Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Sportu blaski, sportu cienie...

07-02-2018 20:28 | Autor: Maciej Petruczenko
Anita Włodarczyk – absolutna królowa rzutu młotem, dwukrotna mistrzyni olimpijska i czterokrotna mistrzyni świata, dzierżąca również kosmiczny światowy rekord – została sklasyfikowana po raz piąty z kolei jako numer jeden w korpusie stołecznych mistrzów sportu, co ogłoszono na dorocznym Balu Sportowców Warszawy w Arenie Ursynów. Na dodatek szkolącego Anitę Krzysztofa Kaliszewskiego znowu uznano za najlepszego warszawskiego trenera.

I trzeba przyznać, że ten doborowy duet zajmuje owe pozycje liderów zasłużenie. Trudno zresztą się temu dziwić, skoro Anitę widzimy również rok w rok na czołowych miejscach w prestiżowym Plebiscycie Przeglądu Sportowego, w którym wyłania się dziesiątkę najlepszych sportowców całej Polski (w 2016 została nawet zwyciężczynią), zaś fachowy amerykański magazyn „Track and Field News” jak najsłuszniej przydaje jej miano najlepszej lekkoatletki na kuli ziemskiej. Widać zatem, że w wypadku zawodniczki Skry wybór na pewno nie jest przypadkowy.

Ano właśnie, niewinne słówko „Skra” to dla władz Warszawy akurat jakby drzazga w oku, bowiem im większe sukcesy osiągają Włodarczykówna i jej trener – do niedawna prezes Robotniczego Klubu Sportowego Skra, tym większe problemy tegoż, a zwłaszcza jego zadłużenie. Gdy Kaliszewski pozostawał prezesem RKS, próbując jakoś wyjść z kłopotów, jakie stworzyli mu zarówno jego poprzednicy, jak i władze miasta – napotykał na swej drodze same przeszkody. W końcu miasto zdecydowało, że zarząd Skry sobie nie radzi i odmówiło prolongaty użytkowania wieczystego wielkiego terenu przy Wawelskiej. Do pomieszczeń Skry zaczęli zaglądać komornicy, którzy zajęli ponoć nawet sztandar klubowy. W tej sytuacji Kaliszewski zdecydował się na założenie nowego klubu – OKS Skra (OKS, bo klub znajduje się na Ochocie). Chociaż zmienił się radykalnie status Skry, szkolenie blisko 250 zawodniczek i zawodników przebiega całkiem normalnie, bo ratusz daje na to pieniądze.

Nie wdając się już w głębsze szczegóły konfliktu pomiędzy Kaliszewskim a stołecznym ratuszem, zauważę, że Skra, mająca wyjątkowo piękny społeczny rodowód (w latach dwudziestych władze Warszawy dały cywilizującemu okoliczne męty klubowi teren na tzw. Placu Nędzy) – to przykład zabijania sportu wyczynowego przez politycznych sterników. Gdyby zsumować wszystkie miliony złotych, które miasto straciło w wyniku lewej reprywatyzacji, można byłoby zbudować sporo nowoczesnych obiektów sportowych, a przede wszystkim nowy stadion lekkoatletyczny przy Wawelskiej, gdzie infrastruktura woła już od dawna o pomstę do nieba.

Kolejne zarządy miasta stołecznego Warszawa robiły co mogły, żeby dobić sport wyczynowy, hołubiąc tylko sekcje piłkarskie dwóch klubów: Legii i Polonii – co w tym drugim wypadku na niewiele się zdało. Będąca dawniej największą potęgą sportową stolica dziś prezentuje się w rywalizacji ogólnopolskiej wprost kompromitująco, a ta ocena dotyczy w dużej mierze bazy obiektów. Bo cóż z tego, że kosztem ponad dwóch miliardów złotych państwo postawiło w miejsce niszczejącego Stadionu Dziesięciolecia imponujący, supernowoczesny stadion piłkarski nazwany Narodowym? Otóż odbywają się na nim dwa-trzy mecze rocznie, a poza tym trzeba tylko łatać dziury w budżecie spółki zarządzającej kolosem najdziwniejszymi nawet pociągnięciami, niemającymi nic wspólnego ze sportem. Tymczasem brakuje pełnowymiarowych boisk do gry w futbol, hali sportowo-widowiskowej z prawdziwego zdarzenia, no i reprezentacyjnego stadionu lekkoatletycznego. Przedłużające się w nieskończoność oczekiwanie, że taki stadion zostanie zbudowany, zmusiło Polski Związek Lekkiej Atletyki do przeniesienia Memoriału Janusza Kusocińskiego do innych miast. Po Szczecinie imprezę tę, jak również Memoriał Kamili Skolimowskiej przejmuje w tym roku Chorzów ze zmodernizowanym Stadionem Śląskim. Z uwagi na pamięć o bohaterze narodowym, jakim był warszawiak Kusociński, mistrz olimpijski w biegach długich i obrońca Warszawy w 1939 roku – można powiedzieć, że historii splunięto w twarz.

To prawda, że klubowa struktura sportu warszawskiego, utrwalona za komuny, była po 1989 roku nie do utrzymania. Nie dało się chociażby utrzymać takiego giganta, jakim był wielosekcyjny CWKS Legia, swego czasu największy klub sportowy na świecie. Ale zamiast pomóc poszczególnym sekcjom Legii w bezpiecznym wylądowaniu w nowej rzeczywistości, klub po prostu dobito, inwestując li tylko w wyodrębnioną sekcję piłki nożnej, stanowiącą od wielu lat śmietnik dla zagranicznych futbolowych odpadów. Dopiero w ostatnim czasie miasto odpowiedziało na apel obecnego właściciela piłkarskiej Legii Dariusza Mioduskiego, dając dodatkowy teren na zbudowanie boisk treningowych dla miejscowej młodzieży i może na powrót Legia Warszawa nie będzie Legią Cudzoziemską. .

Dlaczego jednak nie odnowiono takich boisk na błoniach, jakie otaczały kiedyś Stadion Dziesięciolecia? Dlaczego likwiduje się stadion Gwardii na Mokotowie? Z jakiego powodu położono krzyżyk na stołecznym boksie, mającym wspaniałe tradycje? Gdzież obiecywany jeszcze przez p. o. prezydenta Kazimierza Marcinkiewicza 50-metrowy basen pływacki? No cóż, w sporcie warszawskim tylko Anita Włodarczyk pozostaje nagrodą pocieszenia i jury pod kierownictwem Ireny Szewińskiej słusznie daje Anicie pierwsze miejsce w stołecznym plebiscycie rok po roku. Tylko że Anita nie jest wieczna...

W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Polskie Radio dawało audycję Konrada Grudy „Sportu blaski, sportu cienie, czyli Gruda na antenie”. Gdy dzisiaj oceniam realizację opracowanej parę lat temu Strategii Rozwoju Sportu w Warszawie, to muszę stwierdzić, że idzie to jak... po grudzie.

Wróć