Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Słowiańska dusza? A może coś innego...

11-10-2017 19:50 | Autor: Mirosław Miroński
Obserwując niektóre publiczne inwestycje czy remonty w Warszawie, można sądzić, że towarzyszący im bałagan i rażące niedbalstwo są dziełem przypadku. Przykłady, z którymi mamy do czynienia, wydają się skutkiem chaosu i braku planowego działania. Widzimy, że przy podejmowaniu decyzji i podczas realizacji zabrakło zdrowego rozsądku. Próbujemy znaleźć wytłumaczenie dla takiego stanu rzeczy. Zrzucamy wszystko na karb charakteryzującego nas, Polaków, braku organizacji, nieumiejętności zaplanowania czegokolwiek. Część czytelników zapewne zaprotestuje przeciwko takim ocenom, ale takie opinie o nas samych funkcjonowały na tyle długo, by wielu z nas w nie uwierzyło.

A więc wszystkiemu winne są nasze cechy, a właściwie narodowe wady. Skoro tak, to nic nie da się zrobić – najwidoczniej nie potrafimy działać inaczej.

Fakt, że nasi rodacy pracujący za granicą robią to o wiele wydajniej niż we własnym kraju, potwierdza tylko tę obiegową opinię o nas, o nieumiejętności zorganizowania czegokolwiek. Może naszą bolączką są źle zarządzające kadry menedżerskie? Właściwie, do podobnych opinii na swój temat zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Przyjmujemy je więc bez zażenowania i większego sprzeciwu. W gruncie rzeczy lubimy siebie takimi, jakimi jesteśmy. Przecież każdy z nas przyzna chętnie, że nie jest wprawdzie mistrzem organizowania czegokolwiek, ale wydaje się bardziej spontaniczny w swoich działaniach od zachodniego sąsiada i traktuje wszystko wokół bardziej emocjonalnie. Po prostu dusza słowiańska.

Dobra diagnoza to podstawowa rzecz dla przyszłej terapii. Skoro wiemy, gdzie jest pies pogrzebany, możemy coś z tym zrobić. Pytanie tylko co? Co przeciętny obywatel, widząc przykłady złego zarządzania, może z tym zrobić? Najprostszą formą działania jest wybór właściwych ludzi na stanowiska kierownicze. Pozostają jeszcze inne możliwości – przewidziane w konstytucji, jak choćby protest obywatelski etc. To jednak temat na inną okazję. Pozostańmy na razie przy zagadnieniu – dlaczego nasi obywatele za granicą są skuteczniejsi niż tu, w kraju?

Proste wyjaśnienie – bo pracują pod nadzorem tamtejszych, zagranicznych menedżerów – nie wyjaśnia wszystkiego. Choć tam rzeczywiście pracują wydajniej i bardziej efektywnie.

Otóż nie wszystko powinniśmy kłaść na karb naszych cech narodowych. Nie wiadomo, kiedy staliśmy się krajem nowoczesnym. Ba! Krajem wysoko rozwiniętym. Powinniśmy zatem, jak przystało na świadome społeczeństwo, postrzegać rzeczywistości zgodnie ze stanem faktycznym, a nie kierować się emocjami. Wbrew obiegowym opiniom o nas jako romantykach, analizować chłodno i wyciągać wnioski. Współczesny świat to świat konkretów i coraz bardziej podwyższanych standardów. Dotyczy to również relacji społecznych. Nie wystarczy więc stwierdzenie faktu, że coś ma miejsce, trzeba wiedzieć dlaczego coś dzieje się tak, a nie inaczej.

Nawet tak ścisła dziedzina, jaką jest ekonomia, zazębia się z zachowaniami społecznymi wywierając na siebie wzajemny wpływ. Potwierdza to przyznanie tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii (popularnie zwanej ekonomicznym Noblem) Amerykaninowi Richardowi H. Thalerowi za naukowy wkład w rozwój ekonomii behawioralnej, a więc pokazującej zależności pomiędzy decyzjami poszczególnych ludzi i procesami ekonomicznymi.

Większość warszawiaków zauważyła zapewne, że remonty dróg w obrębie stolicy często nie przebiegają według jakiegoś logicznego planu, ale są jakby częścią scenariusza rodem z Monty Pythona czy Stanisława Barei. Weźmy remont pierwszej lepszej ulicy np. Puławskiej, która przeszła gruntowny „lifting” kilka lat temu. Zmieniono inżynierię ruchu na niektórych skrzyżowaniach, położono nową nawierzchnię... I co? Kilka tygodni później ją zerwano. Rozkopano to, co z mozołem tak długo było układane, wykopano dziury. Dlaczego? Otóż postanowiono wymienić przebiegające pod jezdnią rury (o ile dobrze pamiętam) kanalizacyjne. Jest jasne, że nawierzchnię trzeba w tej sytuacji zerwać i położyć ją od nowa.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo rury trzeba wymieniać co jakiś czas. Im gorszej są jakości, tym trzeba to robić częściej. Dlaczego jednak nie zrobiono tego wcześniej, czyli przed remontem? A może to działanie tylko pozornie pozbawione logiki? Może komuś zależało na takim właśnie rozwiązaniu? To, co wyglądało na bałagan i chaos, w rzeczywistości mogło być zaplanowanym, paradoksalnie korzystnym działaniem.

Pytanie – dla kogo korzystnym? Może dla tego, kto to wymyślił, oraz jego wspólników. Nasuwają się różne odpowiedzi. Po pierwsze – przyczyną mogła być zaistniała konieczność wymiany rur. Po drugie – mogło nie być takiej konieczności. W przypadku tej drugiej ewentualności mogło chodzić o to, o co zwykle – o pieniądze. Po co robić coś raz, jeśli można zrobić to samo kilka razy i zarobić na tym wielokrotnie. Pewnie dałoby się to rozstrzygnąć na podstawie zachowanej dokumentacji. Jedno nie ulega wątpliwości: za jeden i drugi remont drogi zapłacono.

Czy na fali „odkryć” dotyczących patologii, które miały miejsce w stolicy ktoś nie powinien przyjrzeć się również zawieranym w przeszłości przetargom?

Wróć