Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Starzy wygrali wojnę o Związek Walki Młodych

12-12-2018 21:26 | Autor: Tadeusz Porębski
Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargi kasacyjne wojewody mazowieckiego i podtrzymał wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o uchyleniu ponad 40 zarządzeń wojewody zmieniających nazwy ulic w Warszawie. Wyroki NSA są prawomocne.

Zapisy przyjętej przez Sejm ustawy dekomunizacyjnej zobowiązywały polskie samorządy w terminie do 2. września 2017 r., by nazwy ulic propagujących komunizm zostały zmienione. Ocenę, który z patronów ulic ma związek z ustrojem totalitarnym, wydaje w sposób arbitralny Instytut Pamięci Narodowej. W sierpniu ubiegłego roku Rada Warszawy podjęła uchwałę o zmianie nazw sześciu ulic. Jesienią 2017 r. wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera wydał tzw. zarządzenia zastępcze w sprawie zmian nazw kolejnych 47 arterii, w tym przemianowania al. Armii Ludowej na al. Lecha Kaczyńskiego. Zarządzenia wojewody w liczbie 50 zostały zaskarżone przez stołeczny ratusz do WSA, który uwzględnił aż 48 skarg miasta. Dwie skargi zostały oddalone. W tej sytuacji wojewoda zdecydował się wnieść do NSA skargę kasacyjną, która została rozpatrzona w ubiegły piątek.

Mimo protestów mieszkańców wojewoda zmienił swoimi zarządzeniami nie tylko aleję Armii Ludowej na al. Lecha Kaczyńskiego, ul. Stanisława Wrońskiego na Anny Walentynowicz, Małego Franka na Danuty Siedzikówny "Inki", Zygmunta Modzelewskiego na Jacka Kaczmarskiego, 17 Stycznia na Komitetu Obrony Robotników, Teodora Duracza na Zbigniewa Romaszewskiego, Stanisława Kulczyńskiego na Rodziny Ulmów, Leona Kruczkowskiego na Zbigniewa Herberta, Antoniego Kacpury na Stefana Melaka, Hanki Sawickiej na Zofii Kossak – Szczuckiej.

Oczywiście, nie można mieć nic przeciwko takim patronom ulic jak Jacek Kaczmarski, Rodzina Ulmów czy "Inka", te osoby powinny zostać uhonorowane, ale niekoniecznie w taki sposób, jaki wymyślili sobie IPN i wojewoda mazowiecki. Po wyroku NSA urząd miasta powinien niezwłocznie przywrócić dawne nazwy ulic, albowiem prawomocne wyroki sądów wykonuje się bez zbędnej zwłoki.

Tymczasem IPN zwrócił się z apelem do władz Warszawy, by "w poczuciu obywatelskiej odpowiedzialności, niezależnie od bieżących sporów politycznych, odstąpiły od procedury przywracania już zmienionych nazw symbolizujących lub propagujących komunizm". Jest to posunięcie skandaliczne, bowiem państwowy urząd nawołuje de facto do nierespektowania wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego! Tego rodzaju postępowanie bardziej pasuje do hunwejbinów niż do urzędników ważnego państwowego podmiotu o uprawnieniach badawczych, edukacyjnych i archiwalnych. Bezkompromisowość wojewody wywołała liczne protesty mieszkańców, a niekiedy nawet ich wściekłość. Tak było m. in. na Ursynowie, kiedy zmieniono nazwę ulicy Związku Walki Młodych na skądinąd godnego najwyższego szacunku bohatera Powstania Warszawskiego Andrzeja Romockiego "Morro". Powstał Społeczny Komitet Obrony ul. ZWM, na przewodniczącego wybrano Sławomira Litwina. Zaangażowanie społeczników zostało wynagrodzone poprzez korzystny dla nich wyrok NSA.

Polska to kraj opanowany obecnie przez dziwnych i nieprzewidywalnych ludzi, przejawiających między innymi

niepohamowany pęd do zmiany nazw bądź niszczenia, często wbrew woli mieszkańców, wszystkiego, co IPN uzna za "gloryfikację PRL i ustroju totalitarnego". Z woli IPN mają być niszczone pomniki i rzeźby uznane za niegodne istnienia w przestrzeni publicznej IV RP. Stąd urzędnicy IPN coraz częściej określani są w niektórych mediach i na portalach społecznościowych jako "polski taliban".

Dla porównania zatem – obywatelom zjednoczonych Niemiec obce są tego rodzaju tendencje. W Berlinie nadal stoi pomnik wdzięczności Armii Czerwonej. O dziwo, jedna z głównych arterii stolicy Bundesrepubliki nadal nosi nazwę Karl-Marx-Allee. Jak widać, Niemcy uważają Karola Marksa za wybitnego filozofa i socjologa, a nie za ideologa zbrodniczego systemu. W ogromnej berlińskiej metropolii dokonano dosłownie kilku zmian nazw ulic, m. in. ulicę Prinz Albrecht Strasse zmieniono na Niederkirchenstrasse. Taka zmiana była jak najbardziej uzasadniona, ponieważ na Prinz Albrecht Strasse mieściła się siedziba Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), którego wydziałem IV było Gestapo.

Co IPN ma do Związku Walki Młodych, który wszak powstał podczas okupacji i walczył z Niemcami? Tylko tyle, że była to „komunistyczna organizacja młodzieżowa”. Nie bierze się jednak zupełnie pod uwagę tego, że bojownicy z ZWM walczyli w Powstaniu Warszawskim na Starówce ramię w ramię z żołnierzami AK i że z 500 zaangażowanych w walki zetwuemowców aż 300 nie doczekało wolności. Wielu z nich walczyło w jednostkach AK, jak na przykład dwudziestoosobowa grupa pod dowództwem Jerzego Żeglińskiego ps. „Maks”, która dołączyła do zgrupowania AK "Chrobry". Warto przypomnieć urzędnikom IPN, że przewodnicząca ZWM Zofia Jaworska „Danka” 10 września 1944 r. dokonała bohaterskiego wyczynu, przepływając wpław Wisłę, by dotrzeć do dowództwa 1 Armii WP i prosić o pomoc dla walczącej Warszawy. Choćby ze względu na przelaną w powstaniu krew ponad 300 bojowników, organizacji ZWM należy się szacunek, a nie odsyłanie jej w niebyt.

Oczywiście, Związek Walki Młodych miał w swojej historii nie tylko same jasne strony, bo przecież po wojnie stał się jedną z odnóg propagandowych działającej pod sowieckie dyktando Polskiej Partii Robotniczej i osnową późniejszego Związku Młodzieży Polskiej, czyli polskiego odpowiednika sowieckiego Komsomołu – organizacji, o której raczej wstyd wspominać. Tylko że w praktyce żadna organizacja i żadna postać na gruncie polityki nie ma całkowicie jasnej i całkowicie ciemnej karty. Kto na przykład nie lubi Józefa Piłsudskiego, ten może stwierdzić, że to terrorysta z początków XX wieku, który wysiadł z Czerwonego Tramwaju dopiero na przystanku Niepodległość, zmieniał żony, a przy okazji i religie jak rękawiczki, wtrącał przeciwników politycznych do obozów karnych, a co najgorsze, w 1926 dokonał zamachu stanu, obalając legalnie wybrane władze państwa, pozwalając, by Polak strzelał do Polaka i by zginęło prawie 400 osób. No i co, czy w tej sytuacji należałoby zapomnieć o patriotycznych zasługach Dziadka, o Legionach, o zwycięstwie nad bolszewikami – i żądać obalenia jego pomników? Tak samo moralnym ideałem nie jest główny bohater ruchu

„Solidarności” Lech Wałęsa, a mimo to wciąż ceni go cały świat, nie zważając na opinie naszego Instytutu Pamięci Narodowej.

A powracając do konkretów, związanych z przemianowaniem ulicy ZWM na Andrzeja Romockiego „Morro”, warto przypomnieć, iż całkowity koszt owej zmiany miał wynieść aż 550 tysięcy złotych i nic dziwnego, że 80 procent spośród 2200 mieszkańców było przeciwnych tej rewolucji. Na domiar złego, przez kilka miesięcy panował adresowy bałagan i dezinformacja, bowiem w jednym miejscu tej ulicy widniał szyld z nazwą ZWM, a w innym z nazwiskiem Andrzej Romocki „Morro”, co choćby w wypadku wezwań sądowych i prokuratorskich powodowało straszliwy zamęt.

Chocholi taniec pana wojewody i urzędników IPN został na szczęście przerwany w miniony piątek przez sędziów NSA Romana Ciąglewicza, Andrzeja Jurkiewicza i Agnieszkę Wilczewską-Rzepecką. Nasz ursynowski sąsiad Sławomir Litwin obserwował w całości obrady sądu.

– Jestem dumny, że mamy tak niezależnych i kompetentnych sędziów – powiedział dziennikarzowi "Passy". – Jednocześnie pragnę serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy tak nieustępliwie bronili nazwy naszej ulicy, z panem burmistrzem Robertem Kempą oraz działaczami stowarzyszenia Otwarty Ursynów na czele. 'Passa" z kolei składa gratulacje zarządowi spółdzielni mieszkaniowej "Stokłosy", który w odróżnieniu od innych spółdzielczych zarządów nie spieszył się z zamianą tabliczek z nazwą ulicy na nowe, dzięki czemu oszczędzi sobie dodatkowej pracy związanej z przywróceniem ulicy ZWM dawnej nazwy.

Wróć