Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Stołeczność Warszawy po 123 latach niewoli

07-11-2018 21:44 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Dom Spotkań z Historią w 2010 r. wydał album pt. „Miasto na szklanych negatywach. Warszawa 1916 r. na fotografiach Willy’ego Römera”. Dobre technicznie fotografie przedstawiają nasze miasto u progu Niepodległości. Jest to obraz bardzo smutny, jakże różny od obecnego wyglądu stolicy Polski.

W owym czasie zewsząd wyzierała bieda. Warszawa tamtych lat to bardzo duże (trzecie w Imperium Rosyjskim) miasto gubernialne, które przynajmniej od 1831 r. było tak kształtowane, aby pozbawić je pretensji do poczucia stołeczności. Najbardziej eksponowanym składnikiem miejskiego krajobrazu Warszawy sprzed sierpnia 1915 r. (5.VIII.1915 – do Warszawy wkroczyli Niemcy) było rosyjskie wojsko. W naszym mieście, które w 1913 r. zamieszkałe było przez 845 tys. osób, stan osobowy wojska stacjonującego w mieście i na jego obrzeżach (np. na Powązkach) należy szacować na około 100 tysięcy.

Wojskowi rosyjscy byli wszechobecni, a ich koszary stanowiły jeden z dominujących elementów zabudowy. Rosjanie zbudowali liczne zespoły koszarowe, m. in. przy obecnej ul. Rakowieckiej, przy Szwoleżerów, 29 listopada i Podchorążych, Koszary Pułku Litewskiego pomiędzy Marszałkowską i Szucha, Koszary Marymonckie, Koszary Jerozolimskie, Nowe Koszary Jerozolimskie oraz przy ul. 11 Listopada itd. Zaadaptowali na koszary m. in. Pałac Mostowskich, Pałac Sapiehów na Zakroczymskiej, Pałac Sierakowskiego na Konwiktorskiej, dawne polskie Koszary Artylerii Koronnej przy ul. Zamenhofa 19, a także dawne koszary Gwardii Pieszej Koronnej na terenie Cytadeli – żeby wymienić tylko największe. W Alejach Ujazdowskich wznieśli monumentalny budynek koszarowy dla Korpusu Kadetów im. Suworowa, który służy obecnie za siedzibę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP. Dla potrzeb wojska rozbudowano wojskowy Szpital Ujazdowski, przystosowując go dla potrzeb bardzo licznego garnizonu, zbudowano niezliczone magazyny, warsztaty, młyny, piekarnie, siedziby sztabów, cerkwie, założono cmentarze, np. obecny Cmentarz Wojskowy na Powązkach itd.

Ludność miasta w 1863 r. wynosiła 223 tys. i do 1913 zwiększyła się o 622 tysiące. Nie był to tzw. przyrost naturalny, ale efekt wielkiej migracji ludności wiejskiej po jej uwłaszczeniu przez cara w 1864 r. W jej wyniku do Warszawy, Łodzi, Zgierza, Pabianic i innych miast Królestwa napłynęły setki tysięcy ludzi ze wsi, w zdecydowanej większości – analfabetów. Według spisu powszechnego z 1897 r., analfabeci w Warszawie stanowili 44,8% mieszkańców. Ludzi z wyższym wykształceniem było około dwóch procent. I byli to głównie Rosjanie (oficerowie, profesorowie, nauczyciele, „czynownicy”). Miasto nasze było wielonarodowościowe. Żydzi stanowili (w 1914 r.) 38,11% ogółu mieszkańców. Ze względu na fakt, iż w końcu XIX w. Warszawa została otoczona dwoma pierścieniami fortów – nie mogła powiększyć swego terytorium. Panowała więc niebywała ciasnota zabudowy i permanentny „głód mieszkaniowy”. Wiele osób mieszkało „kątem”, co wówczas oznaczało, że w izbie jeden kąt był podnajmowany innej osobie (rodzinie). Panowały nadzwyczaj trudne warunki sanitarne, szczególnie w dzielnicy północno-zachodniej (Muranów), które tylko w pewnym stopniu uległy poprawie po wybudowaniu lindleyowskiego systemu wodociągów i kanalizacji. Gęstość zaludnienia w tej dzielnicy należała do najwyższych w Europie (570 osób na hektar).

Warszawa była przed I wojną światową wielkim ośrodkiem przemysłowym, głównie w zakresie obróbki metali. Tak więc u progu Niepodległości miasto nasze nie posiadało żadnych obiektów charakterystycznych dla stolic, ani też polskich kadr niezbędnych dla funkcjonowania administracji państwowej. Zabudowa miasta – z nielicznymi wyjątkami – była tandetna i przypadkowa. Ludność była wieloetniczna, w większości bardzo uboga i w dużym stopniu niepotrafiąca czytać i pisać.

Wojna światowa, która wybuchła w początkach sierpnia 1914 r., nie przyniosła Warszawie większych strat, nie licząc zniszczonych mostów, dworców kolejowych i wielu fabryk, wysadzonych lub spalonych przez wycofujących się w 1915 r. Rosjan.

Działalność okupacyjnych władz niemieckich była uciążliwa dla mieszkańców, co było prostą konsekwencją trwającej wojny i ogromnych trudności aprowizacyjnych w państwach centralnych. Brakowało wszystkiego, szczególnie żywności, tekstyliów, skóry, metali i materiałów energetycznych (węgiel, ropa naftowa). W dniu13 sierpnia 1915 r. Niemcy zarządzili rekwizycję samochodów, metali, skór, wełny, bawełny i chemikaliów, a 19 sierpnia ogłoszono monopol na sprzedaż mąki, mięsa i węgla. Od 19 października wprowadzono zakaz wolnego obrotu mąką i chlebem oraz wprowadzono kartki na te produkty. W początkach grudnia wstrzymano sprzedaż kartofli z powodu ich braku. Na wiosnę 1916 r. zaczęto eksperymenty z dodawaniem do chleba płatków ziemniaczanych, grochu i peluszki, a 1 listopada 1915 r. wprowadzono sekwestr miedzi, któremu podlegały nawet klamki i naczynia kuchenne oraz inne mosiężne elementy sprzętów gospodarstwa domowego.

W przededniu Niepodległości Warszawa była bardzo biedna, głodna i ciemna. Jeden ze świadków tamtych dni napisał: „Wieczorem ulice pustoszeją jeszcze więcej, jaskrawo przedtem oświetlona Warszawa jest ciemna, gaz o niskim ciśnieniu ledwo się świeci, zdjęto wszystkie lampy łukowe i zastąpiono je żarówkami, sklepów oświetlać z frontu nie wolno, wzbronione są reklamy świetlne wewnątrz sklepów ćmi się jedna lampka, gdyż dopływ gazu i elektryczności i tu ograniczony”. Liczba ludności spadła do 758 tysięcy.

Odzyskanie niepodległości spowodowało ogromne zapotrzebowanie na wykształcone kadry. Ściągano je głównie z dawnej Galicji. Dla przyjezdnych zaczęto wznosić nowoczesne osiedla na dawnych terenach fortecznych (np. Kolonię Staszica przy Filtrowej). Urbaniści mogli wreszcie wykazać swój talent. Pierwszy był Żoliborz, zrealizowany na tzw. esplanadzie Cytadeli. W zniszczonej i wygłodniałej Polsce, Warszawa rysowała się jak „Ziemia Obiecana”. Ściągała inteligencja, ale przede wszystkim ogromne rzesze biednych ludzi, którzy zasiedlali każdy skrawek dostępnego „skarbowego” terenu. Nasypy kolejowe, tzw. pola wojenne itp. W 1938 r. Warszawa liczyła już 1  295 tys. mieszkańców. Ówczesne państwo, borykające się z niestabilnymi granicami, powszechną biedą i zacofaniem cywilizacyjnym, nie było w stanie szybko przekształcić byłego gubernialnego miasta w stolicę dużego europejskiego państwa. Z braku innych możliwości wykorzystywano „mienie porosyjskie”. Sejm np. ulokowano w dawnym Instytucie Wychowania Panien. W latach 30. postawiono jednak wiele okazałych budynków rządowych, chociażby obecne gmachy Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Kancelarii Prezydenta. Naczelnik Państwa zajął „namiot pobitego wodza” (wielkiego księcia Konstantego), czyli Belweder, ale siedzibą Prezydenta RP stał się Zamek Królewski.

Warszawa okresu międzywojennego była miastem nadzwyczaj ambitnym, szczególnie pod rządami Piotra Drzewieckiego, a później Stefana Starzyńskiego. Planowano (i poczyniono odpowiednie przygotowania planistyczne) zorganizowanie w Warszawie Wystawy Światowej EXPO (w miejscu obecnego Stadionu Narodowego) oraz Olimpiady (z większością obiektów na Łuku Siekierkowskim). Rozpoczęto prace studialne i planistyczne związane z zamiarem budowy metra. Znaczna część istniejącej wówczas zabudowy sprzed 1914 r. była bardzo niskiego standardu, a okalające centrum dzielnice slumsów – wielkim wstydem władz miasta. Centrum – a głównie Marszałkowska – tętniło życiem.

Druga wojna światowa, a zwłaszcza Powstanie Warszawskie, przyczyniły miastu nieprawdopodobnych strat – ludzkich, materialnych i kulturalnych. Zginęło prawie całe pokolenie patriotycznej i wykształconej młodzieży. Znaczna część miasta przestała istnieć, jak również bezpowrotnie przepadły dokumenty archiwalne, m. in. cała kolekcja rapperswilska. Liczebność ludności stolicy Polski w końcu 1945 r. wynosiła 378 tys. Bezprzykładne zniszczenie Warszawy (lewobrzeżnej) dało jednak urbanistom nieprawdopodobną szansę „naprawienia” wielu błędów i niedostatków przedwojennego miasta. Do pewnego stopnia ta szansa została wykorzystana. Przykładem jest ulica Marszałkowska, którą nie tylko poszerzono, ale przedłużono przez Ogród Saski i stworzono jej ciąg dalszy, w kierunku Żoliborza w postaci obecnej ulicy Andersa. Ulicę Świętokrzyską także poszerzono i przedłużono od Nowego Światu do Kopernika. Przez gruzy zachodniej dzielnicy przebito i zbudowano całkowicie nowy ciąg komunikacyjny, obecną al. Jana Pawła II. Zbudowano Trasę W-Z. Itd., itd. itd.

Pozbawienie możliwości działania wykształconych przed wojną specjalistów oraz nasilenie komunistycznej propagandy skutkowało jednak załamywaniem się kolejnych wieloletnich planów i „skarleniem” miejskich projektów. Chociaż bezpośrednio po wojnie podjęto program budowy gmachów dla administracji (Ministerstwo Finansów przy Świętokrzyskiej, Ministerstwo Rolnictwa przy Wspólnej, kilka ministerialnych siedzib między Kruczą i Placem Trzech Krzyży), to dosyć szybko zostało to zaniechane.

Po zmianie ustroju w 1989 r. demokratyczne władze miały pilniejsze sprawy niż budowa rządowych gmachów. Później, kolejne ekipy nie podnosiły tego tematu ze względów politycznych („jesteśmy skromni”). Efekt jest taki, że rząd Rzeczypospolitej Polskiej, w sto lat od odzyskania niepodległości, urzęduje w porosyjskich koszarach, minister obrony narodowej – w przebudowanych dawnych belwederskich stajniach i wozowniach, a prezydent RP – w starym polskim pałacu, który przez prawie sto lat był siedzibą carskich namiestników. Przykładów jest znacznie więcej.

W demokratycznym państwie pochody i manifestacje są normą, ale w Warszawie coraz częściej paraliżują funkcjonowanie miasta. Nie ma gdzie zorganizować defilady lub manifestacji ludności. Warszawa najwyraźniej nie ma jeszcze „wyposażenia” prawdziwej stolicy.

W okresie ostatnich trzydziestu lat zrobiono w naszym mieście bardzo dużo. Komunikacji czy urządzenia ulic i placów nie można porównywać z tym, co było kiedykolwiek wcześniej. Samorządność miasta w połączeniu z ogromnymi środkami z Unii Europejskiej – zrobiły swoje. Warszawa nabrała cech wielkiej metropolii – o czym w ostatnich dniach poinformował na pierwszej stronie prestiżowy niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, wskazując, że stolica Polski jest dziś może nawet bardziej atrakcyjna dla turystów niż Kraków. Moim zdaniem jednak, nie ma ona jeszcze wielu cech stolicy dużego i demokratycznego państwa. Prezydent stolicy urzęduje „kątem” w budynku wojewody, bo „nie wypada” wybudować ratusza ogólnomiejskiego. Nie ma przyzwoitego centrum kongresowego, nie ma hali widowiskowo-sportowej. Itd., itd. itd.

Uważam, iż w stulecie odrodzonej stołeczności Warszawy powinniśmy pomyśleć nie tylko o łataniu dziur w chodnikach, ale także o inwestycjach prestiżowych, które postawią nasze miasto w rzędzie najwspanialszych europejskich stolic.

Wróć