Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Rząd chce szkody dla przyrody?

26-02-2020 20:45 | Autor: Maciej Petruczenko
Nie jestem zwolennikiem poglądu, że wszystko, co robi obecny rząd RP, wspierany prze zlepek na pozór prawicowych partii, jest do kitu. W gruncie rzeczy jednak jest to realizacja lewicowego programu, wspierającego tych, którym w życiu nie wyszło. Tyle że lewicowe cele próbuje się osiągać za pomocą iście prawicowych podatków i posuniętej do absurdu kontroli skarbowej, dławiącej ludzi czynu, czyli najogólniej mówiąc hamujących przedsiębiorczość rzutkich Polaków. Do tego dochodzą inicjatywy – wypisz, wymaluj – przypominające „wielkie budowy socjalizmu” z czasów PRL.

Jedną z takich budów ma być Centralny Port Komunikacyjny w Stanisławowie koło Baranowa. Nie przeczę, że w sytuacji, gdy podstarzałe Okęcie już ledwo zipie, nowe lotnisko międzynarodowe na miarę czasu jest w Polsce potrzebne, chociaż nie można mieć pewności, czy już po jego otwarciu uda się utrzymać tę placówkę w sensie ekonomicznym, bo nazbyt dużo we współczesnym świecie zmienia się w oszołamiającym tempie. Dzisiejsze prognozy gospodarcze mogą za chwilę nie zdać się nawet psu na budę. Martwi mnie jednak przede wszystkim to, że w inwestycyjnym zapale usiłuje się niejednokrotnie wylewać dziecko razem z kąpielą.

Jaskrawym tego przykładem jest ujawniony nagle projekt, by coraz bardziej pozbawianą świeżego powietrza aglomerację stołeczną pognębić od strony ekologicznej jeszcze bardziej. A mam na myśli szeroko już dyskutowaną sprawę poprowadzenia biegnącej z Baranowa autostrady, która dochodziłaby do tzw. warszawskiego ringu nie z dawna już przetartym szlakiem Drogi Krajowej 50, dotykającej Góry Kalwarii z jej nowo wybudowaną obwodnicą, lecz przecinałyby bezcenne tereny leśne, rezerwaty przyrody z obfitością dzikiej zwierzyny – a przede wszystkim Chojnowski Park Krajobrazowy. Sznur pojazdów miałby przejeżdżać między innymi przez Ustanów, wieś na samym obrzeżu Zalesia Górnego, historycznego letniska, wokół którego krążą jelenie, sarny, dziki, łosie, lisy, borsuki, a bobry urozmaicają widok rzeki Zielonej. Autostrada zamiast cichego duktu w jednym z ostatnich, nieskażonych wyziewami spalin zakątków leśnych w rejonie Warszawy, to pomysł szalony. A tak po prawdzie – jawny gwałt na ekologii, której znaczenie – wobec coraz gwałtowniejszego procesu ocieplenia klimatu i wysuszania gleby – rośnie dosłownie z dnia na dzień. Można powiedzieć, że stojący za konkretnymi spółkami państwowymi obecny rząd, kierowany przez premiera Mateusza Morawieckiego, jakby miał klapki na oczach.

Zielone tereny rekreacyjne Zalesia Górnego i okolic to największe w Polsce skupisko stajni konnych, bo jest gdzie jeździć wierzchem w urokliwych pasmach leśnych; to również hodowla ryb w Żabieńcu; to uwielbiany przez warszawiaków zalew i odkryty basen pływacki w dawnym ośrodku wczasowym Wisła. Autostrada byłaby wprowadzeniem piekła w przyrodniczy raj i kolejnym posunięciem łamiącym unijne standardy. Jak na ironię, ci warszawiacy, którzy zainwestowali w nieruchomości Zalesia Górnego i sąsiednich wsi, spełniając rygorystyczne wymogi ekologiczne, czują się teraz wystrychnięci na dudków. Bo od nich żądało się niezabudowywania większej części każdej z działek, a teraz okazuje się, że decydenci ze spółek państwowych i rządu mogą mieć ekologię głęboko w d....pie.

A przecież całkiem inaczej jest w choćby w krajach zachodniej Europy. Właśnie dowiaduję się od znajomego z Hiszpanii, że zdarzyło mu się minimalnie przekroczyć dopuszczalną powierzchnię zabudowy na świeżo kupionej działce i władze miasta od razu zażądały od niego, by za karę nabył inną działkę komunalną i zagospodarował ją pod kątem ekologicznym. Co zaś zrobi premier Morawiecki, jeśli autostrada koło Zalesia doprowadzi do całkowitego zniszczenia obecnego zwierzostanu? Założy może na własny koszt park narodowy na swoich prywatnych działkach i osobiście przeniesie tam jelenie, lisy i bobry?

Sięgając po nieco oddalone od nas przykłady, można wskazać do jakiego nieszczęścia klimatycznego doprowadza świat samo wycinanie lasów Amazonii i jakie są skutki niszczenia przyrody na rozległych terenach Syberii. Może zatem choć w tej materii Polak byłby mądrzejszy przed szkodą niż po szkodzie. Bo narodowy interes ekologiczny jest ważniejszy od jakiegokolwiek interesu partyjnego. Chyba że rząd kieruje się hasłem: po nas choćby potop.

Nie dość, że ostatnie lata przyniosły w samym mieście stołecznym bezprawne zabudowanie absolutnie niezbędnych korytarzy powietrznych, to jeszcze leśna otulina Warszawy zostałaby w istotnym stopniu zniszczona! Już przeprowadzenie drogi ekspresowej (faktycznej autostrady) przez sam środek potężnej dzielnicy mieszkaniowej Ursynów (ostro sprzeciwiał się temu śp. prezydent miasta Lech Kaczyński) – rodzi niesłychane komplikacje i skazuje blisko 200 tysięcy mieszkańców na wdychanie smogu. Tym bardziej, że – jak stale alarmujemy na łamach „Passy” – filtry przy wylotach tunelu na linii ulicy Płaskowickiej bynajmniej nie są gwarantowane przez wykonawcę inwestycji S-2.

Jeśli się zapomina o ochronie środowiska naturalnego, to prędzej czy później trzeba będzie płacić za to zaniedbanie własnym zdrowiem. Dziś już mamy świadomość, że słówko „prędzej” będzie tu właściwym określeniem. Rozchodzenie się koronawirusa jest tego najlepszym świadectwem. Dlatego z sobiepaństwem fundujących nam różne nieszczęścia urzędników trzeba walczyć tak samo jak z zarazą. Może w związku z tym obywatele RP wreszcie zrozumieją, że dalsze pozwalanie urzędniczym przestępcom na jawną bezkarność musi uderzyć rykoszetem w społeczeństwo, które już poniewczasie przypomni sobie o pewnym faceciku, którego obsesją było również budowanie autostrad.

Wróć