Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Sąd wspiera „Passę”, dyscyplinując prokuraturę w sprawie Narbutta 60

08-06-2016 20:49 | Autor: Tadeusz Porębski
Tygodnik Passa wygrywa kolejne starcia trwającego od 2014 roku zażartego pojedynku z bezdusznym Biurem Gospodarki Nieruchomościami i dwiema prokuraturami rejonowymi. Powoli, ale nieuchronnie zbliża się ostatnia runda walki o uratowanie przed bezprawną reprywatyzacją mokotowskiej kamienicy przy ul. Narbutta 60.

W opisywanej przez nas od dwóch lat sprawie reprywatyzacji nieruchomości przy ul. Narbutta 60 procedura w stołecznym Biurze Gospodarki Nieruchomościami toczyła się wartko, bardzo uczynni okazali się także urzędnicy dzielnicy Mokotów. Rzecz dotyczy decyzji prezydent Warszawy z dnia 26.05.2014 r. (nr 197/GK/DW/2014) o zwrocie (przekazaniu w użytkowanie wieczyste) spadkobiercom byłego właściciela działki budowlanej przy ul. Narbutta 60, na której posadowiony jest wybudowany w 1955 r. 5-kondygnacyjny budynek mieszkalny. Z upoważnienia prezydent miasta decyzję podpisał Jerzy Mrygoń, zastępca dyrektora BGN.

Decyzją tą przyznaje się spadkobiercom byłego właściciela prawo użytkowania wieczystego do dwóch działek. Z tego tytułu ustalono czynsz symboliczny. Oddanie działek w użytkowanie wieczyste miało nastąpić z równoczesną sprzedażą części wspomnianego wyżej, wybudowanego w 1955 r. pięciokondygnacyjnego budynku mieszkalnego. Chodzi o 10 lokali mieszkalnych o łącznej powierzchni 466 mkw. będących własnością miasta. Cztery pozostałe zostały wcześniej wykupione. Podstawa ustalenia ceny owych 10 lokali komunalnych została określona w operacie szacunkowym sporządzonym przez rzeczoznawcę majątkowego na zlecenie Urzędu Dzielnicy Mokotów. Pani rzeczoznawca, cóż za przypadek, również wyszła naprzeciw interesom spadkobierców byłego właściciela nieruchomości i wyceniła metr kwadratowy mieszkania w pierwszorzędnej lokalizacji, w budynku kompleksowo wyremontowanym ze środków dzielnicy Mokotów, na... 4 tysiące złotych. Na wolnym rynku ceny lokali w tym rejonie przekraczają 10 tysięcy złotych za mkw.

Wniosek spadkobierców byłego właściciela o zwrot nieruchomości przy ul. Narbutta 60 opiera się na akcie notarialnym z 11 stycznia 1947 r. W tym dniu trzy osoby, w tym jedna cudzoziemka, sprzedały Jerzemu R. niezabudowaną działkę przy ul. Narbutta 60. W uzasadnieniu decyzji miasta o zwrocie tej nieruchomości znajduje się następujący fragment: "...z tytułu nabycia (działki przy ul. Narbutta 60 przez Jerzego R. - przyp. red.) na mocy aktu kupna z dnia 11 stycznia 1947 r., ZEZNANEGO w kancelarii Bronisława Czernica, notariusza w Warszawie". Jednak nabycie i akt kupna nie został "zeznany" w kancelarii Bronisława Czernica przy ul. Kapucyńskiej 6, lecz w... gruzach budynku Narbutta 58. Notariusz Bronisław Czernic nie miał z tym aktem nic wspólnego. Dokument sporządził bowiem jego rzekomy zastępca, niejaki Zygmunt Anyżewski. Piszemy "rzekomy zastępca", ponieważ w zasobach ministerstwa sprawiedliwości nie odnaleziono teczki osobowej asesora o takich personaliach. A zastępcą notariusza mógł być wyłącznie asesor sądowy.

Przeszłość czasu przyszłego

Okazuje się, że w robieniu dobrze spadkobiercom byłego właściciela nieruchomości przy ul. Narbutta 60 prześcigali się także urzędnicy dzielnicy Mokotów. Mimo że posiadali wiedzę, iż do nieruchomości są roszczenia, nie żałowali grosza na remonty. Wpierw jednak wybrali do zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej Narbutta 60... osoby ubiegające się o zwrot tej nieruchomości, czyli spadkobierców byłego właściciela, choć żadna z tych osób w budynku Narbutta 60 nie mieszkała i nie mieszka! Było to zgodne z prawem, ponieważ miasto ma we wspólnocie ponad 70-proc. udziałów, więc może powoływać skład zarządu wspólnoty wedle własnego widzimisię. Czy jednak było to zgodne z interesem publicznym? Naszym zdaniem, w żadnym razie. 

Mimo posiadania wiedzy o roszczeniu dzielnica Mokotów pompowała w ten budynek publiczne pieniądze. W 2000 r. gruntownie odnowiono klatkę schodową, ściany wygładzono gipsem i pomalowano. W następnych latach wymieniono kolejno: piony kanalizacyjne, instalacje centralnego ogrzewania i elektryczną, okna, drzwi oraz parapety na klatce schodowej, którą ponownie pomalowano, pokrycie dachowe, zamontowano również nowiutkie rynny. W 2011 r. ocieplono budynek od podwórza, a dwa lata później, kilkanaście miesięcy przed wydaniem decyzji o zwrocie nieruchomości, dzielnica Mokotów pokryła ponad 70 proc. kosztów związanych z odnowieniem elewacji budynku od strony ulicy. Kosztem podatników doprowadzono budynek do stanu lepszego, niż ten w jakim znajdował się po wybudowaniu. W chwili obecnej dom nie wymaga nakładów, więc sprzedaż jego większej części spadkobiercom byłego właściciela, po mocno zaniżonej, śmiesznej wręcz cenie, byłaby dla tych osób złotym interesem.

Najemcy mieszkań komunalnych przy Narbutta 60 wydaną w maju decyzję o zwrocie nieruchomości otrzymali w połowie czerwca 2014 r. Napisano w niej m. in., że zostanie sporządzony operat szacunkowy. Tymczasem operat był gotowy już rok wcześniej. Czas na załatwienie sprawy wybrano optymalny - okres letni. Archiwum Akt Nowych przez cały lipiec jest nieczynne. Natomiast Archiwum m. st. Warszawy na ul. Krzywe Koło nieczynne jest przez cały sierpień. Maksymalnie utrudniono więc mieszkańcom zbieranie dowodów koniecznych do skutecznego odwołania się od decyzji w postaci wniosku o wstrzymanie jej wykonania. Analizując dzisiaj całokształt sprawy, wedle zdobytej przez nas przez okres dwóch lat wiedzy, nieodparcie nasuwa się wniosek, że ktoś wszystko dokładnie zaplanował. Pytanie tylko, kto?

Od samego początku istniały przesłanki do postawienia tezy, że urzędnicy BGN dopuścili się w sprawie nieruchomości Narbutta 60 niedopełnienia obowiązków służbowych i tym samym działali na szkodę interesu publicznego. Wydając przedmiot (komunalną nieruchomość) dużej wartości, pominęli wiele faktów dających im podstawę do odmówienia realizacji roszczenia i skierowania spadkobierców byłego właściciela na drogę sądową. Wydali przedmiot mimo poważnych wątpliwości, co do autentyczności aktu notarialnego z 1947 r.

W świetle informacji uzyskanych z Ministerstwa Sprawiedliwości można założyć z 99-procentową pewnością, że akt notarialny, który stanowi podstawę roszczenia i wydanej w 2014 r. decyzji BGN, został sporządzony (poza kancelarią notarialną) przez osobę do tego nieuprawnioną. W tej chwili oczekujemy na odpowiedź prezesa Sądu Apelacyjnego oraz Izby Notarialnej co do istnienia (lub nie) Zygmunta Anyżewskiego w spisie asesorów sądowych z lat czterdziestych ubiegłego wieku. To będzie przysłowiowa kropka nad „i”. Obudził się także stołeczny ratusz. Rzecznik prezydent Warszawy poinformował naszą redakcję, że wykonanie decyzji BGN nr 197/GK/DW/2014 zostało wstrzymane. Kto o tym zadecydował i z jakiego powodu wstrzymał wykonanie prawomocnej, ostatecznej decyzji administracyjnej, pan rzecznik nie raczył poinformować.

Ścigać, żeby nie złapać...

Osobną odsłoną sprawy Narbutta 60 jest podejście do niej organów ścigania. Dwie prokuratury rejonowe – mokotowska i śródmiejska – metodycznie odmawiały ścigania urzędników BGN, mimo dostarczanych przez nas ciągle nowych dowodów na popełnienie przez nich tzw. przestępstw urzędniczych (art. 231 kk – niedopełnienie obowiązków służbowych oraz 271 kk - poświadczenie nieprawdy w dokumencie urzędowym). Zastępca dyrektora BGN, który w sposób ewidentny zaniechał ustalenia czy spisany w gruzach powojennej Warszawy akt notarialny został sporządzony przez osobę do tego uprawnioną, nie jest nękany przez prokuraturę. Prokuratorzy umarzają pobieżnie prowadzone postępowania "w sprawie", jakby w ogóle nie interesowało ich, że w podejrzanych okolicznościach próbuje się przekazać w prywatne ręce wielomilionowy majątek komunalny.

Dowodem na to, że postępowania faktycznie prowadzone są w sposób pobieżny może być orzeczenie sądu sprzed kilku dni (3 czerwca). Sędzia pozytywnie rozpatrzyła zażalenie lokatorów na wydane 1 marca 2015 r. postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa w sprawie pociągnięcia do odpowiedzialności z art. 231 kk zastępcy dyrektora BGN Jerzego Mrygonia i nakazała prokuraturze na Mokotowie wszczęcie postępowania przygotowawczego. Zaznaczyła przy tym, że prokuratura dostarczyła Wysokiemu Sądowi "szczątkowe informacje dotyczące sprawy". Zaskarżone do sądu postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa wydała młodsza aspirant Renata Barbachowska z KRP II na Mokotowie. Zatwierdziła je w lipcu 2015 r. mokotowska prokurator Katarzyna Kalinowska - Rinas, prywatnie żona urzędującego wiceburmistrza tej dzielnicy Krzysztofa Rinasa.

W tym samym czasie inna policjantka z KRP II umorzyła dochodzenie w sprawie poświadczenia nieprawdy w dokumencie urzędowym przez Waldemara Geryszewskiego, głównego specjalistę w mokotowskiej delegaturze BGN. Geryszewski stwierdził w urzędowym dokumencie, że "budynek przy ul. Narbutta 60 powstał przed 1945 r.", kiedy w rzeczywistości wybudowano go po wojnie i oddano do użytkowania w maju 1955 r.

To, czy budynek powstał przed wojną czy po wojnie, ma kluczowe znaczenie. Jeśli organ wydający decyzję "zwrotową" przyjąłby datę przed 1945 r., to wtedy poza gruntem spadkobiercy byłego właściciela otrzymaliby gratis także budynek. W sytuacji, kiedy przyjęto by, że ten znakomicie zlokalizowany dom został wybudowany w 1955 r., a więc po wojnie, spadkobiercy musieliby wykupić od miasta 10 mieszkań komunalnych. Prokurator rejonowa z Mokotowa zleciła wszczęcie dochodzenia i dokonanie wstępnych czynności wydziałowi dochodzeniowemu KRP II przy ul. Malczewskiego. W dniu 29.07. 2015 r. sierżant sztabowa Elwira Chodkiewicz wydała postanowienie o umorzeniu dochodzenia "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego". Szokujące jest nie samo umorzenie, co uzasadnienie. Ewidentnie "lewy" dokument urzędowy nie jest w naszym państwie dowodem "dostatecznie uzasadniającym PODEJRZENIE popełnienia czynu zabronionego"? To jaki jeszcze dowód należy przedstawić, by wzbudził w organach ścigania podejrzenie, że ktoś dopuścił się fałszerstwa? 

Kto to zatwierdził?

Nie zdołałem ustalić, kto personalnie z prokuratury rejonowej na Mokotowie zatwierdził postanowienie sierżant Chodkiewicz. Odmówiono mi informacji argumentując, że nie jestem stroną w sprawie. Jest to jednak tak ważna dla mnie – dziennikarza kwestia, że 6 maja br. zdecydowałem się wystąpić do pani Ewy Wrzosek, nowo powołanej szefowej prokuratury rejonowej na Mokotowie, z wnioskiem o wzruszenie postanowienia z 29 lipca 2015 r. o umorzeniu dochodzenia i podjęcie postępowania na nowo. Przedstawiłem stosowne argumenty i cierpliwie czekam na stanowisko prokurator Wrzosek. Jestem bowiem zdania, że ewidentne przestępstwo, polegające na poświadczeniu nieprawdy w urzędowym dokumencie, nie powinno ujść sprawcy płazem. To godziłoby w poczucie społecznej sprawiedliwości.

Dziw bierze, że instytucje powołane ustawowo do ścigania przestępstw oraz stania na straży praworządności w ogóle nie wydają się być zainteresowane gruntownym zbadaniem decyzji administracyjnej, której owocem jest przekazanie prywatnym osobom majątku komunalnego milionowej wartości. Dziw bierze również, że postępowanie dowodowe zakończone, mówiąc nawiasem, pełnym powodzeniem prowadzi dziennikarz lokalnego tygodnika oraz dwoje lokatorów budynku Narbutta 60, a nie powołane do tego celu organy ścigania. Dziw bierze wreszcie, że rzetelne zbadanie sprawy musi nakazywać prokuraturze i policji sąd rejonowy, ponieważ osoby reprezentujące prawo są głuche i ślepe na przedstawiane im dowody, jasno wskazujące na to, że decyzja BGN z maja 2014 r. obarczona jest wadą prawną, zawiera dane niezgodne ze stanem faktycznym oraz opiera się na akcie notarialnym sporządzonym przez osobę nie istniejącą w przestrzeni sądowniczej i notarialnej, czyli nieuprawnioną do sporządzania tego rodzaju dokumentów.

Czy mamy do czynienia z misternie ułożonym planem zagarnięcia komunalnego mienia wielkiej wartości, czy też z niechlujstwem urzędników oraz lenistwem prokuratorów i policjantów? Czy wydanie decyzji "zwrotowej" na podstawie sporządzonego ponoć  pokątnie gdzieś w gruzach świstka papieru, gruntowne wyremontowanie z publicznych środków objętego roszczeniem budynku przy ul. Narbutta 60, umocowanie w zarządzie tamtejszej wspólnoty osób ubiegających się o zwrot tej nieruchomości, wycenienie na śmieszne 4 tys. zł metra kwadratowego mieszkania w tym budynku, wydanie lipnego dokumentu poświadczającego nieprawdę, jak również zastanawiająca inercja organów ścigania w tej sprawie, to jedynie dzieło przypadku? Zbyt dużo tych przypadków, ale chętnie wysłuchamy opinii naszych Czytelników. Tak czy owak, bój o nasz wspólny majątek trwa i będzie trwał aż do całkowitego wyjaśnienia tej pełnej niewiadomych sprawy.

Wróć