Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Skrzyżowanie Ciszewskiego i Rosoła ciągle groźne dla kierowców

25-03-2018 19:58 | Autor: Bogusław Lasocki
Ulica Ciszewskiego, Rosoła i jej przedłużenie ul. Rodowicza - Anody, były zawsze intensywnie wykorzystywane przez kierowców. Ostatnio, po uruchomieniu ul. Rosnowskiego, umożliwiającej połączenia z Wilanowem i Konstancinem, oraz zmianach organizacji ruchu w wielu miejscach Ursynowa w związku z budową tunelu Południowej Obwodnicy Warszawy, natężenie ruchu w tym rejonie bardzo się powiększyło.

W godzinach popołudniowego szczytu, który rozpoczyna się tam już ok. 14, skrzyżowanie staje się momentami na tyle zakorkowane, że marzeniem wszystkich jest jak najszybciej wjechać i możliwie szybko wyjechać.

Piątek 23. marca dla jadących w tym miejscu kierowców trzech samochodów był pechowym dniem. Najpierw ok. 14:10 jedno charakterystyczne głośne głuche puknięcie, za ułamek sekundy następne. Poznałem te specyficzne odgłosy, od blisko 38 lat  obserwując z poziomu 10 piętra różnorodne wydarzenia komunikacyjne na tym skrzyżowaniu. Wyjrzałem przez okno - no tak, standard... Jeden samochód jeszcze się toczył, tuż za nim dwa następne stały ukośnie z wbitymi w siebie maskami.

Jedna kolizja, trzy samochody rozbite

Prowadząca srebrną Toyotę Yaris pani Irena jechała ul. Ciszewskiego z zamiarem skręcenia w lewo w ul. Rodowicza - Anody.

- Jeżdżę tędy często, gdy wracam z pracy - opowiadała pani Irena. -Zapaliło się zielone światło, samochód przede mną ruszył i skręcił w lewo, ja za nim. Niestety, nie zauważałam, że z prawej nadjeżdżają samochody, mające również zielone światło, i nie zauważyłam tego czerwonego samochodu. Cóż, miały pierwszeństwo... - przyznała sprawczyni kolizji.   

Niestety, kierująca zapomniała, że w tym miejscu zakręt w lewo wymaga dużej koncentracji. Odległość od świateł pod SGGW do skrzyżowania jest na tyle duża, że jadący z przeciwnej strony samochody nabierają już sporej prędkości. Wystarczy chwila nieuwagi i kolizja gotowa.

- Miałem zielone światło, więc ruszyłem - wyjaśniał pan Włodzimierz, kierowca czerwonej Hondy. - I nagle z lewej pojawiła się ta srebrna Toyota Yaris. Gdyby to był moment, sekundę wcześniej, to ja bym zdążył zahamować. Niestety, było już za późno.

Patrząc na zniszczenia Hondy, stosunkowo najmniejsze, można odtworzyć sobie przebieg wydarzeń. Przedni prawy zderzak Hondy był tylko lekko wgnieciony. To właśnie zapewne tym miejscem Honda uderzyła w prawy tylny zderzak Toyoty, która "prawie" już zjechała z toru kolizyjnego. Mimo tego tył Toyoty zdołał jeszcze prawie wyrwać tylny zderzak czerwonej Hondy.

Nie miał również szans kierujący złocistym Matizem

- Ja jechałem za Hondą - mówił  pan Rafał, kierowca Matiza.- To był ułamek sekundy, nie miałem szans zareagować. Niestety, moja pasażerka z prawej strony, pomimo pasów, podczas kolizji uderzyła głową o drzwi i została odwieziona do szpitala.

Ruszając spod świateł Matiz był kilka metrów za czerwoną Hondą. Od pierwszego zderzenia Toyoty mogło upłynąć nie więcej niż kilka dziesiątych części sekundy. I w tym czasie, zamiast tyłu jadącej przed nim Hondy, nagle na trasie pojawiła się maska stojącej Toyoty. Zanim kierowca zdążył skojarzyć sobie zagrożenie, prawy zderzak i przód Matiza był już wbity w tył srebrnej Yaris.

To skrzyżowanie coś w sobie ma

Skrzyżowanie Ciszewskiego z Rosoła ciągle cieszy się złą sławą. Jeszcze przed instalacją świateł było oceniane jako jedno z najniebezpieczniejszych w Warszawie. W praktyce nie było tygodnia bez kilku stłuczek, a czasem nawet z dwoma - trzema jednego dnia. Zdarzały się również wypadki śmiertelne. W ostatnim z nich zginęła kobieta w ciąży. Jak się później okazało, mąż ofiary prowadzący samochód, dzięki swoim koneksjom politycznym doprowadził po tym wypadku do instalacji świateł w ciągu kilku tygodni, pomimo że przez 2 - 3 lata w zwykłym trybie było to niemożliwe. Szkoda, że ceną było życie kobiety i jej nienarodzonego dziecka.

Światła na skrzyżowaniu oczywiście poprawiły bezpieczeństwo, wypadków jest mniej, ale i tak dochodzi nawet do kilku stłuczek miesięcznie. Ciekawe jest jednak to, że główne miejsce kolizji jest identyczne jak wcześniej przed instalacją świateł. To właśnie zakręt w lewo z ul. Ciszewskiego w ul. Rodowicza - Anody, gdzie najczęstszą przyczyną stłuczek - jak opisanej wcześniej kolizji trzech samochodów -  jest przeoczenie przez skręcających w lewo faktu zbliżania się samochodów jadących od ujęcia wody oligoceńskiej przy ul. Ciszewskiego. Jeżdżąc tamtędy często, wiem gdzie zwracać szczególną uwagę. Ale właśnie tam - zauważyłem to szereg razy - samochody jadące od strony SGGW jakby mniej rzucały się w oczy. Oczywiście wiadomo, że znaki, że światła, że przecięcie linii ruchu, itd. Jednakże fakt, że nadal występują wypadki tego samego typu, choć niewątpliwie rzadziej niż kiedyś, wskazuje potrzebę rozwiązania problemu. A jedynym rozwiązaniem i zarazem całkowicie skutecznym, byłoby wprowadzenie w tym miejscu bezkolizyjnego skrętu w lewo, analogicznie, jak zrobiono np. w przypadku lewoskrętu na skrzyżowania ul. Gandhi (od strony al. KEN) w ul. Cynamonową.

Bezkolizyjny lewoskręt jest oczywiście rozwiązaniem kosztownym, ale w tym konkretnym przypadku chodzi tylko o jeden kierunek na całym skrzyżowaniu, bez potrzeby dodatkowej synchronizacji światłowodowej z systemami bezkolizyjnych lewoskrętów innych skrzyżowań, np. w rejonie al. KEN. Jednak patrząc z punktu widzenia całościowego bilansu kosztów i korzyści, kilku- a może kilkunasto- letnie koszty ubezpieczycieli związane z odszkodowaniami odpowiadałyby kosztowi takiej bezkolizyjnej instalacji. Może to są różne kieszenie - PZU, inne ubezpieczeniowe spółki prywatne, ale koszty i korzyści ogólnospołeczne są tutaj wspólne.

Wróć