Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Skok na kasę

06-07-2016 22:04 | Autor: Andrzej Celiński
Nie ma polityka z sejmowymi papierami, a chyba w ogóle takiego nie ma, który miałby odwagę powiedzieć: 500+ to ściema. Beneficjenci tego programu najwięcej za ten program zapłacą. Jego celem nie jest wyrównanie dochodów, lecz zakneblowanie ust. Kiedy knebel spełni swój cel, a PiS za przyzwoleniem wyborców opanuje państwo, nie będzie więcej równości ani sprawiedliwości.

Inflacją da się zniwelować doraźne korzyści obdarowanych. Zapłacą ograniczeniem finansowania innych świadczeń i opłatami. Na przykład za energię. Jutrzejsze rozgoryczenie zastąpi dzisiejszą radość. Co nie znaczy, że chwilowo, i dla wielu rodzin, te 500+ to wybawienie z codziennej udręki. Zwłaszcza tam, gdzie zarabia tylko jedna osoba, a dzieci gromadka. Socjotechnicznie więc to majstersztyk. Jedni chwilowo korzystają, inni boją się powiedzieć co myślą. Na dodatek, ktokolwiek myśli inaczej niż władza to jakiś szemrany Polak, nie wiadomo jakie ma powiązania i interesy. Na pewno nie patriota. Nie krzyczy „Polska nie-zwy-cię-żo-na”, ani nie wozi na zderzaku swego auta kalkomanii ze znakiem Polski Walczącej. Krytykuje też zapewne Macierewicza za Cywilną Obronę Terytorialną, tworzoną dla wzmożenia nastrojów patriotycznych i promocji katolickich wartości.

Tak czy inaczej, pieniędzy funkcjonariuszy PiS na sfinansowanie tego programu nie wystarczy. Trzeba szukać gdzie indziej.

Otwarte Fundusze Emerytalne, tak jak je zrobiono za rządów AWS/UW, w 1999 roku, od początku zakażone były wirusem chciejstwa, niesprawiedliwości i propagandy. Chodziło w rzeczywistości o to, by Polacy zaczęli wreszcie oszczędzać. Nie ma stabilnego rozwoju, jeśli nie ma on oparcia na inwestycjach finansowanych z wewnętrznych, krajowych oszczędności. Polacy, wyposzczeni, ale ambitni, rzucili się po 1989 w wir konsumpcji. Wszystko było możliwe. Właściciel osiedlowego marketu widział się w S-klasie. Był nadzwyczajny. W egipskich, tunezyjskich, marokańskich, hiszpańskich i greckich kurortach słychać było dwa języki: polski i niemiecki. Czasem przemknął jakiś Brytol, czasem Holender lub Czech. Ale dla gospodarki rozwój oparty na „spekulacyjnym”, czyli czysto finansowym, „wędrującym przez świat” kapitale to i ryzyko wielkie, i niestabilność. Zresztą giełda to, co najwyżej, wspomagające rozwój narzędzie. Prawdziwy rozwój powinien być oparty na wewnętrznych oszczędnościach. OFE, jak ja ten program rozumiałem, nie emeryta miały najpierw na celowniku, leżącego z drinkiem z palemką pod palemką na Kanarach (jak w reklamie OFE z 1999 roku), lecz zbudowanie jakiegoś liczącego się w inwestycjach wolumenu wewnętrznego pieniądza i uruchomienie przepływów. Szło przede wszystkim o to, by fundusze emerytalne powstałe z dobrowolnych, indywidualnych i systematycznych wpłat obywateli inwestowały oszczędzane na przyszłe emerytury pieniądze.

To nie jest byle jaki pieniądz. To jest pieniądz charakterystyczny. Jego najseksowniejszą dla ministrów gospodarki i finansów cechą jest długa perspektywa stabilnego i łatwego do policzenia inwestowania. Oszczędzasz kilkadziesiąt lat! Regularnie, wedle założeń co miesiąc, odprowadzasz przynajmniej taką samą kwotę, jaką na początku zadeklarowałeś. Ale jeśli obrastasz piórkami, nabywasz nowe kompetencje, awansujesz, to raczej zwiększasz to, co chcesz odłożyć. Dla instytucji finansowych takie pieniądze to prawdziwy skarb. Dla stabilizacji rozwoju gospodarczego też. Takimi pieniędzmi bezpieczniej finansuje się wielkie przedsięwzięcia o długiej perspektywie zwrotu kapitału. Na przykład w energetyce. Nie ma w tym nic zdrożnego. Tylko trzeba było to powiedzieć. Nie mamić ludzi palemką na drinku pod palemką w Maroku. Zwłaszcza kiedy obłożyło się zbierane fundusze wysoką jak wieża Eiffla marżą dla firm zarządzających. Która skutecznie zjadała perspektywę obu tych palm.

We współczesnym świecie stopa zwrotu na kapitale w kilkuletniej perspektywie na poziomie 6.5 - 8%, to jest przyzwoita stopa zwrotu. W banku tyle nie dostaniesz. Ani z obligacji. Tam, gdzie zyskuje wartość dwucyfrową, jest bardzo dobrze. 15, 16% to już obarczone wielkim ryzykiem incydenty. Zabawa dla wytrawnych i dobrze zabezpieczonych życiowo graczy. Projekt OFE oferował dla firm zarządzających prawie 8% jako ich wynagrodzenie. Czyli, dla przyszłego emeryta pozostawało to, co ponad te 8% firma zarządzająca jego pieniędzmi wypracowała. Emerytury to rzecz poważna, ustawa ściśle regulowała możliwości inwestycji. Sprawa jest jasna: im bezpieczniej, tym zysk mniejszy. Jasne?

Jeśli nie potrafię otworzyć serca dla polskich liberałów, to przede wszystkim za to. Nie rzucam oskarżeń, nie wiem kto i czy miał w tym osobisty interes. Wiem, że emeryt in spe nie miał żadnego interesu. Ustawa go z ewentualnych korzyści wyłączała. Tego nie można było nie wiedzieć. To prosta arytmetyka połączona z elementarnym doświadczeniem rynku. Z tego powodu skok rządu PO/PSL na połówkę OFE, tę „obligacyjną”, nie był dla mnie ani szokiem, ani przyczyną niechęci. Choć zabrakło mi znów w tym wszystkim szczerości i prawdy. Szczególnie wymaganej z tej prostej przyczyny, że OFE to 1999 rok, ekipa tej samej w gruncie rzeczy proweniencji, co ta, która je, w połowie, 3 lutego 2014 roku kasowała. Nie można było przyznać się do błędu?

No i najważniejsze: był to zabieg księgowy. W rzeczywistości jedynym beneficjentem „starego OFE”, sprzed ustawy Rostowskiego, były organizacje zarządzające. Finansowane pospołu z pieniędzy odpisywanych na składkę emerytalną i z obligacji. Państwo zadłużało się coraz bardziej i jedynym widocznym tego celem było nabijanie kabzy firmom zarządzającym i całego szemranego biznesu wokół nich.

Teraz, jak idzie o drugą połówkę, „akcyjną” to jest zupełnie co innego. To są realne pieniądze w realnych spółkach lokowane przez firmy zarządzające niejako w imieniu przyszłych emerytów jako udziały. Ich, choćby częściowe przejęcie, to zmniejszenie kapitału spółek finansowanych tym kapitałem, weryfikacja in minus ich rynkowej wartości, pomniejszenie szans na dobrą emeryturę składkowiczów. Nie ma też już mowy o długookresowym oszczędzaniu ani stabilizacji finansowania gospodarki. Jest skok na kasę. Kasiarzem jest państwo. Zabawne, że w jego imieniu działa facet, który miał mieć podobno zaufanie rynków finansowych.

Wróć