zachowam o nim generalnie dobrą opinię. Tym bardziej, że to on właśnie – po kilkuset latach – zdjął klątwę kościelnego Ciemnogrodu z Galileusza. A teraz trochę głupio znęcać się nad człowiekiem, którego u schyłku życia praktycznie ubezwłasnowolniła choroba Parkinsona.
Oczywiście, liczba ważnych postaci Kościoła w Polsce, które dopuściły się niecnych czynów, a nawet przestępstw – jest po prostu załamująca. Niemal każdego dnia któregoś ze świątobliwych mężów zrzuca się z piedestału. Ich występki kładą się cieniem na całym Kościele i automatycznie podkopują autorytet tych księży, którzy starają się uczciwie prowadzić robotę duszpasterską i nie wywyższać z racji przywdziewania sutanny. Odnosząc się zatem pro domo sua, raz jeszcze nawoływałbym, by w ramach ekspiacji, Archidiecezja Warszawska zrezygnowała wreszcie z pochopnie przekazanym jej na własność w drodze nie bardzo równoprawnej wymiany działkom pod ursynowską Kopą Cwila. Ta własność została – Bogiem a prawdą – po prostu wycyganiona. Tymczasem ów teren parkowo-rekreacyjny to swoista agora dzielnicy, gdzie co roku odbywają się Dni Ursynowa. O ile wiem, mimo przychylnego stanowiska metropolity warszawskiego, kardynała Kazimierza Nycza, do dziś nie udało się przywrócić poprzedniego stanu własności.
No cóż, w sprawach duchowych zawsze łatwiej się porozumieć niż w materialnych. Najlepszym tego dowodem jest choćby awantura, jaka wynikła w związku z dokonanym przez ministra kultury, dziedzictwa narodowego i sportu rozdziałem funduszy na wsparcie twórców, pozbawionych dochodów na skutek pandemii koronawirusa. Sam minister szybko się zorientował, że strzelił głupstwo, przydzielając ponad pół miliona złotych zespołowi disco polo o nazwie Bayer Full, znanemu z tak wysublimowanego artystycznie przeboju jak choćby „Majteczki w kropeczki”. Nawet dla Teatru Wielkiego w Łodzi przewidziano mniej kasy, nie mówiąc już o wielu placówkach znienawidzonej przez władzę „Warszawki”. Minister Piotr Gliński próbował wprawdzie wytłumaczyć opinii publicznej, iż o wysokości poszczególnych kwot decydował jakiś algorytm, ale chyba zreflektował się po licznych protestach i zdoła jakoś dogadać się z tym na pozór nieubłaganym algorytmem. Chyba że Sejm zdecyduje o zmianie nazwy Rzeczypospolitej – na Disco Poland...