Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Siedemnasty plac zabaw w okolicy...

25-11-2020 21:04 | Autor: Bogusław Lasocki
Jednym ze zwycięskich projektów z Budżetu Obywatelskiego 2019 roku został projekt Roberta Buciaka "Ogrody deszczowe i naturalne place zabaw na terenie m.st. Warszawy, w tym plac zabaw w Parku Dolina Służewiecka". Koszt realizacji projektu oceniono na 3 miliony złotych, z czego sam plac zabaw na terenie Doliny Służewieckiej ma kosztować 2 mln przy rocznych kosztach utrzymania wynoszących 100 tys. zł. Jeden z istotnych składników projektu – nowy plac zabaw w Parku Dolina Służewiecka – wywołał skrajne emocje i kontrowersje okolicznych mieszkańców, w których ocenie inwestycja ta jest zbędna i przyrodniczo szkodliwa.

Mieszkańcy mówią "nie"

Zgodnie z informacją na stronie projektu, celem jest edukacja przyrodnicza dzieci i rozwój emocjonalno - sensoryczny w kontakcie z naturą. Natomiast odpowiedzialny za realizację Zarząd Zieleni na swoim portalu podkreśla walor ochrony lokalnej przyrody i troskę o jej dobrostan. Istniejąca zieleń zostanie wzbogacona o nasadzenia rodzimych krzewów kwitnących i owocujących oraz rabaty kwiatowe dla motyli i zapylaczy. Projekt zakłada podział placu na dwie strefy zabaw. W celu ograniczenia negatywnego oddziaływania na drzewa na miejsce części placu zabaw wybrano polanę bezdrzewną. Druga, bardziej spokojna strefa zabaw, zlokalizowana w obrębie pozostałości dawnego sadu, zostanie zaadaptowana na miejski ogród. Znajdą się tam m.in. nowe nasadzenia z drzew owocowych, liczne nasadzenia z krzewów roślin okrywowych oraz rabaty bylinowe. Pojawią się tu także atrakcyjne drewniane elementy, takie jak: domek zabawowy nawiązujący swoim stylem do dawnej zabudowy typowej dla tych terenów, szałasy wiklinowe, urządzenia do zabawy piaskiem, jak również naturalne kłody, pniaki czy palisady.

Pomimo że założenia i opisy wyglądają zachęcająco, mieszkańcy sąsiadującego osiedla Służew nad Dolinką stanowczo protestują przeciwko realizacji tego projektu. W niedzielę 22 listopada zorganizowali spacer protestacyjny po terenie parku, chcąc nagłośnić swoją dezaprobatę wobec przedsięwzięcia. W proteście wzięło udział ponad 200 osób. Widać było, że nie jest to protest osób nielubiących hałasu, dzieci, placów zabaw, ale ludzi, którzy chcą zachować ten fragment przyrody, właśnie dla dzieci i siebie. Przyszły mamy z wózkami, młodzi rodzice z kilkulatkami, dużo starszych dzieci. Ludzie byli oburzeni i zdeterminowani, gdyż dotychczasowe petycje, listy do władz różnych szczebli i apele nie dały żadnych efektów.

Pani Marta i mąż Arek z sześciomiesięcznym Brunem przyszli zaprotestować, pomimo że projekt dotyczył budowy placu zabaw dla dzieci. – Na naszym osiedlu jest kilkanaście placów zabaw – mówi pani Marta. – Od naszego bloku w drodze do Dolinki na odcinku 500 m mijamy trzy takie place. Chcemy dla naszego dziecka natury, ptaków, a nie wystruganych cielaków. To jest nasze hasło. I żeby potem można było pospacerować z synkiem pośród prawdziwej natury i środowiska przyrodniczego, czego tak mało i coraz mniej jest w Warszawie. – A poza tym na placu zabaw najpierw pojawi się jakiś sklepik, potem drugi, trzeci i stopniowo więcej, a potem to będzie prosta droga dla działki dewelopera – dodaje pan Arek, tata Bruna. – Przecież to ma być plac zabaw hektarowych, a nie jakieś 5 na 5 metrów. Tymczasem placów zabaw wokół jest mnóstwo. I dlatego nam się ten projekt nie podoba, mimo że jesteśmy rodzicami – stwierdzają zirytowani rodzice Marta i Arek.

Pani Ola przyszła z synkiem Igim i córeczką Helą. – Mamy tu przecież bardzo dużo placów zabaw. Służew jest pod tym względem bardzo dobrze zorganizowany. Nie rozumiem dewastowania miejsca, które jest unikalne, które moim dzieciom dostarcza bardzo dużo emocji. Przychodzimy tutaj z dziećmi, by być w naturze, na ile w Warszawie da się to zrobić. Pochodzić po trawie, pooglądać rzeczkę, i chcielibyśmy, żeby tak zostało. Placów zabaw jest dużo, są przecież na każdym podwórku, po co więc nowy, wielki i za cenę niszczenia przyrody – podsumowuje pani Ola.

Pan Michał z synem Mateuszem, pani Natalia z Adrianem i Natalią, wiele osób z dziećmi, które teoretycznie są beneficjentami projektu, zgodnym chórem mówią "nie". Wszyscy uważają, że nie należy niszczyć tak pięknego terenu z bogactwem naturalnej przyrody. Oglądając wizualizację projektu, mającego lada moment wejść w fazę realizacji, trudno nie podzielić ocen rodziców i innych protestujących. Sielski widok hektarowej powierzchni z jakimiś drewnianymi krówkami, konikami, wozem drabiniastym, wielką pszczółką, ogromna piaskownica, drewniane bale tworzące ławki i infrastrukturę do zabawy – to wszystko ma zapewnić dzieciom edukację przyrodniczą. Tylko że tereny te stanowią fragment Warszawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu, który po modyfikacji zostałby przyrodniczo bezpowrotnie zniszczony.

Szkodnictwo przyrodnicze

Dolinka Służewiecka, będąca pozostałością starorzecza Wisły, jest funkcjonującym korytarzem ekologicznym. Jako dolina pierwotnie polodowcowa, stała się ciągiem migracyjnym dla różnych gatunków roślin, grzybów i zwierząt – ssaków, ptaków, płazów, które przemieszczają się pomiędzy obszarami chronionymi Wilanowa poprzez Gucin Gaj aż do terenów zielonych Wyścigów Konnych. Jest to jedna z najlepiej zachowanych dolin rzecznych w Warszawie. Ten park, jeśli chodzi o formę, ukształtowanie, roślinność i faunę jest prawdziwym unikatem w skali miasta.

– Bogactwo przyrodnicze Dolinki jest bardzo dobrze przebadane – mówi Sławomir Kasjaniuk, przyrodnik i ekspert, zaangażowany w ochronę natury oraz działalność edukacyjną na rzecz przyrody. – W latach 2015 i 2016 prowadzono tu badania ornitologiczne i stwierdzono występowanie 33 gatunków ptaków lęgowych, mających w Dolince gniazda i wyprowadzających młode. Gatunków tych przybywa, obecnie około jest ich 40. To bardzo wysoki wynik, ponieważ wcześniejsze badania ornitologiczne wykazały, że w warszawskich parkach gniazduje od 17 do 41 gatunków. W bardzo bogatym terytorialnie i przyrodniczo Parku Skaryszewskim gniazduje ich 37, Pole Mokotowskie ma 36 gatunków. Wynik Dolinki – znacznie mniejszej i bardzo wąskiej – ukazuje, że jest ona ewenementem i perełką przyrodniczą w skali całej Warszawy. Dlatego jest ona pod ochroną, wchodząc w skład Warszawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu. Zniszczenie przyrodnicze tego miejsce spowoduje szkodę dla środowiska całej Warszawy, gdyż obszary przyrodnicze miejskie funkcjonują w systemie naczyń połączonych. Jeśli wypadnie jeden z obszarów, automatycznie przerywa się ciąg przyrodniczy z widocznymi szkodami dla całego systemu przyrodniczymi stolicy. Paradoksalnie, również Zarząd Zieleni w swoich publikacjach wypisuje, że każda rewitalizacja parku, przebudowa, inwestycja wymaga przeprowadzenia kompleksowej, całościowej inwentaryzacji przyrodniczej. Przeprowadzony w 2019 roku przez Zarząd Zieleni tzw. bioblitz sprowadzał się do pobieżnych oględzin przyrody w ciągu kilku dni i realizacji przy okazji spacerów edukacyjnych dla zainteresowanych. Uzyskany obraz nie może być inny jak tylko powierzchowny. Inwentaryzacja przyrodnicza Pola Mokotowskiego trwała 2 lata. Tutaj takiej rzetelnej inwentaryzacji nie było – stwierdza przyrodnik Sławomir Kasjaniuk.

Szkoda środków z Budżetu Obywatelskiego

Sławomir Kasjaniuk widzi jednak również pozytywne działania Zarządu Zieleni. – Zarząd robi bardzo dużo dobrego dla przyrody.W porównaniu do innych miast można powiedzieć, że Warszawa jest w dobrych rękach. Niestety jednak widać, że Zarząd zupełnie nie radzi sobie z budżetami obywatelskimi. Przychodzą projekty ewidentnie szkodliwe dla przyrody, racjonalnie nieuzasadnione. Na przykład w ramach projektu BP wartości 160 tys. złotych w ubiegłym roku wykoszono trzciny w rejonie jednego ze stawów, gdyż projekt przewidywał m. in. "odtworzenie osi widokowej, poprawy warunków krajobrazowych". Nic z tego obecnie nie zostało, trzciny odrosły w kilka miesięcy. A 160 tys. złotych zmarnotrawiono, osiągając w dodatku efekt antyprzyrodniczy. Po wykoszeniu wiosną, gdy przyleciały gniazdować łyski , kokoszki, krzyżówki, nie założyły gniazd, bo nie miały schronienia. W efekcie w 2019 roku po raz pierwszy łyski nie wyprowadziły żadnego lęgu, czyli w tym rejonie przestały się reprodukować.

– Wycina się trzcinę, która i tak za kilka miesięcy odrośnie – wtrąca pani Katarzyna. – A pałka wąskolistna została posadzona wiele lat temu w ramach projektu z Budżetu Partycypacyjnego po to, by ograniczyć powierzchnię lustra wody i dla bezpieczeństwa uniemożliwić dzieciom dostęp do niej. Większość została ostatnio wycięta, ale znów odrosła. A nasze pieniądze zmarnotrawiono.

Wśród projektów jest wiele pożytecznych, akceptowalnych przez społeczności lokalne, do których są one skierowane. Jest jednak sporo niechcianych i zbędnych. Dokładnie tak jest w przypadku projektu budowy hektarowego placu zabaw na unikalnym obszarze przyrodniczo chronionym Dolinki Służewieckiej.

Nieracjonalność projektu placu zabaw wynika nie tylko z generowania rokrocznie dużych kosztów utrzymania. Jako projekt ogólnowarszawski uzyskał możliwość głosowania mieszkańców wszystkich dzielnic. Takimi głosami została narzucona lokalizacja kolejnego siedemnastego placu zabaw w okolicy mieszkańcom osiedla Służew nad Dolinką, którzy w żaden sposób nie mogli przeciwko niej zaprotestować, gdyż BO nie umożliwia głosów sprzeciwu. Miasto powołuje się na konsultacje przeprowadzone w 2015 roku, ale mieszkańcy widzą to inaczej. – To nieprawda, że projekt uzyskał w konsultacjach akceptację – mówił pan Andrzej, mieszkaniec ul. Bacha. – Byliśmy za tym, by plac zabaw nie powstał, ale ten projekt był jednoznacznie lansowany przez miasto, które po konsultacji uznało, że będzie naturalny i odsunięty od osiedla, pomimo że tego placu zabaw większość mieszkańców nie zaakceptowała. A w praktyce od osiedla będzie odległy bardzo mało – wspominał z irytacją mieszkaniec.

– Dzieci jest tutaj stosunkowo niewiele – zwraca uwagę pan Kazimierz Łaskawski, emerytowany profesur UW, UMK. – To osiedle jest stare, więcej dzieci mamy na osiedlach nowych. Obecnie mieszkają tutaj głównie emeryci. Zabezpieczenie zabawowe jest bardzo dobre, nie brak osiedlowych placów zabaw, jest fontanna, są boiska. I na tych boiskach nie ma zbyt wiele młodzieży. Dla mnie ten projekt to absolutny dziwoląg – podsumował prof. Łaskawski.

Dla kogo więc ma być ten plac zabaw? Swój punkt widzenia wyjaśnił pan Józef, spacerujący z równie leciwym jak on retriverem, który sam podszedł do mnie. – Panie drogi, to proste. Jak już będzie plac zabaw, to najtrudniejsze zostało zrobione – wykoszenie z przyrody atrakcyjnego terenu. Minie okres ochronny projektu z budżetu, to teren stanie się wymarzony dla niskiej zabudowy, np. szeregowej. Deweloper pewnie już czeka. Miasto potrzebuje przecież pieniędzy – pan Józef mrugnął porozumiewawczo, z uśmiechem człowieka, który dużo w życiu widział, zwłaszcza w ostatnich latach.

Wróć