Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Sezon świętych Mikołajów wciąż trwa...

27-02-2019 21:28 | Autor: Maciej Petruczenko
Najbardziej kochamy takich polityków, którzy sypią nam dużo do portfela. No i teraz, gdy w niedalekiej perspektywie czekają nas najpierw wybory do Europarlamentu, a potem krajowe wybory parlamentarne – nic, tylko nadstawiać mieszek. Niektórzy twierdzą, ze nikt nam tyle nie da, ile rządząca partia wszystkim obieca.

W obliczu nadchodzących wyborów obiecała zatem sypnąć liczącemu się elektoratowi 40 miliardów złotych. A liczący się elektorat to akurat nie korpus nauczycielski, lekarze czy też osoby upośledzone fizycznie lub umysłowo. Ci mogą jeszcze poczekać – zdecydowała junta directiva RP i budżet państwa musi to obciążenie wytrzymać.

Prawdę mówiąc coraz większe wydatki na socjal niejako skłaniają do przypuszczenia, że wraca u nas trochę już zapomniany socjalizm i że pora, żeby któryś z obecnych gospodarzy kraju powtórzył słynne hasło Edwarda Gierka: „Żeby Polska rosła w siłę, a ludziom się żyło dostatniej”. To hasło już się właściwie realizuje w całej pełni. Rośnięcie w siłę mają zapewnić kolejne zakupy kosztownych broni strategicznych w USA, a dostatek – podnoszenie pensji i emerytur. Podobno w Warszawie ideał dostatku został już osiągnięty przynajmniej w obrębie Narodowego Banku Polskiego, gdzie za samą urodę pracowniczki mają brać po 50-60 tysięcy złotych miesięcznie. Jeżeli do tego dołożyłoby się drugie tyle za pracę, to ho, ho – po prostu żyć, nie umierać!

Na tle luksusowo uposażonych urzędniczek NBP ktoś taki jak prezydent Warszawy to po prostu nędzarz. Wykonuje wprawdzie niesłychanie odpowiedzialną pracę, ale bierze za to parokrotnie mniej niż damy zwane Aniołkami (prezesa) Glapińskiego. Mimo to zajmujący stanowisko stołecznego włodarza Rafał Trzaskowski jakoś nie narzeka i – chcąc nie chcąc – dostosowuje się do narzuconej przez rząd politycznej mody, dorzucając warszawskim uczniom po stówie na zajęcia dodatkowe, żeby się młodzież wyżyła kulturalnie lub sportowo. Równocześnie z inicjatywy prezydenta stolicy wprowadza się samorządową Kartę LGBT, mającą powstrzymywać przed wrogimi gestami wobec osób kochających inaczej (LGBT – to: Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender), co władze miasta chcą między innymi osiągnąć poprzez odpowiednią edukację seksualną w szkołach.

Nie jestem pewny, czy warszawska inicjatywa Rafała Trzaskowskiego, wspierana zapewne przez wiceprezydenta Pawła Rabieja, nie rozmija się, jak na złość, z deklaracjami ogłoszonymi po zwołanej w Rzymie przez papieża Franciszka ważnej naradzie kardynałów z całego świata. Bo w owych deklaracjach chodzi o to, żeby księża jednak nie kochali dzieci i młodzieży inaczej niż tylko czystą miłością bliźniego. O ile w Warszawie promuje się tolerancję dla ruchu LGBT, o tyle w słynącym wszak od stuleci z cnotliwego życia Rzymie – wprost przeciwnie, ogłasza się zero tolerancji. I bądź tu człowieku mądry. Tym bardziej – gdy się pamięta, iż jeden z naszych biskupów usprawiedliwił księżą pedofilię tym, że te małe smarkule albo smarkacze sami prowokują duchownych do czynów zbereźnych. Żeby dezorientację społeczeństwa polskiego jeszcze pogłębić – wbrew Ojcu Świętemu – w Gdańsku stawia się na powrót już raz obalony pomnik bynajmniej nieświętego prałata Henryka Jankowskiego, który – jak twierdzą wtajemniczeni – obok politycznych miał również niemałe pedofilskie zasługi. I bądź tu człowieku mądry...

Oczywiście, wbrew twierdzeniom złośliwców, nie z samymi pedofilami mamy w szeregach osób duchownych do czynienia. Ja sam nigdy się na księdza kochającego dzieci w ścisłym tego słowa znaczeniu nie natknąłem i – chwalić Boga – nie słyszy się o kimś takim w naszej okolicy. Bardzo sobie natomiast chwalę, że spora grupa ursynowskich duszpasterzy potrafi znakomicie haratać w gałę, czyli poniekąd upodabnia się do Roberta Lewandowskiego, co chyba jest dziś w najwyższym stopniu godne pochwały. Bo wypada przecież przypomnieć, że dawnymi laty Kościół nie za bardzo opowiadał się za sportem, a zwłaszcza za lataniem młodych kobiet w krótkich majtkach i nawet naszej pierwszej mistrzyni olimpijskiej (Amsterdam 1928), dyskobolce Halinie Konopackiej miał występowanie w lekkoatletycznym negliżu za złe. Na szczęście polski papież Jan Paweł II miał już całkiem odmienne zdanie w sprawie sportu i bardzo rozwój tej dziedziny popierał, sam jeździł na nartach i kajakował, więc nic dziwnego, że Centrum Olimpijskiemu w Warszawie nadano właśnie imię tego sławnego Polaka, który na pewno nie uważał, że dla utrzymania kondycji fizycznej wystarczy li tylko leżenie krzyżem.

A wracając do problemu wychowania młodzieży w naszych warunkach, trudno nie zauważyć, że Kościół powinien się w dużo większym stopniu dostosowywać do nowych czasów i uwzględniać nowe źródła wiedzy, bo w dobie Internetu i lotów Kosmos trzeba przynosić dzieciarni nie tylko Dobrą, ale i Mądrą Nowinę. A przede wszystkim zmienić priorytety, przestawiając się z dbania o dobra doczesne (zwłaszcza o kościelne dochody i kościelny majątek) na rzeczywistą dbałość o sferę duchową i charytatywną. Bo nawet tak mądry duszpasterz jak ksiądz kardynał Kazimierz Nycz powinien zrozumieć, że w sytuacji, gdy trzeba wspomóc tyle ludzi kalekich i chorych, budowanie „Nycz Tower” nie jest właściwym przykładem chrześcijańskiego współczucia i troski o los współbraci w wierze. Aż głupio to powiedzieć, ale pod tym względem o wiele lepszy przykład od Kościoła daje ursynowski dyrygent Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – Jurek Owsiak. Nie wiadomo po co przeciwstawiany Caritasowi.

Papież Franciszek Owsiaka by za nic nie zganił 0 w przeciwieństwie do najróżniejszych oficjeli naszego państwa i naszego Kościoła.

Wróć